[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Zobaczymy się za dwa tygodnie - odparł pan Fred.Cisnąłzeszyt na stos maszynopisów leżący na stole. "W wyniku spuścizny po BiałymCzłowieku mamy dziś w Afryce wiele problemów.Zniszczył on wiele z tego, czegonie mógł zabrać ze sobą.Wiele regionów pozbawionych jest telegrafu; wielemniejszych miast dysponuje tylko prymitywnym stałym prądem elektrycznym.Trzebadużo zrobić w dziedzinie zdrowia i o światy sanitarnej - ale nie jest z nami takźle, jak z niektórymi spośród najprymitywniejszych białych Europejczyków w ichspustoszonych wojną krajach albo w nielicznych enklawach plantacji i faktorii naNowych Ziemiach. To od ciebie zależy, młodzieży dzisiejszej Afryki, czynasze przesłanie dobrej woli i dobrobytu dotrze do tych ludzi, których tak terazgnębi historia, jak kiedyś gnębili oni nas.Życzę wam powodzenia."Oskar OshwenkeOnitsha, Niger, 1889 Robert odkładał wizytę w stoisku panaFreda na targu tak długo, jak tylko wytrzymał.Dziś był dzień wydania jegoksiążki.Zobaczył, że w stoisku urzęduje ten sam uprzejmy młody sprzedawca.(Robert zwrócił mu brakujące dwa centy z dziesięciodolarowej zaliczki, jaką panFred wypłacił jego matce dwa tygodnie temu.Matka jeszcze do dziś nie mogła w touwierzyć.) - Witam pana autora! - powiedział sprzedawca.- Mam tu dlaciebie trzy egzemplarze autorskie.Pan Fred życzy ci powodzenia. Sprzedawca ustawiał jego książkę wraz z Dozorcą ZooJohna-Johna Motulli pod wielkim napisem: OSTATNIE NOWOŚCI! Jego książka znajdziesię w sprzedaży w całym mieście.Popatrzył na okładki tomików, które trzymał wręku:Robert OinenkeTRAGICZNA ŚMIERĆ KRÓLA MOTOFUKIalboJAK ZBRODNIA NIE POPŁACAsztuka w trzech aktachNakładem Wydawnictwa Pana Freda OlungeneSprzedaż: Targ Miejski, stoisko nr 300Redakcja Wulkanu Onitsha, ul.Nowo-Targowa 12Cena - 10 nowych centów W drodze do domu minął róg, na którymgrupka chłopców wyśmiewała się z białego człowieka.Mężczyzna był pijany;dopiero co zwymiotował na ścianę jednego ze sklepów.Chłopcy drwili z niego. - Pozabijam.Pozabijam was wszystkich.Żadnego wstydumamrotał, próbując wstać. Robertowi zabrzmiały w uszach wyjątki z Biczów Klio.Wszedłmiędzy chłopców i dał białemu trzy nowe centy.Mężczyzna spojrzał nań szarymi,błędnymi oczyma. - Dziękuję, paniczu - mruknął, mocno zaciskając dłoń. Robert pobiegł do domu, by pokazać swoje książki matce isąsiadom.przekład : Wiktor Bukato powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]