[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Według atevich stąd wypływa piękno.To, co niepomyślne, niemoże być piękne.Z niepomyślnym nie da się dyskutować.Właściwe liczby muszą sięładnie dodawać, a parzysty podział kwiatów w prostym bukiecie oznaczał wrogość. Bóg jeden wie, co przekazał Jago z tego, czego nie miałzamiaru powiedzieć. Rozebrał się, zgasił światło i zerknął z niepokojem nafiranki, które skrywały wszelki ślad śmiercionośnego przewodu, ale nie dostrzegłżadnego cienia czającego się zabójcy.Położył się do łóżka - stojącego wniewłaściwym miejscu - gdzie nie dochodziły bezpośrednie powiewy wiatru odrzeźbionej kraty. Nie zaśnie, dopóki nie zmieni się kierunek wiatru.Mógłbyoglądać telewizję.Jeśli działa.Wątpił w to.Przerwy zwykle trwały do końcazmiany, na której się przytrafiły.Obserwował firankę, próbował myśleć o sprawieprzedstawionej na radzie.lecz wciąż wracał myślami do sali audiencyjnej, doTabiniego, który ogłosił tę cholerną waśń, czego Bren wcale sobie nie życzył, ajuż na pewno nie publicznie. I ten cholerny pistolet - czy przesuwając łóżko też goprzenieśli? Nie mógł znieść niepewności, czy ktoś go znalazł.Wstał ipomacał pod materacem. Pistolet był na miejscu.Bren powoli wypuścił z płucpowietrze, wsparł się kolanem o materac i z powrotem wsunął się do pościeli, bywpatrywać się w pociemniały sufit. Spędził wiele czasu przed świtem, wątpiąc w to, cowiedział.Mimo że pod pewnymi względami był z Tabinim bardzo blisko, wątpił, czydzięki niemu tamten zrozumiał cokolwiek, czego nie nauczył się od jegopoprzedników na tym stanowisku.Bren przykładał się do badań językowych.Rozprawę, która postawiła go na ścieżce prowadzącej do biura paidhiego, napisałbardzo rzetelnie: była to analiza liczby mnogiej rzeczowników zbiorowych wdialekcie atevich Ragi.Bardzo się nią szczycił, choć nie była to żadnaprzełomowa praca, a jedynie opracowanie wniosków, które jednak od tego czasuwciąż uzupełniał dzięki cierpliwej i areligijnej analizie Tabiniego. Czasami jednak nie rozumiał ani Tabiniego, ani Taigiego iMoniego.Bóg jeden wie, czego będzie w stanie dociec o tych ponurych służącychpodrzuconych mu przez Banichiego i Jago, ale to będzie kolejny długotrwaływysiłek.Znalazł się w cholernych kłopotach, których sam sobie narobił - niechwytał niuansów, zaplątał się w coś, czego nie rozumiał.Groziło mu zawaleniesprawy.Kiedyś sobie wyobrażał, że ma talent do zrobienia tego, co zrobiłpierwszy paidhi: do zasypania przepaści językowej, poczynając od pojęciowegozera, i to w samym środku wojny. W latach, kiedy ludzie przybyli tu po raz pierwszy,początkowo nieliczni, potem w coraz większych grupach, ponieważ wszystkowydawało się takie łatwe.Byli również przekonani, że rozumieją atevich -kiedy pewnego wiosennego dnia, w dwadzieścia jeden lat po wylądowaniu, gdyludzie podejmowali pokojowe wyprawy na kontynent, złudzenie to - nagle i zpowodów, o które kandydaci na jego stanowisko wciąż się między sobą sprzeczali -prysło niczym bańka mydlana. Wojna, którą atevi nazwali Wojną Lądowania, była krótka iokrutna - cała zaawansowana technika po stronie ludzi oraz olbrzymia liczebnośći niesamowita zawziętość atevich, którzy w ciągu tego jednego roku wyparli ludziz wybrzeża Ragi z powrotem na Mospheirę, atakując ich nawet w dolinie, którąoszołomione niedobitki uznały za swój bezpieczny teren.Ludzkość na tym świeciezostała prawie doszczętnie wytępiona, lecz podczas spotkania twarzą w twarz zczłowiekiem, który miał zostać pierwszym paidhim, czwarty poprzednik Tabiniegozrzekł się Mospheiry i pozwolił ludziom całkowicie odizolować się od atevich.Nawyspie mieli być bezpieczni i niegroźni. Mospheira i zawieszenie broni w zamian za technikę dlaatevich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]