[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To na ciebie, tak ? Uderzy³ ciê ? Dziewczynka odwróci³a siê i popatrzy³a na ni¹ w milczeniu.- Nic mi nie jest - powiedzia³a.Wyswobodzi³a siê z r¹k Gady i po drabince uciek³a w ciemnoœci.- Proszê ciê, zejdŸ z powrotem - zawo³a³a Gada, afe dziewczynka zniknê³a i chocia¿ Gada wesz³a za ni¹ na stryszek, nigdzie nie mog³a jej znaleŸæ.Gada wspiê³a siê krêtym traktem do rezydencji.Jej cieñ ko³ysa³ siê w przód i w ty³ w rytm œwiat³a latarenki, któr¹ nios³a w rêku.Rozmyœla³a o bezimiennej dziewczynce.Siniec by³ w niedobrym miejscu, dok³adnie na skroni, ale dziecko nie drgnê³o pod dotkniêciem i nie mia³o ¿adnych objawów wstrzaœnienia mózgu.Gada nie musia³a siê obawiaæ o ¿ycie dziewczynki.To teraz, ale w przysz³oœci?Gada chcia³a jakoœ jej pomóc, ale wiedzia³a, ¿e jeœli dopilnuje, aby stajenny dosta³ naganê, to konsekwencje spadn¹ na dziecko, kiedy ona odjedzie.Wesz³a po schodach do pokoju burmistrza.Brian wygl¹da³ na wyczerpanego, za to burmistrz by³ œwie¿y jak poranek.Opuchlizna na nodze zesz³a prawie zupe³nie.Na nak³uciach zrobi³y siê strupy, ale Brian pilnowa³, aby g³Ã³wna rana by³a otwarta i czysta.- Kiedy bêdê móg³ wstaæ ? - spyta³ burmistrz.Mam pracê.Muszê zobaczyæ siê z ludŸmi.Przeprowadziæ rozmowy.- W ka¿dej chwili - odpar³a Gada.- O ile nie ma pan nic przeciwko temu, ¿eby le¿eæ w ³Ã³¿ku trzy razy d³u¿ej.- Nalegam.- Po prostu proszê le¿eæ - powiedzia³a zmêczonym tonem.Wiedzia³a, ¿e nie us³ucha.Brian jak zwykle wyszed³ za ni¹ na korytarz.- Jeœli rana zacznie w nocy krwawiæ, zawo³aj mnie.Wiedzia³a, ¿e bêdzie krwawiæ, je¿eli burmistrz wstanie, a nie chcia³a, aby stary s³u¿¹cy radzi³ sobie z tym sam.- Wszystko z nim w porz¹dku? Bêdzie dobrze?- Tak, o ile nie bêdzie siê zbytnio forsowa³.Goi siê ca³kiem nieŸle.- Dziêkujê, uzdrowicielko.- Gdzie jest Gabriel ?- Nie pokazuje siê tutaj.- Brian, o co chodzi pomiêdzy nim a ojcem ?- Przepraszam, uzdrowicielko, ale nie mogê powiedzieæ." Nie mogê, czy nie chcê " - pomyœla³a Gada.Gada sia³a, spogl¹daj¹c na ciemn¹ dolinê.Nie chcia³o jej siê jeszcze spaæ.To by³a jedna z tych rzeczy, które niezbyt lubi³a w okresie próbnym: przewa¿nie musia³a chodziæ do ³Ã³¿ka sama.Zbyt wielu ludzi w miejscach, które odwiedza³a, zna³o uzdrowicieli jedynie ze s³yszenia.Bali siê jej.Nawet Aievtn ba³ siê z pocz¹tku, a w momencie, gdy jego strach min¹³, a wzajemny szacunek przerodzi³ siê w sympatiê.Gada musia³a odjechaæ.Nie mieli ¿adnej szansy, by byæ razem.Opar³a g³owê o ch³odn¹, szybêPierwszy raz przejecha³a pustyniê po to, aby siê rozejrzeæ, dotrzeæ do miejsc, w których uzdrowiciele nie pojawili siê przez dziesiêciolecia albo których nigdy przedtem nie odwiedzali.Pewnie by³a zarozumia³a, a mo¿e nawet g³upia,¿e robi³a to, o czym nawet nie myœleli jej nauczyciele.Zbyt ma³o by³o uzdrowicieli, aby obs³ugiwaæ jeszcze ludzi po drugiej stronie pustyni.Gdyby uda³o siê w Mieœcie, wszystko mog³oby siê zmieniæ.Ale ró¿nicê miêdzy Gada a innymi uzdrowicielami, którzy zdobywali w Centrum wiedzê, wyznacza³o teraz imiê Jesse.Jeœli jej siê nie uda.Nauczyciele to dobrzy ludzie, wyrozumiali dla ró¿nic i rozmaitych przypadków, ale jak zareaguj¹ na b³êdy, które pope³ni³a - nie wiedzia³a.Stukanie do drzwi rozleg³o siê jak wybawienie, bo przerwa³o jej nieweso³e myœli.-Proszê!Wszed³ Gabriel i po raz wtóry Gadê uderzy³a jego uroda.- Brian mówi, ¿e ojciec ma siê dobrze.- To dobrze.- Dziêkujê, ¿e mi pomog³aœ.Wiem, ¿e potrafi byæ trudny.- Waha³ siê; rozejrza³ dooko³a, skuli³ ramiona.- No.Przyszed³em w³aœciwie, ¿eby zobaczyæ, czy nie mogê dla ciebie czegoœ zrobiæ.Mimo swego zatroskania by³ ³agodny i uprzejmy.Te cechy poci¹ga³y Gadê równie mocno, jak jego fizyczne piêkno.A ona by³a taka samotna.Zdecydowa³a siê przyj¹æ jego grzeczn¹ propozycjê.- Tak - powiedzia³a.- Dziêki.Stanê³a przed nim.pog³adzi³a po policzku, wziê³a za rêkê i poprowadzi³a do kanapy.Butelka wina i kieliszki sta³y na niskim stoliku pod oknem.Gada spostrzeg³a, ¿e Gabriel spurpurowia³.O ile nie zna³a wszyslkich obyczajów pustyni, o tyle zna³a obyczaje gon nie przekroczy³a swoich przywilejów jako goœæ, a w koñcu to on zrobi³ propozycjê.Stanê³a przed Gabrielem i chwyci³a go za ramiona tu¿ nad ³okciami.Teraz by³ kompletnie blady.- Gabrielu, co siê sta³o ?- Ja.ja Ÿle siê wyrazi³em.Nie mia³em na myœli.Je¿eli chcesz, to mogê ci kogoœ przys³aæ.Zmarszczy³a brwi.- Gdyby móg³ zadowoliæ mnie " ktoœ, " to wynajê³abym go sobie w mieœcie.Chcê kogoœ, kto mi siê podoba.Spojrza³ na ni¹ z lekkim, przelotnym uœmiechem.Chyba zdecydowa³ siê nie maltretowaæ swej brody goleniem i pozwoli³ jej rosn¹æ w dniu, kiedy zdecydowa³ siê opuœciæ dom ojca, bo na policzkach wysypa³a mu siê rudozlota szczecina.- Dziêkujê ci - powiedzia³.Podprowadzi³a go do kanapy i nak³oni³a, by usiad³.-Coœ jest nie tak?Potrz¹sn¹³ g³ow¹.W³osy spad³y mu na czo³o, ocieniaj¹c oczy.- Gabrielu, wiesz przecie¿, ¿e jesteœ piêkny.- Tak - uœmiechn¹³ siê ponuro.- O tym wiem.- Czy musisz myœleæ o tym z takirn smutkiem ? A mo¿e to ja ci siê nie podobam ? Bogowie œwiadkiem, ¿e nie mam szans przy ludziach z Podgórza.- Nie wpad³a jeszcze na to, co go od niej odpycha³o.Nie zareagowa³ na ¿adn¹ z jej sugestii.- Czy jesteœ chory? Jestem pierwsz¹ osob¹, której nale¿y to powiedzieæ!- Nie jestem chory - powiedzia³ cicho, nie patrz¹c jej w oczy.-1 to nie z powodu ciebie.To znaczy, gdybym mia³ kogoœ wybraæ,.Czujê siê zaszczycony, ¿e tak o mnie myœlisz,Gada czeka³a, aby mówi³ dalej.- To nie by³oby fair wobec ciebie, gdybym zosta³.Móg³bym.Kiedy znowu przerwa³.Gada powiedzia³a:- To jest istota sporu miêdzy tob¹ a ojcem ? To dlatego wyje¿d¿asz? Gabriel kiwn¹³ g³ow¹.-1 on ma racjê, chc¹c abym wyjecha³.- Bo nie spe³niasz jego oczekiwañ ? - Gada potrz¹snê³a g³ow¹.-Karanie w niczym nie pomo¿e.To g³upie i samolubne.ChodŸ ze mn¹ do ³Ã³¿ka, Gabrielu.Niczego nie bêdê od ciebie ¿¹daæ.- Nie zrozumia³aœ - odpowiedzia³ Gabriel smutno.Wzi¹³ jej rêkê, podniós³ do twarzy i przesun¹³ koniuszkami jej palców po œwie¿ym, miêkkim zaroœcie.- Nie jest w stanie sprostaæ zobowi¹zaniom, jakie kochankowie podejmuj¹ wobec siebie.Nie wiem dlaczego.Mia³em dobrego nauczyciela.Ale biokontrola jest poza moimi mo¿liwoœciami.Próbowa³em.Bogowie! Próbowa³em!Jego b³êkitne oczy zajaœnia³y.Zabra³ rêkê z ramienia Gady i opuœci³ na kolano.Gada pog³adzi³a go znów po policzku i objê³a, skrywaj¹c zaskoczenie.Impotencjê by³aby w stanie zrozumieæ, ale brak kontroli! Nie wiedzia³a, co mu powiedzieæ, a on mia³ jeszcze du¿o do powiedzenia; czu³a to w jego silnie napiêtym ciele.Piêœci mia³ zaciœniête.Nie chcia³a go popêdzaæ, ju¿ i tak zbyt czêsto raniono go w ten sposób.Zaczê³a siê gor¹czkowo zastanawiaæ nad ³agodnym i okrê¿nym sposobem, by powiedzieæ to, co zazwyczaj mówi³a otwarcie.- Ju¿ dobrze - powiedzia³a.- Rozumiem, o czym mówisz.Uspokój siê.W moim przypadku to nie ma znaczenia.Spojrza³ na ni¹ szeroko otwartymi oczami, tak samo zaskoczony, jak dziewczyna w stajni, kiedy Gada zainteresowa³a siê jej œwie¿ym siñcem, a nie siar¹, brzydk¹ blizn¹.- Niemo¿liwe, ¿ebyœ tak myœla³a.Z nikim nie mogê porozmawiaæ.Poczu³by do mnie odrazê, tak jak mój ojciec.Nie mam o to pretensji.- Waha³ siê jeszcze przez chwilê, a¿ s³owa, t³umione przez lata, zaczê³y p³yn¹æ: - Mia³em przyjació³kê.Nazywa³a siê Lea.By³o to trzy lata temu, kiedy mia³em piêtnaœcie lat.Ona mia³a dwanaœcie.Gdy po raz pierwszy zdecydowa³em siê z kimœ kochaæ, bardziej jeszcze dla zabawy, wybra³a mnie." Oczywiœcie nie ukoñczy³a jeszcze przeszkolenia, ale to nie powinno mieæ wiêkszego znaczenia, skoro ja skoñczy³em swoje " - myœla³em.Opar³ g³owê na ramieniu Gady.Wpatrywa³ siê niewidz¹cym wzrokiem w czarne okna.- Mo¿e trzeba przedsiêwzi¹æ dodatkowe œrodki ostro¿noœci -powiedzia³.- Ale przez myœl mi nie przesz³o, ¿e móg³bym byæ p³odny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]