[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ty naprawdę nikogonie słyszysz? Dopóki każdy z nas żyje, dopóty poprzez nas żyją umarli, którymwyrządziliśmy dobro lub zło.Mówisz, że w ustach tych dziewcząt jest już piach,a ich ciała gniją i nie mogą one rąk wyciągać ze swoich mogił.A czy wiesz, żegłosy umarłych słyszymy nawet przez całe tysiąclecia i to wołanie poprzez wiekinazywamy historią? Dzięki historii raz po raz ożywają umarli, wchodzą do naszychmieszkań, siadają z nami do stołu, biesiadują, pouczają, skarżą się i są przeznas osądzani.A czy myślisz, że oni nas nie sądzą poprzez to, że porównujemynasze i ich postępki, i odczuwamy wobec nich winę, zdradę, małoduszność a nawetzwykłą zbrodnię? Powiedz mi więc, jakiego wosku użyłeś, aby zatkać swoje uszy,jaką oliwę rozlałeś na swoje sumienie, żeby je uspokoić.Zdradź mi, na Boga,człowiecze, tę tajemnicę! A wtedy być może tak jak ty nauczę się deptaćsprawiedliwość i nie będę słyszał głosu pomordowanych. Pasemko uśmiechnął się z odrobiną wyższości, ale to nie byłprawdziwy uśmiech, a coś jak skrzywienie połówką ust.Zarazem oprócz wyższościodczuwał rozczarowanie.Dotąd, jak wielu, którzy w tej wiosce się urodzili,doktor wydawał się mu zawsze człowiekiem nadludzko mądrym, on to zresztą wskazałna niego, jako na zbrodniarza, a przecież teraz, w tej rozmowie z sobą samym,okazał się tak samo ograniczonym jak wszyscy ludzie dookoła niego.Czyżby to niedoktor, ale on, Antek Pasemko, był naprawdę jedynym w tej wiosce olbrzymem, kimświększym od Kawalerów Maltańskich, od księcia Reussa, od wszystkich, jakich taziemia kiedykolwiek na świat wydała? Własnymi słowami powiedział to co chciałpowiedzieć.A sens jego słów był taki: "Przyszedł pan tutaj, aby mówić o sprawiedliwości, a przecieżtak naprawdę chodzi panu o zwykłą pomstę.Powiesiliście na konarze sznur zpętlą, bo szukacie pomsty za zabite w lesie dziewczyny.I nawet panu przez myślnie przeszło, że tam w lesie dokonała się właśnie sprawiedliwość.W jednym miałpan tylko rację, że prawo i sprawiedliwość nie zawsze chodzą w parze, a nawetczasem odwracają się ud siebie plecami.Co robić, jeśli prawo chroni grzech izbrodnię? Sam pan powiedział: trzeba wówczas dochodzić sprawiedliwości.A one wmajestacie prawa, które je chroniło, obnosiły swoje uda i podbrzusza, swojepiersi i swoje uśmiechy.Gdy mijałem Haneczkę, specjalnie zadzierała sukienkę,drażniła, rozpalała do białości, a potem robiła skromną minę i odchodziła, jakgdyby nie popełniła na mnie zbrodni.A ta druga? Po co przez całą drogępodciągała sukienkę, po co wykrzywiała do mnie usta, wabiła, zachęcała, ażwreszcie wyprowadziła w las? Czy pan widzi, co robi najstarsza Łarynówna? Jakdumnie obnosi swój wielki przód, jak go obnaża, aż staje się podobny dopulchnego tyłka.Jak drażni, podnieca, zachęca, aby się z nią ożenić, popaść wniewolę, słuchać jej rozkazów i jej bata.Czy ukarało prawo Widłągową za to, żena szosie swój wielki zad wypięła i każdy kto drogą przechodził mógł go dosiąść?A czy jest prawo na Porową, że zwabia ku sobie, aby się obnażać, pokazywać swojełono, swoje krocze tak wielkie, że dwie butelki może sobie w nie wsadzić?Dusiłem, miażdżyłem im żebra, wyłamywałem palce ze stawów.O jednej z nich niewiecie.A zrobiłem to po to, aby dokonała się sprawiedliwość.Na nich todokonałem sprawiedliwości za ich grzeszną kobiecość, za moje i innych męczarnieżądzy.A co? Nigdy pan nie miał ochoty, aby zadusić taką, co idzie przez wieśkręcąc pośladkami i obnażając swoje ciało, ale nie po to, aby dać ulgę męskiejżądzy, lecz po to, aby ją tylko podrażnić, narazić na zbrodnię cierpienia? Tylkoże panu zabrakło odwagi, tak jak i wielu innym.A ja miałem odwagę.Byłem ijestem lepszym od was, bo byłem odważniejszym i najbardziej sprawiedliwym.Niechciałem ukorzyć się przed prawem, ale sam wymierzyłem sprawiedliwość.I to jestponad pana i innych rozum. Poczęstował doktor papierosem Antka Pasemkę.Sam także zapalił,a później zerknął na zegarek. - Późno już, chłopcze.Słońce teraz szybko umyka z nieba.Twojemyśli są mi znajome, ale jednocześnie i obce.Dlatego pójdę już do domu, a tobieprzypominam o sznurze i pętli na drzewie koło Świńskiej Łąki. Po raz drugi Pasemko doznał uczucia trwogi.Nagle wydało musię, że wraz z odejściem doktora zacznie tracić życie.Chwycił więc Niegłowiczaza sweter na piersiach i zaczął wykrzykiwać: - Pan musi mnie wysłuchać do końca.Jeszcze nie wszystkopowiedziałem.Niech pan nie myśli, że pójdę na Świńską Łąkę, nie ma pan przedsobą głupca! Musi mnie pan wysłuchać! Doktor Niegłowicz popatrzył w oczy Antka, delikatnymi dłońmiuwolnił sweter z jego palców. - Przyjdę tu znowu.Na pewno przyjdę.Powiesz mi, gdzie leży tatrzecia zabita przez ciebie dziewczyna.Pochować ją musimy jak innych ludzi,grób zrobić, żeby ktoś mógł na nim kwiaty położyć i świeczkę zapalić.Przyrzekamci też, że i ty pochowany zostaniesz jak człowiek, choć żyłeś jak bestia. Poszedł doktor w kierunku swego domu, a Antek pozostał podstarym dębem i usiłował spokojnie wypalić papierosa.Nie potrafił jednakpowstrzymać dygotu ręki, gdy ją z papierosem podnosił do ust.Nie podjął też jużtego dnia pracy.Pod dębem doczekał wczesnego zmroku i wiatru, który zacząłrozrzucać po polanie suche liście.Wtedy to po raz pierwszy usłyszał Antek cośjak jęk, pisk czy wołanie z daleka - i szybko uciekł z polanki.Ale nie poszedłprosto do domu.Minął starodrzew sosnowy, potem ubiegłoroczny zrąb i trwożniekryjąc się za pniami podkradał się do miejsca, gdzie nigdy nic nie chciałorosnąć.Zobaczył rozwichrzony grab z grubym konarem i przywiązanym do niegosznurem z pętlą.Chciał podbiec tam, rozwiązać pętlę, sznur rzucić gdzieś wkrzaki, coś jednak go powstrzymało.Chyba strach, że gdy tam podejdzie, jużbędzie musiał tę pętlę założyć sobie na szyję.Więc tylko patrzył i patrzył naów konar i sznur, i na pętlę, która wolno kołysała się na wietrze. I gdy tak stał i patrzył, raptem ujrzał w marzeniu całą postaćJustyny, kobietę piękną i czystą, o której od powrotu do Skiroławek nawet myślećnie śmiał, gdyż to wiedział, że nie jest jej godny.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]