[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwa¿am, ¿e s¹ trochê szaleni.A tak¿e niegrzeczni i k³amliwi.Wybuchn¹³em œmiechem.- Stajesz siê prawdziwym Amberyt¹.- Naprawdê?- Tak.Wszyscy tacy jesteœmy.Nie ma siê czym martwiæ.A tak przy okazji, co zasz³o miêdzy wami?- Wola³bym raczej sam rozwi¹zaæ ten problem.jeœli nie masz nic przeciw temu.- Rób, co uwa¿asz za najlepsze.- Czyli nie muszê ciê przed nimi ostrzegaæ?- Nie.- Dobrze.To mnie najbardziej niepokoi³o.Teraz chyba wypróbujê to b³oto i mu³.- Zaczekaj!- Co?- Ostatnio dobrze ci idzie przenoszenie przez Cieñ ró¿nych rzeczy.- Owszem, chyba nabieram wprawy.- Co powiesz na ma³y oddzia³ wojska z dowódc¹?- Myœlê, ¿e sobie poradzê.- I mnie?- Oczywiœcie.Gdzie teraz s¹ i dok¹d chcecie siê udaæ? Siêgn¹³em do kieszeni, znalaz³em Atut Luke’a i wyci¹gn¹³em przed siebie.- Ale.Sam przecie¿ ostrzega³eœ, ¿eby mu nie ufaæ - zdziwi³ siê Ghost.- Teraz mo¿esz - uspokoi³em go.- Ale tylko w tej sprawie.W ¿adnej innej.Sytuacja uleg³a pewnym zmianom.- Nie rozumiem.Ale skoro tak mówisz.- Potrafisz go znaleŸæ i przygotowaæ wszystko?- Powinienem.Gdzie chcecie siê dostaæ?- Do Twierdzy Czterech Œwiatów.- Dobrze.Ale to niebezpieczne miejsce, tato.Bardzo trudno tam dotrzeæ i odejœæ.Jest tam równie¿ rudow³osa dama, która próbowa³a zamkn¹æ mnie blokad¹ mocy.- Jasra.- Nie wiem, jak mia³a na imiê.- To matka Luke’a - wyjaœni³em, machaj¹c Atutem.- Niedobre pochodzenie - stwierdzi³ Ghost.- Mo¿e nie powinniœmy siê z nimi zadawaæ.- Niewykluczone, ¿e ona te¿ pójdzie z nami.- Och nie! To groŸna dama.Na pewno nie chcia³byœ jej mieæ obok siebie.Zw³aszcza w miejscu, gdzie jest silna.Spróbuje znowu mnie schwytaæ.Mo¿e jej siê udaæ.- Bêdzie zbyt zajêta innymi sprawami - obieca³em.- A ja mogê jej potrzebowaæ.Wiêc uznaj j¹ za czêœæ przesy³ki.- Jesteœ pewien, ¿e wiesz, co robisz?- Niestety, tak.- Kiedy chcecie siê tam dostaæ?- Zale¿y to po czêœci od tego, kiedy bêd¹ gotowi ¿o³nierze Luke’a.Mo¿e byœ to sprawdzi³?- Dobrze.Jednak nadal uwa¿am, ¿e pope³niasz b³¹d, udaj¹c siê w takie miejsce z tymi ludŸmi.- Potrzebny mi ktoœ, kto potrafi pomóc, a koœci w³aœciwie zosta³y ju¿ rzucone - odpowiedzia³em.Ghost zbieg³ siê do punktu, mrugn¹³ i zgas³.Wci¹gn¹³em powietrze, zmieni³em zdanie co do westchnienia i ruszy³em do najbli¿szych drzwi mojego apartamentu, ju¿ niedaleko od miejsca, gdzie sta³em.Siêga³em do klamki, kiedy poczu³em wibracjê atutowego kontaktu.Coral?Otworzy³em umys³.Po raz drugi zjawi³ siê przede mn¹ Mandor.- Wszystko w porz¹dku? - spyta³ od razu.- Roz³¹czono nas w tak niezwyk³y sposób.- Nic mi nie jest - zapewni³em.- Roz³¹czono nas w sposób, jaki trafia siê raz na ca³e ¿ycie.Nie ma powodów do niepokoju.- Jesteœ chyba trochê zdenerwowany.- To dlatego, ¿e przejœcie z do³u na piêtro trwa strasznie d³ugo, kiedy usi³uj¹ w tym przeszkodziæ wszystkie moce wszechœwiata.- Nie rozumiem.- Mia³em ciê¿ki dzieñ - mrukn¹³em.- Zobaczymy siê póŸniej.- Chcia³em pogadaæ o tych sztormach, o nowym Wzorcu i.- PóŸniej.Czekam na rozmowê.- Przepraszam.Nie ma poœpiechu.Odezwê siê jeszcze.Przerwa³ kontakt, a ja siêgn¹³em do zamka.Zastanawia³em siê, czy rozwi¹za³bym problemy swoich znajomych, gdybym przerobi³ Ghosta na automatyczn¹ sekretarkê.Rozdzia³ 7Powiesi³em p³aszcz na Jasrze, a pas z mieczem na filarze ³Ã³¿ka.Wyczyœci³em buty, umy³em rêce i twarz, wyszuka³em ozdobn¹ koszulê barwy koœci s³oniowej - marszczon¹, z ¿abotem i brokatami.W³o¿y³em j¹ do szarych spodni.Potem odkurzy³em ciemnofioletowy ¿akiet.Kiedyœ rzuci³em na niego czar, ¿eby w³aœciciel wydawa³ siê odrobinê bardziej czaruj¹cy, dowcipny i budz¹cy zaufanie ni¿ w rzeczywistoœci.Uzna³em, ¿e to dobra okazja, by go wykorzystaæ.Szczotkowa³em w³osy, kiedy us³ysza³em pukanie.- Chwileczkê! - krzykn¹³em.Skoñczy³em.By³em gotów do wyjœcia i pewnie ju¿ spóŸniony.Odsun¹³em rygiel i otworzy³em drzwi.Na progu sta³ Bill Roth, ca³y w br¹zach i czerwieniach.Wygl¹da³ jak podstarza³y kondotier.- Bill! - uœcisn¹³em mu d³oñ, rêkê i ramiê, i wprowadzi³em do œrodka.- Mi³o ciê widzieæ.W³aœnie wróci³em.Mia³em mnóstwo k³opotów, a nied³ugo wyruszam szukaæ kolejnych.Nie wiedzia³em, czy jesteœ w pa³acu.Chcia³em ciê poszukaæ, jak tylko sprawy trochê siê u³o¿¹.Uœmiechn¹³ siê i lekko trzepn¹³ mnie w ramiê.- Bêdê na kolacji - oznajmi³.- Martin mówi³, ¿e te¿ siê wybierasz.Ale pomyœla³em, ¿e lepiej zajrzê i przejdê siê z tob¹.Tam bêd¹ ci ludzie z Begmy.- Rozumiem.Masz jakieœ wieœci?- Tak.Wiesz coœ o Luke’u?- Przed chwil¹ z nim rozmawia³em.Twierdzi, ¿e odwo³a³ wendetê.- Jest szansa, ¿e spróbuje siê usprawiedliwiæ na tym przes³uchaniu, o które pyta³eœ?- Z tego, co mówi³ raczej nie.- Szkoda.Przeprowadzi³em pewne badania.S¹ mocne precedensy dla obrony w sprawach wendety.Na przyk³ad twój wuj Osric mœci³ siê na ca³ym rodzie Karm z powodu œmierci krewnego ze strony matki.W tym czasie Oberona ³¹czy³y z Karm bardzo przyjazne stosunki, a Osric zabi³ trzech z nich.Oberon uniewinni³ go na przes³uchaniu.Swoj¹ decyzjê opar³ na wczeœniejszych sprawach.Posun¹³ siê nawet dalej: sformu³owa³ rodzaj ogólnej zasady.- Oberon wys³a³ go tak¿e na front w wyj¹tkowo paskudnej wojnie - wtr¹ci³em.- Osric ju¿ z niej nie wróci³.- O tym nie wiedzia³em - zdziwi³ siê Bili.- Ale z s¹du wyszed³ czysty.- Muszê wspomnieæ o tym Luke’owi.- Któr¹ czêœæ? - zapyta³.- Obie - odpowiedzia³em.- Ale nie o tym przede wszystkim chcia³em z tob¹ porozmawiaæ - oznajmi³.- Coœ siê dzieje w wojskowym skrzydle.- O czym ty mówisz?- £atwiej bêdzie ci pokazaæ - odpar³.- To zajmie tylko chwilê.- Dobrze.ChodŸmy.- Wyszed³em za nim na korytarz.Prowadzi³ do tylnych schodów i tam zboczy³ w lewo.Minêliœmy kuchniê i weszliœmy w nastêpny korytarz, który skrêca³ na ty³y pa³acu.Z przodu dobiega³y g³oœne huki.Spojrza³em na Billa, a on skin¹³ g³ow¹.- To w³aœnie us³ysza³em wczeœniej - wyjaœni³.- Kiedy przechodzi³em niedaleko.Dlatego zabra³em ciê tu na przechadzkê.Wszystko mnie tutaj interesuje.Przytakn¹³em.Rozumia³em to uczucie.Zw³aszcza ¿e wiedzia³em, i¿ ha³as dobiega z g³Ã³wnej zbrojowni.Benedykt sta³ na œrodku i przez lufê karabinu ogl¹da³ swój paznokieæ.Natychmiast podniós³ g³owê i spojrzeliœmy sobie w oczy.Tuzin mê¿czyzn krz¹ta³ siê dooko³a; przenosili broñ, czyœcili broñ, ustawiali broñ.- Myœla³em, ¿e jesteœ w Kashfie - powiedzia³em.- By³em.Da³em mu czas, by kontynuowa³, ale nic z tego.Benedykt nigdy nie by³ szczególnie wylewny.- Wygl¹da na to, ¿e szykujesz siê na coœ blisko domu - zauwa¿y³em.Wiedzia³em, ¿e proch strzelniczy jest tu bezu¿yteczny, a specjalna amunicja dzia³a tylko w Amberze i niektórych przyleg³ych królestwach.- Ostro¿noœæ nigdy nie zawadzi - odpar³.- Czy zechcia³byœ wyt³umaczyæ to dok³adniej?- Nie teraz - mrukn¹³.OdpowiedŸ by³a dwa razy d³u¿sza, ni¿ siê spodziewa³em, i dawa³a nadziejê na przysz³e wyjaœnienia.- Powinniœmy siê okopywaæ? - zapyta³em.- Fortyfikowaæ miasto? Zbroiæ siê? Zbieraæ.- Nie bêdzie potrzeby - odpar³.- Po prostu zajmujcie siê swoimi sprawami.- Ale.Odwróci³ siê.Odnios³em wra¿enie, ¿e rozmowa dobieg³a koñca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]