[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacky i ja teżtrochę gramy.Dla nas kwestia "bliżej czy dalej?" nie jest problemem.Obaj chcemy bliżej.Po dziesięciu minutach tej kretyńskiej gry rzucamykulami byle gdzie, z całej siły.Jeden z pomocników dostajew kostkę, i porządnie go boli.Przestajemy.***Reggane, piąty dzień.Zabroniłem gier.Kiedy przechodzę koło nich, chłopaki spuszczają wzrok, żebyuniknąć mojego spojrzenia.Przez cały dzień drzemią.Ta bezczynnośćdenerwuje mnie, łażę po obozowisku we wszystkie strony.Kiedyprzechodzę koło ciężarówki Albany, któraś z owiec zakupionychw Adrarze popełnia błąd i beczy.Włażę na górę i wyrzucam trzy zaburtę.Niewinne zwierzęta płacą za wszystkich.***Reggane, szósty dzień.Nadal łażę.Obóz jest pusty.Aby nie znaleźć się na mojej drodze, chłopakipochowały się gdzie popadnie.Jeden z turystów najwidoczniej niezrozumiał powagi sytuacji.Bez mojego zezwolenia zszedł ze swojejnaczepy, gdzie nieźle się muszą smażyć w tym słońcu, i podszedł domnie, nieświadomy niczego.- Dzień dobry, eee.Koledzy chcieliby się dowiedzieć, czy niedługowyjedziemy?Łapię kamień i chybiam o włos.Wycofuje się i biegnie do swojejciężarówki.Gonię go.Drugi kamień uderza go w ramię.Skacze nakoło wołając pomocy.Tamci z góry wyciągają do niego ręce.Jegowielka dupa kołysze się chwilę.Znika w momencie, kiedy już miałemzłapać go za nogę i zrobić mu Bóg wie co.Przez dłuższy czas wygrażam wściekle chodząc wzdłuż naczepy.***Następnego ranka nareszcie przyjeżdża pracownik Ajudżila izawiadamia mnie, że Rabah wyjechał służbowo i że ma wrócić popołudniu.Ryczę z radości.Chłopaki wyłażą ze swoich kryjówek.- Capone, Indianin.Ruszajcie.Wyjeżdżamy natychmiast.- I walęz całej siły Capone'a w plecy, co wywołuje uśmiech na wszystkichtwarzach.Jeszcze jeden dzień i mogłoby się to dla nich wszystkich źleskończyć.Wyczuli to.Wyjeżdżam z dwiema cysternami.Przejeżdżamy odległość Reggane-Adrar w rekordowym czasie.W Adrarze Rabah zostawił pompiarzom instrukcje.Jeden z nichabsolutnie odmawia obsłużenia mnie.W drugiej pompie nie ma dośćoleju napędowego, żeby napełnić obie cysterny.Wysyłam Indianinado Timimun i czekamy.Zabiera mu to dużo czasu.Jest druga po południu i jeśli Rabah teraz wróci, jestem załatwiony.- Charlie.To on.Rzeczywiście nadjeżdża jego cysterna.Indianin zatrzymuje sięprzy nas i podniesionym kciukiem sygnalizuje, że wszystko w porządku.Adrar-Reggane, nowy rekord.Zgodnie z moimi instrukcjamikonwój gotów jest do wyjazdu, ciężarówki ustawione są rzędem naszlaku.Przed powrotem do swojej kabiny robię małą zbiórkę.- Mamy pięćdziesiąt trudnych kilometrów przed dojechaniem doznakowanego szlaku.Trzymajcie się gęsiego, w jednej linii za mną,przez tych pięćdziesiąt kilosów.Może uda nam się uniknąć ugrzęźnięcia.Potem będzie jeszcze pięćset pięćdziesiąt do Bordż-Moktar.Całyczas szlakiem.***Zdziwiłoby mnie, gdyby się udało bez problemów.W lusterku widzę zatrzymaną cysternę Capone'a.One i Two są zamną.Nie jestem jeszcze na pewnym gruncie.Jadę dalej aż do twardejstrefy, gdzie zatrzymuję się.Wysiadam i idę zobaczyć.Capone nadal stoi, pięćset metrówz tyłu, ale wokół ciężarówki kręcą się pomocnicy.Stąd słychaćcharakterystyczne wycie silnika na pełnych obrotach, w czasie próbywyjechania z dołka.Cysterna wyjeżdża za pierwszym razem.DajęCapone'owi znak, żeby dojechał do nas.Po odpiaszczeniu pozostają dziury.Dochodzę do miejsca i kierujędalszym przebiegiem operacji.Każda następna ciężarówka musi terazobjechać koleiny pozostawione przez Capone'a.Pomału wszyscyprzejeżdżają, jeden po drugim.Ciężarówki kołyszą się na tympofałdowanym terenie.Chłopaki są spięci za kierownicą.Powietrze przesycane jest spalinamii pyłem.Wycie silników jest ogłuszające.Następny utyka Albana.Pomocnicy natychmiast przystępują doroboty.Łopatami wykopują rowy, w które wsuwają podkłady.Przegrzaneopony ślizgają się na blachach, wydzielając gęsty niebieskidym.Ciężarówka ślizga się w bok i pada.Wszystko trzeba zaczynaćod nowa.Daję znak dwóm pozostałym, żeby przejechali z drugiejstrony.Kiedy wreszcie wszyscy przejechali, szlak rozorany jest na całejszerokości.Pięć kilometrów dalej wszystko zaczyna się od początku.Każęspuścić powietrze z opon, bo ciężarówka dużo lepiej przejeżdża, kiedyciśnienie w ogumieniu jest niskie, dzięki czemu opony szerzej przylegajądo podłoża zwiększając powierzchnię nacisku.W ten sposób wózmniej się pogrąża.Szkopuł w tym, że takie flaki niszczą się natwardym gruncie i po trzydziestu kilometrach trzeba będzie poświęcićtrochę czasu na ponowne napompowanie.Pomocnicy kucają przykołach, każdy ma w ręku gwóźdź, którym naciska na zawór.Od czasudo czasu ci, którzy są przy podwójnych kołach, przerywają wypuszczaniepowietrza i porównują oba koła.Ci ludzie nie potrafią odczytaćciśnienia z manometru.Dla nich wskaźnikiem jest to, że obie oponynie mogą się dotykać, bo grozi to wybuchem.Mimo wszystko zyskujemy niewiele.Na odcinku pięćdziesięciukilometrów każdy kierowca grzęźnie raz albo dwa.Tylko Wallid,który ma duże doświadczenie w tego typu przykrych sytuacjach,wychodzi bez szwanku.Inni stopniowo poznają nowe techniki.Wszystko zasadza się na koordynacji wysiłków.Kierowcy i pomocnicyszybko łapią rytm pracy.Łopaty, podkłady, gaz, ciężarówkajedzie i nieco dalej grzęźnie ponownie, i wszystko trzeba zaczynać odpoczątku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]