[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeœli przyjedziesz z jakimkolwiek innym nastawieniem, urazisz siê tylko na stratê czasu i na niebezpieczeñstwo.Stwierdzi³em, ¿e jeœli bêdê czeka³ na wewnêtrzny g³os, to ju¿ ich nigdy wiêcej nie zobaczê.– Zdziwisz siê, gdy poznasz, jak wspaniale zachowuje siê cz³owiek, kiedy stoi pod œcian¹ – powiedzia³.Wsta³ i podniós³ wi¹zkê drewna na rozpa³kê.Po³o¿y³ kilka suchych patyków na palenisku.P³omienie rzuca³y na ziemiê ¿Ã³³tawy blask.Potem zgasi³ latarniê i kucn¹³ naprzeciw swojego kapelusza, którym przykry³ rysunek zrobiony w popiele.Poleci³ mi zachowaæ spokój, przerwaæ wewnêtrzny dialog i skupiæ wzrok na kapeluszu.Walczy³em przez kilka chwil, a potem dozna³em wra¿enia unoszenia siê czy te¿ spadania w przepaœæ, tak jakby nic mnie nie podtrzymywa³o, jakbym nie siedzia³ albo nie mia³ cia³a.Don Juan podniós³ kapelusz.Znajdowa³y siê pod nim spirale popio³u.Obserwowa³em je, nie myœl¹c i poczu³em, ¿e zaczynaj¹ siê poruszaæ.Odczu³em je w brzuchu.Wydawa³o mi siê, ¿e popió³ zaczai siê uk³adaæ w rosn¹cy stosik.Potem zawirowa³, ulecia³ w górê i nagle naprzeciwko mnie siedzia³ don Genaro.Widok ten natychmiast zmusi³ mnie do wznowienia wewnêtrznego dialogu.Pomyœla³em, ¿e musia³em zasn¹æ.Zacz¹³em krótkimi haustami ³apaæ powietrze i spróbowa³em otworzyæ oczy, ale by³y ju¿ otwarte.Us³ysza³em, ¿e don Juan mówi mi, ¿ebym wsta³ i zacz¹³ chodziæ.Skoczy³em na równe nogi i wybieg³em na werandê.Don Juan i don Genaro pobiegli za mn¹.Don Juan przyniós³ latarniê.Nie mog³em z³apaæ tchu.Próbowa³em siê uspokoiæ, tak jak robi³em to przedtem, biegn¹c w miejscu zwrócony twarz¹ na zachód.Podnios³em ramiona i zacz¹³em oddychaæ.Don Juan podszed³ do mnie i powiedzia³, ¿e te ruchy robi siê tylko o zmierzchu.Don Genaro krzykn¹³, ¿e dla mnie ju¿ nasta³ zmierzch i obaj zaczêli siê œmiaæ.Nastêpnie podbieg³ do krzaków, a potem odbi³ siê od ziemi i skoczy³ na werandê, jakby by³ przyczepiony do gigantycznej gumy, która go œci¹gnê³a.Powtórzy³ ten manewr trzy czy cztery razy, a potem podszed³ do mnie.Don Juan wpatrywa³ siê we mnie i chichota³ jak dziecko.Wymienili ukradkowe spojrzenia.Don Juan powiedzia³ g³oœno do don Genaro, ¿e mój rozum jest niebezpieczny i jeœli go nie przekupiê, to mo¿e mnie zabiæ.– Na Boga! – zarycza³ don Genaro.– Przekupiæ jego rozum!Skakali i œmiali siê jak dzieci.Don Juan poleci³ mi usi¹œæ pod latarni¹ i wrêczy³ mi notatnik.– Dzisiaj naprawdê wpuœciliœmy ciê w maliny – powiedzia³ pojednawczo.– Nie martw siê.Genaro siedzia³ ukryty pod moim kapeluszem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]