[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Billy naparł nadrzwi, lecz zardzewiałe zawiasy ani drgnęły. - Nie wie pan, co tam jest? - tym razem spytał głośniej. Piotr poruszył się i odwrócił. - Nie, nigdy tam nie zaglądałem. - To jest zamknięte od bardzo dawna, kto wie, co tam możeleżeć.Nigdy nic nie wiadomo.Sprawdźmy, czy nie udałoby się otworzyć tychdrzwi. Naparli razem i używając kawałka rury jako dźwigni zdołaliporuszyć drzwi o następne parę cali.Szpara była na tyle szeroka, by Billy mógłwślizgnąć się do środka.Ledwo to zrobił, jego stopa zahaczyła o coś leżącego napokładzie. - Niech pan na to spojrzy, mówiłem, że w takich zakątkach możnaznaleźć niejedno. Był to ponad jard długi, stalowy łom, zapomniany widocznie latatemu przez jakiegoś robotnika, pordzewiały z wierzchu, jednak nie stracił nic nawartości. - Jakby co, to będę mógł go dobrze sprzedać.A na razie.-wsunął spłaszczony koniec w szparę przy zawiasach i zawisł na żelazie.Zardzewiałe zawiasy skrzypnęły i drzwi stanęły otworem.Po drugiej stronie byłamała platforma ze stopniami biegnącymi gdzieś w dół i ginącymi w mroku.Billyruszył nimi powoli, jedną dłoń oparł na barierce, w drugiej ściskał łom.Przypiątym kroku jego stopa znalazła się po kostkę w wodzie. - Tutaj nie jest tak ciemno - powiedział Piotrowi.- Tu jestpełno wody. Piotr zajrzał do środka i wskazał na dwie jasne plamy nad nimi. - Tu musi spływać wszystko, co spada na górny pokład.Mamy tuparę lat deszczu. - Teraz już wiemy, skąd przylatują pańskie komary - zamkniętaprzestrzeń pełna była ich brzęczenia.- Wystarczy, że zatrzaśniemy te drzwi, abędziemy mieli z nimi spokój. - Sensowny pomysł - zgodził się Piotr i spojrzał na ciemnąpowierzchnię.- Oszczędzi nam to też wycieczek do punktów poboru wody po drugiejstronie ogrodzenia.Mamy tu jej więcej niż pewnie zdołamy kiedykolwiek zużyć.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]