[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kutas! Egoista! Świnia! Pójdę zdychać trochę dalej, żeby panuarchitektowi nie przeszkadzał smród! Budowniczy! Kretyn!W oczach miał taką iskierkę zdradzającą, że żartuje, nie za bardzo,ale jednak, więc pozwoliłem mu dokończyć skecz.- Drwal.Pracownik fizyczny.Tarzan od siedmiu boleści!Śmiałem się.Dobrze mi było ze świadomością, że jest przy mnie.Dawało mi to pociechę, przyjemne i optymistyczne uczucie, któreprzynosiło mi niesamowitą, ulgę.Czekające nas ogromne trudności,praca do wykonania, trudna sytuacja: wszystko to betka, skoro Starybył tu i się śmiał!Kazałem mu usiąść i podzieliliśmy się zimnym mięsem, które zesobą zabrałem, popijając kwartą wody z jeziora.Na razie nie byłoniczego lepszego.Potem wytłumaczyłem mu.- Fort? - zapytał.- Czyli prawie zamek warowny? Tutaj?- Tak.Tutaj.- OK! Jestem z tobą.Mały.Poza tym.Położył mi na piersi palec wskazujący ruchem starego nauczyciela.- Zapamiętaj sobie.Mały, że moje doświadczenie ci się przyda.Wybudowałem coś takiego w latach pięćdziesiątych w Gujanie.A pozatym, masz: zbudowałem jeszcze jeden, niedaleko stąd, w Togo,w sześćdziesiątym drugim, z wojskiem.Jestem z tobą, Mały.Wytłumacz mi, co zamierzasz zrobić.***I rozpoczęliśmy budowę, ogromną, w samym sercu dżungli.Mała i Montaignes dołączyli do nas tego samego dnia, i robotytrwały miesiąc, dokładnie: trzydzieści trzy dni.Nie zwlekając rozpoczęliśmy z Paulem budowę tymczasowegoschronu, wystarczająco wygodnego, by każdy miał sucho i mógłodpocząć.Podłogę wykonaliśmy z bambusów położonych na ziemii podtrzymywanych po bokach kołkami z tego samego tworzywawbitymi w ziemię.Całość wciśnięta była pomiędzy dwa sereczniki, copozwalało wykorzystać te ostatnie jako słupy trzymające dach.Tegowieczoru noc zaskoczyła nas, kiedy pod kierunkiem Małej pletliśmyliście palmowe, ale nikt nie przerwał pracy.Nie chcieliśmy spaćinaczej, jak pod własnym dachem.Zrobiliśmy szkielet stropu, równieżz bambusa, rozpięty pomiędzy pniami obu drzew za pomocą liani podtrzymywany cienkimi słupkami stojącymi dookoła naszej podłogi.Mieliśmy więc kraty zamiast ścian.I opadający na dwie strony dach.Dwie czy trzy godziny pracy po ciemku i schron był gotowy.Małaprzyrządziła nam posiłek, który zjedliśmy już "wewnątrz".Każdypogrążony był jeszcze we własnych myślach, ale wiedziałem, żeuczyniliśmy ważny krok naprzód.W ciągu paru godzin grupa wzniosłaschronienie: czworobok zapewniający tylko względne bezpieczeństwo,lecz będący naszą własnością.Trochę wysiłku i kładąc się spaćodczuwaliśmy rozkosz, kiedy nie spadały już na nas krople wody.Stąd, z tej chatki, wszystko było możliwe.Ciąg dalszy i następnewyniki nie zaprzeczyły tym przewidywaniom.Wprost przeciwnie.***Tytanicznym przedsięwzięciem było wzniesienie palisady.Zaczęłosię od straszliwej pracy, jaką było wykopanie na całym czterystumetrowymobwodzie wąskiego rowu, głębokiego na trochę mniej niż metr,w który wsadzone miały być bambusy tworzące palisadę.Jedynymi narzędziami, jakimi dysponowaliśmy, były łopaty, którewycięliśmy z bambusa wykorzystując jego zaokrąglony kształt, służącedo kopania i wyrzucania ziemi.Praca rozpoczęta w błocie i deszczubyła wyczerpująca.Nasze bambusowe łopaty nie były najlepsze, nawetjeśli najpierw "spulchniło się" ziemię maczetą.Nie szczędziliśmywysiłków, które przyniosły jednak mierne rezultaty.Łopaty szybko sięzużywały, a rękojeści kaleczyły dłonie.Ponadto, kiedy osiągnęło sięjuż pewną głębokość, trzeba było pracować z wyciągniętą ręką,z ramieniem na pół zagłębionym w ziemi, na kolanach, w bardzoniewygodnej pozycji.Tylko bardzo drobna Mała, która pracowała jakwszyscy, potrafiła wśliznąć się do rowu i kopać, pochylona, międzystopami, co było już nieco wygodniejsze.Nie zezwalałem na żaden odpoczynek i nikt się nie skarżył, ale byłto dosyć uciążliwy chrzest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]