[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wszyscy byli już w powietrzu.Louis wystartował jako ostatni.Z daleka zobaczył, do czego przymierza sięMówiący-do-Zwierząt, i krzyknął z całych sił: -Poczekaj! To niepotrzebne! Kzin wyciągnąłzmodyfikowane narzędzie do kopania, - A czy musi byćpotrzebne? - zapytał, ale nie pociągnął za spust. -Nic rób tego! To by było morderstwo.Co mogą nam teraz zrobić ? Obrzucićkamieniami? - Mogą użyć twojego lasera. - Właśnie, że nie.Obowiązuje przecież zakaz. - Tak powiedział ten chudzielec.Wierzysz mu? - Tak. Kzin odłożył broń.Louis westchnął z ulgą; szczerze mówiąc spodziewał się, że Mówiący-do-Zwierzątzrówna miasto z ziemią. - Skąd wziął się ten zakaz?Czyżby jakaś wojna? - Albo szaleniec przy dzialelaserowym.Szkoda, że nie ma kogo zapytać. - Leci cikrew z nosa. W dodatku ów nos bolał jak wszyscydiabli.Louis oddał sterowanie kzinowi, a sam zajął się opatrywaniem swych ran.Pod nimi, w ginącym powoli z oczu Zignamuclickclick, kłębił się rozwścieczony,żądny zemsty tłum.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]