[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do ostatniej chwili zachowa³ trzeŸwy umys³ i pogodê ducha, choæ trzeba przyznaæ, ¿e pod koniec ¿ycia sta³ siê nieco uci¹¿liwy, wtr¹caj¹c siê do wszystkiego i do znudzenia powtarzaj¹c wci¹¿ te same opowiastki z czasów m³odoœci.Ale przecie¿ nikt nie jest doskona³y.Saturnin, który musia³ czekaæ ca³e dziewiêædziesi¹t cztery lata, trzy miesi¹ce i dwa dni, ¿eby z nim porozmawiaæ, przywita³ go z prawdziw¹ radoœci¹.Czas, jaki min¹³, zanim zjawi³ siê psychopompos od Adriela, anio³a dobrej œmierci, up³yn¹³ im na wspomnieniach i wyjaœnieniach.Po¿egnali siê bardzo serdecznie, a Saturnin obieca³ odwiedziæ swego podopiecznego i zostaæ na d³u¿sz¹ pogawêdkê, kto bowiem mo¿e lepiej znaæ cz³owieka ni¿ jego anio³ stró¿? Dotrzymywa³ przyrzeczenia i kiedy tylko pozwala³y mu obowi¹zki, wpada³ do Ogrodu Edeñskiego w Trzecim Niebie, gdzie by³y klient, jako porz¹dny facet, otrzyma³ nale¿n¹ kwaterê.Pierwsza klientka tak¿e nie sprawia³a zbytnich problemów.Prze¿y³a tylko jeden kryzys ma³¿eñski i mia³a nieco k³opotów z dorastaj¹cym synem.Dba³a o dom, lubi³a zajêcia gospodarskie, a g³Ã³wn¹ jej wad¹ by³a sk³onnoœæ do plotek.W sumie normalka.Ale ten! Saturnin obrzuci³ œpi¹cego ponurym spojrzeniem.Bywalec knajp, mi³oœnik hucznych imprez, utrzymuje przygodne kontakty z kilkoma tuzinami kobiet, zawsze skory do rozróby, wynajmuje siê jako ochroniarz przy podejrzanych interesach.Trudny materia³.W dodatku etyka zawodowa nakazuje go kochaæ.£adnie wdepn¹³eœ, Saturninie, nie ma co!Jeszcze raz przebieg³ wzrokiem urzêdowy pergamin.Jutro zg³oszê siê po zmiennika, pomyœla³.Ciekawe, jakiego dosta³em? Oby tylko nie okaza³ siê zgrzybia³ym starcem.Zmiennicy, zastêpuj¹cy stró¿Ã³w przez przepisowe siedem dni w miesi¹cu lub w razie choroby i nag³ych wypadków, nie rekrutowali siê z dwóch specjalnie szkolonych chórów anio³Ã³w s³u¿ebnych, do których nale¿eli wszyscy zawodowi opiekunowie, urodzeni i z powo³ania przeznaczeni do wykonywania swojej profesji.Stanowili zbieraninê emerytów, rencistów, zdegradowanych urzêdników oraz ¿o³nierzy, dla których zabrak³o akurat miejsca w s³u¿bie czynnej.Prawdziwi stró¿e uwa¿ali zastêpców za gorszych od siebie, wytykaj¹c im, czêsto niestety s³usznie, brak zaanga¿owania lub umiejêtnoœci.Ze swojej strony zmiennicy nie pozostawali d³u¿ni, nazywaj¹c stró¿Ã³w najbardziej wstecznymi, pospolitymi i zak³amanym dupkami w Królestwie.Saturnin z³o¿y³ pismo, wepchn¹³ je do kieszeni w tunice, zastanawiaj¹c siê, czy nowy zastêpca równie ma³o przypadnie mu do gustu, co nowy klient.- Eee.Gamerin, jak s¹dzê? - zdo³a³ wyb¹kaæ, z ca³ej duszy modl¹c siê, ¿eby odpowiedŸ brzmia³a „nie”.W ¿yciu nie widzia³ anio³a, z którym chcia³by mieæ mniej do czynienia.Zapytany by³ œredniego wzrostu, szczup³y, ale dobrze zbudowany.Gêste, grube w³osy o barwie ciemnego miodu siêga³y mu prawie do ramion.W twarzy o wydatnych koœciach policzkowych i lekko wklês³ych policzkach lœni³y przymru¿one, przenikliwe oczy, szare jak krzemieñ.Spiczast¹ brodê szpeci³a d³uga blizna.Nieznajomy mia³ na sobie regulaminow¹, siêgaj¹c¹ przed kolana tunikê stró¿a, ale nie zada³ sobie trudu w³o¿enia pod spód przepisowej bluzy z trzema paskami przy mankietach.Z rêkawów tuniki wystawa³y ¿ylaste, muskularne ramiona.Zamiast w¹skich spodni w kolorze bluzy i lekkich butów ze sznurowanymi cholewkami nosi³ zniszczone spodnie w panterkê i czarne wojskowe buciory.Mia³ tylko jedno skrzyd³o, prawe.Na szyi dynda³ mu pêk dziwacznych talizmanów, podejrzanie kojarz¹cych siê z czarn¹ magi¹.By³y ¿o³nierz, z powodu kalectwa wycofany ze s³u¿by, pomyœla³ Saturnin w pop³ochu.Najgorszy zmiennik, jaki mo¿e siê trafiæ przyzwoitemu anio³owi.Bardzo siê stara³ zachowaæ uprzejmy wyraz twarzy, ale bezwiednie przybra³ minê domowego psiaka staj¹cego oko w oko z wkurzonym lwem.- Mo¿esz mi mówiæ Drago - powiedzia³ weteran.- Wszyscy mnie tak nazywaj¹.- Zrobi³ gest, jakby chcia³ podaæ Saturninowi rêkê, ale stró¿ sta³ sztywno jak s³up.- Mi³o ciê poznaæ, Drago - wymamrota³ w koñcu, zdumiewaj¹c siê w³asn¹ dwulicowoœci¹.- Mam nadziejê, ¿e nasza wspó³praca bêdzie owocna.- Oka¿e siê.- Drago ods³oni³ w uœmiechu du¿e, mocne zêby.- Zaczynamy od zaraz?- Tak, to znaczy.dzisiaj przez ca³y dzieñ zostanê z tob¹, ¿eby.hmmm, przyuczyæ ciê do obowi¹zków.- Przyuczyæ - mrukn¹³ ¿o³nierz.- No dobra.Opuœcili refektarz Trzeciego Domu przy Drugim Krêgu, minêli internat i kwatery stró¿Ã³w, miejsca, w których Saturnin spêdzi³ ca³e dzieciñstwo i wczesn¹ m³odoœæ, przeszli obok Zielonej Wie¿y, wbrew nazwie przysadzistego budynku, gdzie znajdowa³a siê skromna izdebka, przeznaczona na prywatny u¿ytek Saturnina w dniach wolnych od s³u¿by.Drago rozgl¹da³ siê ciekawie.Z rêkami w kieszeniach tuniki szed³ obok sztywnego ze zdenerwowania stró¿a.Bez trudu dotrzymywa³ mu kroku, chocia¿ mocno utyka³ na lew¹ nogê.- Mieszka³eœ tutaj? - zagadn¹³, wskazuj¹c szerokim gestem zabudowania Trzeciego Domu.- Nadal mieszkam - odpar³ Saturnin.- Mam kwaterê w Zielonej Wie¿y.- Smêtnie tu trochê - oceni³ weteran z uœmiechem, który wyda³ siê drugiemu anio³owi krzywy.- Gorzej ni¿ w koszarach.Saturnin poczu³ siê ura¿ony.Jakim prawem ten ¿o³dak wyg³asza lekcewa¿¹ce s¹dy o przyzwoitej, wzorowo prowadzonej stancji anio³Ã³w s³u¿ebnych? Dom Trzeci przy Drugim Krêgu by³ jedynym miejscem, do którego czu³ siê naprawdê przynale¿ny.- To spokojna i doskonale prowadzona jednostka, gdzie ka¿dy pilnuje swoich obowi¹zków, zamiast trwoniæ czas na rzeczy zbêdne - powiedzia³ sucho.- Jak na przyk³ad uprzejmoœæ - mrukn¹³ Gamerin i przesta³ siê odzywaæ.Najbli¿sz¹ bram¹ przedostali siê na Ziemiê.Szli pieszo, bo Saturnin nie wiedzia³, jak Drago, ze swoim jednym skrzyd³em, radzi sobie z fruwaniem.Przeciskali siê przez t³um ludzi, anio³Ã³w i ró¿nych stworów z G³êbi lub Limbo, pod¹¿aj¹c ruchliwymi ulicami do mieszkania klienta.- Hej, ¿o³nierzu! - zawo³a³ za ich plecami ochryp³y kobiecy g³os.Drago odwróci³ siê b³yskawicznie.Saturnin zatrzyma³ siê, spogl¹daj¹c niepewnie za siebie.Kiedy jego wzrok spotka³ siê ze spojrzeniem wysokiej, wyzywaj¹co ubranej demonicy, poczu³, ¿e oblewa siê g³upim, m³odzieñczym rumieñcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]