[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jaka szarża? - pytał król.- Pułkownik chorągwi laudańskiej.- Gdzieś dawniej służył?- U wojewody wileńskiego.- I opuściłeś go wraz z innymi? Zdradziłeś jego i mnie.- Swemu królowi byłem powinien, nie waszej królewskiej mości.Król nie odrzekł nic; wszystkie czoła zmarszczyły się, oczy poczęły świdrować w panu Michale, lecz on stał spokojnie, tylko wąsikami ruszał raz po razu.Nagle król rzekł:- Miło mi poznać tak znamienitego kawalera.Kanneberg uchodził między nami za niezwyciężonego w spotkaniu.Waść musisz być pierwszą szablą w tym państwie?.- In universo! - rzekł Zagłoba.- Nie ostatnią - odpowiedział Wołodyjowski.- Witam waściów uprzejmie.Dla pana Czarnieckiego mam prawdziwą estymę jako dla wielkiego żołnierza, chociaż mi parol złamał, bo powinien dotąd spokojnie w Siewierzu siedzieć.Na to Kmicic:- Wasza królewska mość! Nie pan Czarniecki, ale jenerał Miller pierwszy parol złamał, Wolfowy regiment królewskiej piechoty zagarniając.Miller postąpił krok, spojrzał w twarz Kmicicowi i począł coś szeptać do króla, któren, mrugając ciągle oczyma, słuchał dość pilnie, spoglądając na pana Andrzeja, wreszcie rzekł:- To, widzę, wybranych kawalerów pan Czarniecki mi przysłał.Ale z dawna to wiem, że rezolutów między wami nie brak, jeno wiary w dotrzymaniu obietnic i przysiąg brakuje.- Święte słowa waszej królewskiej mości ! - rzekł Zagłoba.- Jak to waść rozumiesz?- Bo gdyby nie ta narodu naszego przywara, to byś, miłościwy panie, tu nie był!Król znów pomilczał chwilę, jenerałowie znów zmarszczyli się na śmiałość wysłannika.- Jan Kazimierz sam was od przysięgi uwolnił - rzekł Karol - bo was opuścił i za granicę się schronił.- Od przysięgi jeno namiestnik Chrystusów uwolnić zdolen, któren w Rzymie mieszka i któren nas nie uwolnił.- Mniejsza z tym! - rzekł król.- Ot, tym zdobyłem to królestwo (tu uderzył się po szpadzie) i tym utrzymam.Nie potrzeba mi waszych sufragiów ni waszych przysiąg.Chcecie wojny, będziecie ją mieli ! Tak myślę, że pan Czarniecki jeszcze o Gołębiu pamięta?- Zapomniał po drodze z Jarosławia - odrzekł Zagłoba.Król, zamiast się rozgniewać, rozśmiał się.- To mu przypomnę!- Bóg światem rządzi!- Powiedzcie mu, niech mnie odwiedzi.Mile go przyjmę, jeno niech się śpieszy, bo jak konie odpasę, pójdę dalej.Wtedy my waszą królewską mość przyjmiemy! - odrzekł, kłaniając się i kładąc nieznacznie rękę na szabli, Zagłoba.Król na to :- Widzę, że pan Czarniecki nie tylko najlepsze szable, ale i najlepszą gębę w poselstwie przysłał.W mig waść każde pchnięcie parujesz.Szczęście, że nie na tym wojna polega, bo godnego siebie znalazłbym przeciwnika.Ale przystępuję do materii: Pisze mi pan Czarniecki, żebym owego jeńca wypuścił, dwóch mi za to w zamian znacznych oficerów ofiarując.Nie lekceważę tak moich żołnierzy, jako myślicie, i zbyt tanio ich okupywać nie chcę, byłoby to przeciw mojej i ich ambicji.Natomiast, ponieważ niczego panu Czarnieckiemu odmówić nie zdołam, przeto mu podarunek z tego kawalera zrobię.- Miłościwy panie! - odrzekł na to Zagłoba - nie kontempt oficerom szwedzkim, ale kompasję dla mnie chciał pan Czarniecki okazać, bo to jest mój siostrzan, ja zaś jestem, do usług waszej królewskiej mości, pana Czarnieckiego konsyliarzem.- Po prawdzie - rzekł śmiejąc się król - nie powinien bym tego jeńca puszczać, bo przeciw mnie ślubował, chyba że się za ono beneficjum ślubu swego wyrzecze.Tu zwrócił się do stojącego przed gankiem Rocha i kiwnął ręką.- A pójdź no tu bliżej, osiłku !Roch przybliżył się o parę kroków i stanął wyprostowany.- Sadowski - rzekł król - spytaj się go, czy mnie zaniecha, jeśli go puszczę?Sadowski powtórzył królewskie pytanie.- Nie może być! - zawołał Roch.Król zrozumiał bez tłumacza i począł w ręce klaskać i oczyma mrugać.- A co! a co! Jakże takiego wypuszczać? Dwunastu rajtarom karku nadkręcił, a mnie trzynastemu obiecuje! Dobrze! dobrze! Udał mi się kawaler! Czy i on jest pana Czarnieckiego konsyliarzem? W takim razie jeszcze prędzej go wypuszczę.- Stul gębę, chłopie! - mruknął Zagłoba.- Dość krotochwil - rzekł nagle Karol Gustaw.- Bierzcie go i miejcie jeden więcej dowód mojej klemencji.Przebaczyć mogę jako pan tego królestwa, gdy taka moja wola i łaska, ale w układy wchodzić z buntownika- mi nie chcę.Tu brwi królewskie zmarszczyły się i uśmiech nagle znikł mu z oblicza.- Kto bowiem przeciw mnie rękę podnosi, ten jest buntownikiem, gdyż jam tu prawym panem.Z miłosierdzia jeno nad wami nie karałem dotąd, jak należy, czekałem upamiętania, przyjdzie wszelako czas, że miłosierdzie się wyczerpie i pora kary nastanie.Przez waszą to swawolę i niestałość kraj ogniem płonie, przez wasze to wiarołomstwo krew się leje.Lecz mówię wam : upływają dnie ostatnie.nie chcecie słuchać napomnień, nie chcecie słuchać praw, to posłuchacie miecza a szubienicy!I błyskawice poczęły migotać w Karolowych oczach; Zagłoba popatrzył nań przez chwilę ze zdumieniem, nie mogąc zrozumieć, skąd się wzięła ta nagła burza po pogodzie, wreszcie i w nim poczęło się serce podnosić, więc skłonił się i rzekł tylko:- Dziękujem waszej królewskiej mości.Po czym odszedł, a za nim Kmicic, Wołodyjowski i Roch Kowalski.- Łaskawy, łaskawy! - mówił Zagłoba - a ani się spostrzeżesz, kiedy ci ryknie w ucho jak niedźwiedź.Dobry koniec poselstwa! Inni kielichem na wsiadanego częstują, a on szubienicą! Niechże psów wieszają, nie szlachtę! Boże! Boże! jak my ciężko grzeszyli przeciw naszemu panu, który ojcem był, ojcem jest i ojcem będzie, bo jagiellońskie w nim serce! I takiego to pana zdrajcy opuścili, a poszli z zamorskimi straszydły się kumać.Dobrze nam tak, bo niceśmy lepszego niewarci.Szubienicy! szubienicy!.Samemu już ciasno, przycisnęliśmy go jako twaróg w worku, że już serwatką popuszcza, a on jeszcze mieczem i szubienicą grozi.Poczekaj! Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma! Będzie wam jeszcze ciaśniej.Rochu! chciałem ci po gębie dać albo pięćdziesiąt na kobiercu, ale ci już przebaczę za to, żeś się po kawalersku stawił i dalej go ścigać obiecałeś.Dajże gęby, bom z ciebie rad!- Przecie wuj rad! - odrzekł Roch.- Szubienica a miecz! I mnie to w oczy powiedział! - mówił znów po chwili Zagłoba.- Macie protekcję! Wilk tak samo barana do własnych kiszek proteguje!.I kiedy to mówi? Teraz, gdy mu się już gęsia skóra na krzyżach robi.Niech sobie Lapończyków na konsyliarzy dobierze i z nimi razem diabelskiej protekcji szuka! A nas będzie Najświętsza Panna sekundowała, jako pana Bobolę w Sandomierzu, którego prochy na drugą stronę Wisły razem z koniem przerzuciły, a dlatego mu nic.Obejrzał się, gdzie jest, i zaraz na obiad do księdza trafił.Przy takiej pomocy jeszcze my ich wszystkich, jako raki z więcierza, za szyje powyciągamy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]