[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie martw siê, prawie po³owê drogi pojedziesz z Gabrielem.Napiszê ci list, weŸmiesz go ze sob¹ i dostaniesz Liska.Bêd¹ wiedzieli, ¿e to ja ciê przys³a³am.- Wola³abym jechaæ" z pani¹.Widz¹c jak wstrz¹œniêta jest Melissa, Gada zatrzyma³a siê.- Ja te¿ wola³abym, ¿ebyœ jecha³a ze mn¹.Uwierz mi, proszê, ale muszê jechaæ do Centrum, a to mo¿e byæ niebezpieczne.- Nie bojê siê ¿adnych szaleñców.A poza tym jak bêdê razem z pani¹, mo¿emy trzymaæ stra¿.Gada zapomnia³a o szaleficu.Wspomnienie o nim wywo³a³o w niej ponownie niepokój.- Tak, szaleniec to jeden problem.Ale nadchodz¹ burze, jest prawie zima.Nie wiem, czy dam radê wróciæ z Miasta.I lepiej bêdzie, jeœli zadomowisz siê w oœrodku, zanim wrócê z wyprawy.Gdyby mia³o siê to nie udaæ albo gdybym musia³a opuœciæ oœrodek, mog³abyœ lam zostaæ.- Nie obchodz¹ mnie burze - powiedzia³a Melissa - nie bojê siê.- Wiem, ¿e siê nie boisz.Chodzi o to, ¿e nie ma powodu nara¿aæ ciê na niebezpieczeñstwo.Melissa nie odpowiedzia³a.Gada przyklêk³a i odwróci³a dziecko do siebie.- Czy myœlisz, ¿e teraz próbujê ciê unikaæ ? Po chwili Melissa powiedzia³a:- Nie wiem, co mam myœleæ, pani Gado.Pani powiedzia³a, ¿e gdybym nie ¿y³a tutaj, to by³abym odpowiedzialna za siebie i robi³a to, co bym myœla³a, ¿e jest dobrze.A ja myœlê, ¿e niedobrze jest, ¿ebym zostawi³a pani¹ sam¹ z tym szaleñcem i z burzami.Gada przysiad³a na piêtach.- Dok³adnie tak powiedzia³am.I tak te¿ uwa¿am.Spojrza³a na swoje pobliŸnione rêce, westchnê³a i znów popatrzy³a na Melissê.- Lepiej ci powiem, dlaczego tak naprawdê chcê, ¿ebyœ pojecha³a do domu.Powinnam by³a powiedzieæ to przedtem.- Co to jest ? - Glos Melissy by³ œciœniêty, iecz opanowany; Gada wziê³a j¹ za rêkê.- Wiêkszoœæ uzdrowicieli ma po trzy wê¿e.Ja mam tylko dwa.Zrobi³am coœ g³upiego i ten trzeci zosta³ zabity.Opowiedzia³a Melissie o ludziach Arevina, o Stavinie, jego m³odszym ojcu i Mchu.- Nie ma zbyt wielu wê¿y snu - ci¹gnê³a Gada.- Bardzo trudno je rozmna¿aæ.W³aœciwie to nigdy nie uda³o siê nam osi¹gn¹æ tego, ¿eby zaczê³y siê rozmna¿aæ.Po prostu czekamy z nadziej¹, ¿e kiedyœ bêdzie ich wiêcej.Sposób, w jaki je zdobywamy, jest podobny do tego, w jaki zrobi³am Liska.- Tym specjalnym lekarstwem? - spyta³a Melissa.- Coœ takiego.Inna biologia pozaziemska wê¿y nie poddawa³a siê ani transdukcji wirusowej, ani mikrochirurgii.Ziemskie wirusy nie wchodzi³y w reakcje z substancjami chemicznymi, jakie wê¿e snu mia³y w miejscu DNA, a uzdrowicielom nie uda³o siê wyizolowaæ niczego, co mo¿na by porównaæ z wirusem u pozaziemskich wê¿y.Nie mogli wiêc przeszczepiæ genów jadowych wê¿y snu innym wê¿om i jak dot¹d nikomu nieu da³o siê zsyntetyzowaæ wszystkich, spoœród setek komponentów jadu.Zrobi³am Mcha i cztery inne wê¿e snu, ale wiêcej ju¿ nie mogê.Za bardzo dr¿¹ mi rêce.Sta³o siê z nimi to samo, co wczoraj dzia³o siê z moim kolanem.Czasem zastanawia³a siê, czy jej artretyzm nie by³ zarówno psychologiczn¹, jak i fizyczn¹ reakcja na wielogodzinne siedzenie w laboratorium, delikatne manipulowanie pokrêt³ami mikropipety i wysilanie wzroku, aby znaleŸæ ka¿de z niezliczonych j¹der w pojedynczej komórce wê¿a snu.By³a pierwsz¹ uzdrowicielk¹ od wielu lat, której uda³o siê przeszczepiæ materia³ genetyczny w niezap³o-dnione jajo.Musia³a wypreparowaæ setki komórek, aby wreszcie uzyskaæ Mcha i czworo jego rodzeñstwa.By³ to efekt lepszy od uzyskanego przez kogokolwiek, komu uda³o siê w ogóle zrealizowaæ podobne zadanie.Nikt nie zdo³a³ stwierdziæ, co powodowa³o dojrzewanie p³ciowe wê¿y snu, wiêc uzdrowiciele przechowywali niewielk¹ iloœæ zamro¿onych, niezap³odnionych komórek jajowych wyjêtych z cia³ martwych wê¿y.Jednak nikomu nie uda³o siê ich sklonowaæ.Mieli le¿ pewn¹ iloœæ czegoœ, co prawdopodobnie by³o sperm¹ wê¿y snu, jednak komórki - po miksowaniu w wirówce testowej - okazywa³y ; siê zbyt niedojrza³e, by zap³odniæ jaja.Gada wiedzia³a, ¿e jej sukces by³ zarówno kwestia, szczêœcia, jak i techniki.By³a pewna, ¿e gdyby jej wspó³pracownicy posiadali dostateczne mo¿liwoœci, aby zbudowaæ mikroskop elektronowy opisany w ksi¹¿kach, zdo³aliby odnaleŸæ geny niezale¿nie od cia³ j¹drzastych; moleku³y tak ma³e, ¿e nie mo¿na ich by³o zobaczyæ, zbyt ma³e, aby je przeszczepiæ, chyba ¿e mikropipeta zassa je przez przypadek.- Jadê do Centrum, ¿eby zawieŸæ wiadomoœæ i poprosiæ tamtejszych ludzi, ¿eby pomogli nam zdobyæ wiêcej wê¿y snu.Obawiam siê jednak, ¿e odmówi¹.A jeœli wrócê do domu bez opiekuna snu po tym, jak straci³am swojego, to nie wiem, co siê zdarzy.Mo¿e parê wyklu³o siê od czasu, gdy wyjecha³am, mo¿e kilka nawet sklonowa-no, ale jeœli nie, to mog¹ mi nie pozwoliæ, abym nadal byfa uzdrowicielk¹.Nie mogê byæ dobr¹ uzdrowicielk¹ bez wê¿a snu.- Je¿eli nie ma innych, to powinni daæ jednego z tych, które pani zrobi³a - powiedzia³a Melissa.- Tylko takie wyjœcie bêdzie w porz¹dku.- Ale to nie bêdzie w porz¹dku wobec m³odszych uzdrowicieli, którym je da³am - powiedzia³a Gada.- Musia³abym pojechaæ do domu i powiedzieæ siostrze albo bratu, ¿e nie mog¹ byæ uzdrowicielami, dopóki nasze wê¿e snu nie rozmno¿¹ siê powtórnie - powiedzia³a z d³ugim westchnieniem.- Chcê, ¿ebyœ wiedzia³a to wszystko.Dlatego te¿ pragnê, abyœ pojecha³a do domu wczeœniej, by wszyscy mieli szansê ciebie poznaæ.Musia³am zabraæ ciê od Rasa, ale jeœli pojedziesz ze mn¹, to nie jestem pewna,czy tak bêdzie lepiej.- Gado! - Melissa by³a z³a.- Dla mnie byæ z pani¹, to zawsze bêdzie lepsze ni¿.ni¿ byæ w Podgórzu.Nie obchodzi mnie, co siê stanie.Nawet, jeœli mnie uderzysz.- Melisso! - powiedzia³a Gada, podobnie zaszokowana, jak przed chwil¹ dziewczynka.Melissa zaœmia³a siê bezg³oœnie, z prawym k¹cikiem ust wzniesionym lekko ku górze.- Widzisz ? - powiedzia³a.- Zgoda.- Bêdzie dobrze - mówi³a Melissa.- Nie obchodzi mnie, co siê stanie w oœrodku uzdrowicieli.Wiem, ¿e burze s¹ niebezpieczne.Widzia³am, jak wygl¹da³aœ po walce z szaleñcem, wiêc wiem, ¿e onte¿ jest niebezpieczny.Ale ci¹gle chcê iœæ z tob¹.Proszê, nie ka¿ mi iœæ do kogoœ innego.- Jesteœ pewna ? Melissa skinê³a g³ow¹.- Dobrze - powiedzia³a Gada.Rozjaœni³a twarz w uœmiechu.-Nigdy przedtem nie adoptowa³am nikogo.Teorie to nie to samo, kiedy zaczyna siê je wprowadzaæ w ¿ycie.Pojedziemy razem.W rzeczywistoœci mi³e jej by³o bezgraniczne zaufanie, którym darzy³a j¹ Melissa.Posz³y korytarzem, trzymaj¹c siê za rêce i machaj¹c nimi jak dwoje dzieci.Skrêci³y w ostatni korytarz i Melissa gwa³townie cofnê³a siê.Pod drzwiami Gady siedzia³ Gabriel.Obok le¿a³o przygotowane siod³o.- Gabrielu! - zawo³a³a Gada.Podniós³ wzrok i rym razem nie drgn¹³ na widok Melissy.- Czeœæ! - odpowiedzia³.- Przepraszam.Melissa odwróci³a siê w stronê Gady tak, ¿eby najbrzydsza czêœæ blizny nie by³a widoczna.- W porz¹dku.Nie szkodzi.Jestem do tego przyzwyczajona.- Nie by³em jeszcze do koñca obudzony ostatniej nocy.-Gabriel spostrzeg³ spojrzenie Gady i zamilk³.Melissa zerknê³a na Gadê, która œciska³a jej r¹czkê, póŸniej na Gabriela i jeszcze raz na Gadê.- Ja lepiej.pójdê przygotowaæ konie.- Melisso! - Gada próbowa³a j¹ z³apaæ, ale dziewczynka uciek³a.Gada popatrzy³a jak odchodzi, westchnê³a i otworzy³a drzwi do swojego pokoju.Gabriel wsta³.- Przeprasz am - powiedzia³.-Ty to masz talent!Wesz³a do œrodka, podnios³a juki i cisnê³a na ³Ã³¿ko.Gabriel wszed³ za ni¹.- Proszê ciê, nie b¹dŸ na mnie z³a.- Nie jestem z³a.- Rozpiê³a sprz¹czki.- Z³a by³am wczoraj w nocy, ale ju¿ mi przesz³o.- Cieszê siê.- Gabriel usiad³ na ³Ã³¿ku i patrzy³, jak Gada siê pakuje - Jestem gotowy do wyjazdu.Chcia³em jednak powiedzieæ : " do widzenia " i podziêkowaæ ci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]