[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W teorii tejbyło nawet miejsce na paidhiego, bo osoba dybiąca na aijiego wiedziała, jakimtrudnym jest on celem i zadowoliłaby się zlikwidowaniem jego łącznika z ludźmi,utrudniając mu w ten sposób na jeden sezon kontakty z nimi. Nowy paidhi - okres destabilizacji, podczas którego żadenpaidhi nie jest bezpieczny.Ktoś mógłby nawet dążyć do renegocjacji TraktatuMospheirskiego, by rozszerzyć płynące z niego korzyści na inne patronaty.Wysuwano już takie propozycje, lecz Patronat Zachodni stanowczo je odrzucił. W tej sytuacji paidhi - aiji mógł stać się punktemzapalnym.Dogadywał się z Tabinim.Lubił Tabiniego.Tabini oczywiście nieodwzajemniał mu się sympatią - był atevą.Lecz Tabini i paidhi może zbyt częstopozwalali sobie na brak powagi i dobry nastrój i niektórzy mogli czegoś się wtym dopatrywać, jak w tej historii z wyjazdem dó posiadłości w Taiben, gdziemiało miejsce o wiele za dużo poufałości. Mogli się też znaleźć tacy, którzy tę poufałość wymyślili,nawet wśród samych Ragi lub ich sprzymierzeńców, z których każdy, w myślmglistych zasad rządzących patronatami atevich, przynajmniej jedną nogą był winnych patronatach. Może sytuację tę spowodował ten lepszy, szczególny związek,który, jak sądził, łączył go z Tabinim - może zbyt szybko, zbyt niezręcznieprzekroczył jakąś granicę, powodowany ślepym entuzjazmem i zbytnią pewnościąsiebie. Straszna myśl.Przerażająca myśl.Odnieść zbyt wielkisukces i całkowicie zawieść? A gdyby tak rząd Tabiniego się zachwiał i środek ciężkościsieci atevskich Patronatów przesunął się, powiedzmy, na wschód i daleko w głąblądu, gdzie stosunki z ludźmi nigdy nie były tak swobodne, gdzie różniceetniczne i historyczne między Ragi, Nisebi i Meduriin mogły jedynie sprawić, żeludzie wydaliby się im jeszcze bardziej odmienni i podejrzani, niż oni byli dlasiebie nawzajem. W czasach, kiedy ludzie nie wytworzyli jeszcze cywilizacjiglobalnej, atevi, z wyjątkiem najbardziej odizolowanych plemion w głębi lądu ina wyspach Archipelagu Edi, już ją mieli.Atevscy badacze wyruszali na wyprawydrewnianymi statkami i robili wszystko to, co - jak mówiły zapisy - robililudzie na utraconej Ziemi, tyle że atevi nie znaleźli Nowego Świata, tylko Edi iniewiele ponad łańcuch wulkanicznych, niezbyt zaawansowanych cywilizacyjnie ikulturowo wysp, które nie potrafiły oprzeć się podwójnemu najazdowi badaczy zeWschodu i z Zachodu.Tamci natychmiast zagarnęli wszystko, co było w zasięguwzroku, a jednak - z przyczyn wciąż wywołujących kontrowersje wśród etnografów -ci sami badacze spotkali się na tych obcych wyspach i znaleźli wystarczającowiele wspólnego u siebie nawzajem i wystarczająco wiele różnic geograficznych -dział wód na głównym kontynencie wznosił się na dziesięć tysięcy metrów - żebyrozwinąć handel nie lądowy, a morski, którego szlaki, po nastaniu ery wielkichżaglowców, raczej omijały wyspy, na których spotkały się dwie główne gałęzieatevich. Historycznie rzecz biorąc, atevi w porównaniu z ludźmidoskonale ze sobą współpracowali.Stąd brała się ich trudność zrozumienia,dlaczego ludzie tak chętnie chcą zostać sami na Mospheirze i nie chcą przystąpićdo żadnego patronatu - takiej postawie atevi po prostu nie dowierzali.Shejidanwziął na siebie zasypanie tej przepaści, przełamując swój strach przedprzybyszami dla obcego pojęcia "traktatu", który ledwo rozumiał jako nawiązaniepożądanych stosunków patronackich z ludźmi.Był to jeden z najważniejszychprzełomów pojęciowych dokonanych przez pierwszego paidhiego. Po dziś dzień Tabini utrzymywał, że nie rozumie ludzkiegosłowa "traktat" ani "granica", które według niego nie miały prawdziwegoznaczenia nawet między ludźmi.Tabini nazywał je sztucznymi pojęciami.Ludzkimizłudzeniami.Każdy należy do wielu patronatów.Granice istniały jako arbitralne,przybliżone linie określające wielkość prowincji - nie miały jednak znaczeniadla osób, których domy czy więzy pokrewieństwa mogły leżeć po obu stonach linii. Bren leżał w ciemności, patrząc, jak oświetlone przez blaskksiężyca firanki zaczynają się wydymać na silnym, chłodnym wietrze - poprzejściu frontu zeszłej nocy pogoda znacznie się uspokoiła.Nie wyszedł popołudniu do ogrodu.Jago powiedziała, że ktoś mógłby do niego strzelić z dachu.Powinien trzymać się z dala od ogrodu.Nie powinien chodzić tu, nie powinienchodzić tam, nie powinien pojawiać się w tłumie. Banichi wcale nie zapomniał jego poczty.O nie, nieBanichi.Sprawy dotyczące osoby, której Banichi pilnował, nigdy nie były na tyletrywialne, żeby mu umknąć.Był to mężczyzna, który, jak mówili ludzie, zawszestawiał kropkę nad i. To druga przerażająca myśl. Dlaczego Banichi miałby ukraść jego pocztę - żeby pozbawićgo reklam pasty do zębów, kaset wideo i wyjazdów na narty na górę Allan Thomas? A jeśli to nie Banichi odebrał jego pocztę, to dlaczegokłamał? Żeby ochronić złodzieja, który ukradł reklamówki? Głupia myśl.Prawdopodobnie Banichi wcale nie kłamał, prawdopodobnie Banichi był po prostuzajęty, a on od tego koszmarnego mignięcia cienia na firance zeszłej nocy cierpina rozdygotane nerwy oraz nadczynność wyobraźni. Leżał tak, wyobrażając sobie dźwięki dochodzące z ogrodu,czując woń kwitnących w nim kwiatów, zastanawiając się, jaki dźwięk usłyszy,kiedy ktoś wejdzie na przewód i usmaży się, oraz nad tym, co powinien zrobić wpowstałej sytuacji. Albo jakie ma szanse na wyciągnięcie Deany Hanks z biura naMospheirze, żeby chwilowo przejęła jego obowiązki na dworze aijiego, powiedzmy,na jakiś miesiąc wakacji - Boże, miałby czas zobaczyć się z Barb, ponurkować nawybrzeżu, podjąć rozsądne ryzyko w kontakcie z wrogim środowiskiem, zamiast zdrażliwym atevskim dworem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]