[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do widzenia, Jasonie! Jason wypadł na ulicę i spazmatycznie wdychał nocną wilgoć,przepełnioną aromatem kwiecia i morza.Odruchowo wyjął z kieszeni paczkępapierosów, zacisnął papierosa w zębach i długo szukał w kieszeniachzapalniczki. Jego ręce może nie drgały, ale poruszały się dość chaotycznie. - Meto, daj ognia! Też pomysł. - Guza tam! - uśmiechnęła się mściwie Meta.- Palenie osłabiaprzyrodzenie.A jeśli jutro na polu bitwy będziesz tak samo machał rękami, toraczej nie dostaniemy tu niczego poza pociskami i napalmem. - Niepotrzebnie się złościsz - powiedział Jason, stopniowo sięuspokajając.- Ta dziewczyna w świątyni dała mi broń, zapewnia zwycięstwo iwcale nie usiłowała mnie skusić.Tak więc wszystko będzie dobrze.Gorzej potem,na końcu i o tym należy już teraz myśleć. Odnalazł w końcu zapalniczkę - przypomniał sobie o standardowymodpalaczu w sygnecie i chciwie się zaciągnął. Meta nawet na niego nie spojrzała i choć doszli do hotelu oboksiebie, nie zamienili nawet jednego słowa.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]