[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sza³wia i ¿ywokost.To - nie.Zepchn¹³ buteleczkê ze sto³u i znowu pogr¹¿y³ siê w ponurym milczeniu.- Dobra! - wrzasnê³a Kate, podnios³a buteleczkê i cisnê³a mu prosto w twarz.Buteleczka odbi³a siê od koœci policzkowej, zostawiaj¹c czerwony znak.Thor rzuci³ siê, wœciek³y, do przodu, lecz Kate sta³a niez³omnie z wycelowanym weñ palcem.- Zostañ tam, gdzie jesteœ, ³obuzie! - krzyknê³a, wiêc siê zatrzyma³.- A czego bêdziesz potrzebowa³ na to?Thor nie zrozumia³.- Na to! - krzyknê³a Kate, wskazuj¹c czerwieniej¹cy œlad na policzku.- Zemsty - odpowiedzia³.- Zobaczê, co siê da zrobiæ - oznajmi³a Kate.Obróci³a siê na piêcie i wymaszerowa³a z pokoju.Po d³u¿szej chwili wróci³a, wlok¹c za sob¹ smu¿ki pary.- No dobrze - odezwa³a siê.- ChodŸ za mn¹.Poprowadzi³a go do ³azienki.Poszed³ za ni¹, z popisow¹ wrêcz niechêci¹ i oporami, ale jednak poszed³.Kate przywlok³a za sob¹ smu¿ki pary, poniewa¿ ³azienka by³a jej pe³na, wanna zaœ nieomal przelewa³a siê od piany i rozmaitych paskudztw.Thor zobaczy³ tam wiele s³oiczków i buteleczek, na ogó³ pustych.Sta³y rzêdem na ma³ej pó³eczce nad wann¹.Kate podnosi³a jedno po drugim i podstawia³a mu pod nos.- Olejek z pestek moreli - oznajmi³a i obróci³a s³oik do góry dnem, ¿eby podkreœliæ, jak bardzo jest pusty.- Wszystko jest tam - doda³a, wskazuj¹c na pe³n¹ piany wannê.- Olejek neroli - oznajmi³a chwytaj¹c nastêpny s³oiczek - destylowany z kwiatów gorzkiej pomarañczy.Wszystko jest tam.Chwyci³a dwa nastêpne s³oiczki.- Sza³wia i ¿ywokost - okreœli³a pierwszy.- Olejek z liœci cedru.Jedno to krem do r¹k, drugie - od¿ywka do w³osów; w ca³oœci s¹ tam, razem z tubk¹ aloesowej maœci ochronnej do warg, odrobin¹ ogórkowego mleczka do twarzy, œmietank¹ kosmetyczn¹ z miodem, woskiem i olejkiem jojoby, borowin¹, szamponem brzozowo-wodorostowym, pelnot³ustym kremem na noc z dodatkiem witaminy C oraz spor¹ porcj¹ tranu.Obawiam siê, ¿e nie mam nic, co zwa³oby siê "Zemsta", ale oto odrobina "Obsesji" Calvina Kleina.Wyjê³a zatyczkê z buteleczki perfum, a nastêpnie wrzuci³a buteleczkê do wanny.- Kiedy skoñczysz, bêdê w pokoju obok.Powiedziawszy to wymaszerowa³a z ³azienki i trzasnê³a za sob¹ drzwiami.Czeka³a w s¹siednim pokoju, z determinacj¹ czytaj¹c ksi¹¿kê.Rozdzia³ dwudziesty pierwszyPrzez jak¹œ minutê Dirk pozostawa³ nieruchomy na siedzeniu jaguara, nieopodal w³asnych drzwi.Zastanawia³ siê, jaki powinien byæ jego nastêpny ruch.Niedu¿y i ostro¿ny - myœla³.Stanowczo najmniej potrzebowa³ teraz spotkania z przestraszonym or³em.Obserwowa³ ptaka w napiêciu.Tamten zaœ ca³¹ postaw¹ wyra¿a³ swego rodzaju impertynenck¹ œwietnoœæ, sta³ œciskaj¹c mocno szponami krawêdŸ kamiennego stopnia.Od czasu do czasu przyg³adza³ dziobem pióra, po czym spogl¹da³ bystrym wzrokiem najpierw w dó³, potem w górê ulicy, w ogromnie denerwuj¹cy sposób przesuwaj¹c przy tym szponem po kamieniu.Dirk podziwia³ ptaka g³Ã³wnie z powodu niezwyk³ych rozmiarów, upierzenia, no i ogólnego wra¿enia wspania³ej górnolotnoœci, niemniej, zapytuj¹c sam siebie, czy podoba mu siê odb³ysk œwiate³ latarni w jego szklistych oczach albo na potê¿nym haku jego dzioba, musia³ przyznaæ, ¿e jednak nie.Ten dziób stanowi³ potê¿n¹ broñ.By³ to dziób, który napêdzi³by strachu ka¿dej istocie na ziemi, nawet takiej, która ju¿ by³a martwa i w puszce.Szpony zaœ sprawia³y wra¿enie, jakby bez wysi³ku mog³y porwaæ ma³e volvo.A ptak siedzia³ w oczekiwaniu u progu domu Dirka, rozgl¹daj¹c siê po ulicy zarazem znacz¹co i wrednie.Dirk zacz¹³ siê zastanawiaæ, czy nie nale¿a³oby raczej natychmiast st¹d odjechaæ i opuœciæ ten kraj.Czy ma przy sobie paszport? Nie, zosta³ w domu.Za drzwiami, które by³y za or³em, w którejœ z szuflad albo, co bardziej prawdopodobne, dawno zagubiony.Móg³by to wszystko sprzedaæ.Stosunek agentów nieruchomoœci do rzeczywistej liczby domów w okolicy wynosi ju¿ prawie jeden do jednego.Któryœ z nich móg³by przyjechaæ i zaj¹æ siê tym domem.On sam mia³ go ju¿ serdecznie dosyæ, z wszystkimi jego lodówkami, dzik¹ faun¹ i nieusuwaln¹ pozycj¹ w spisach pocztowych American Express.Móg³by tak¿e, przypuœci³ na chwilê z lekkim dreszczem, pójœæ sprawdziæ, czego ten orze³ chce.To by³a myœl.Pewnie szczura lub niedu¿ego teriera.Dirk mia³ w domu, o ile pamiêta³, tylko chrupki ry¿owe i stary p¹czek, a nie wydawa³o mu siê, ¿eby takie menu mog³o przemówiæ do zwierzchnika przestworzy.Przez chwilê wyobra¿a³ sobie, ¿e dostrzega na szponach ptaka œwie¿o zakrzep³¹ krew, lecz powiedzia³ do siebie stanowczo, ¿e ma siê nie wyg³upiaæ.Po prostu musi wyjœæ i stawiæ czo³o okolicznoœciom, wyjaœniæ, ¿e w³aœnie skoñczy³y mu siê szczury, i ponieœæ wszelkie tego konsekwencje.Cicho, niewyobra¿alnie wprost cicho otworzy³ drzwi samochodu i nisko pochylony wyœlizn¹³ siê ukradkiem na ulicê.Przyjrza³ siê ptakowi znad maski samochodu.Stworzenie nawet nie drgnê³o.A raczej: nie ruszy³o siê z miejsca.Ci¹gle natomiast rozgl¹da³o siê wokó³, za to z wiêksz¹, chyba, czujnoœci¹.Dirk nie mia³ pojêcia, w którym z odleg³ych górskich gniazd móg³ siê nauczyæ jak nas³uchiwaæ odg³osów obracaj¹cych siê zawiasów w drzwiczkach jaguara, lecz dŸwiêk ten najwyraŸniej nie umkn¹³ jego uwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]