[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Biada wam!" - i wiele innych rzeczy, których nie pamiêtam, bo by³em, jak powiadam, arcymocno pomieszany.SZAMBELANOWAWiktor to mówi³?JANUSZPrzecie coœ wiêcej musia³ jeszcze powiedzieæ.SZAMBELANNic wa¿nego - ile mi siê zdaje, bo tak¿e nie by³ spokojny.Aha! Jeszcze mówi³, ¿e kto nie da pieniêdzy, temu wydr¹.SZAMBELANOWATo jasno! C`est compréhensible.JANUSZZ jakiego¿ powodu to mówi³?SZAMBELANCzyli¿ ja mogê powód zgadn¹æ? - Ale wspomnia³ coœ o sumieniu.SZAMBELANOWAGdzie¿ jest?SZAMBELANCzyli¿ ja mogê zgadn¹æ, gdzie jest? - Wstrz¹s³ mi rêkê, a¿ w stawach trzas³o, i znikn¹³.SZAMBELANOWANie trzeba¿e tu prawdziwego nieszczêœcia, aby koniecznie adai siê ze swoim odkryciem do tego zera.C`est malheur!SZAMBELANRadŸcie teraz.Do was radziæ i zaradziæ nale¿y; ja idê przestrzec Helusiê, ¿e Ludmir cz³owiek niebezpieczny; sam zaœ uzbrojê siê dla osobistego bezpieczeñstwa.SCENA SIÓDMAJanusz, Szambelanowa.JANUSZPani dobrodziejko! to nie s¹ ¿arty.SZAMBELANOWAZapewne, ¿e nie ¿arty.JANUSZCó¿ pocz¹æ?SZAMBELANOWASiadaj waæpan na konia, we wsi stoj¹ dragony; je¿eli ich jest dziesiêciu, musi byæ kapral (ja to wiem doskonale od mojego pierwszego mê¿a, œp.jenera³a-majora Tuza).Powtórz wyznanie jego w³asnego towarzysza; nareszcie - rób, jak chcesz, byleœ tu sprowadzi³ zbrojn¹ si³ê.C`est ça.JANUSZwracaj¹cJe¿eli to ¿art Wiktora?SZAMBELANOWAJe ne plaisante jamais - mawia³ pierwszy.JANUSZprêdko koñcz¹cMój m¹¿, jenera³-major Tuz.Ale je¿eli ¿art? dajmy na to.SZAMBELANOWA¯art, nie ¿art - bêd¹ musieli z³o¿yæ papiery.Dowiemy siê przynajmniej, co to s¹ za ludzie.JANUSZAle co powie pan Jowialski?SZAMBELANOWAIdê go o wszystkim uwiadomiæ.JANUSZO, Heleno!Odchodzi.SZAMBELANOWACo z tego bêdzie - sama nie wiem; ale odetchnê, jak mundur przy sobie zobaczê.- Co to za ró¿nica jenera³-major, a ten szambelan!.We wszystkim, we wszystkim wielka ró¿nica.Sans comparaison!Odchodzi do pokoju Pana Jowialskiego.SCENA ÓSMALUDMIRsam; który spotkawszy w drzwiach Szambelanow¹, nisko siê uk³oni³.Kaducznie z góry na mnie spogl¹da pani Szambelanowa dobrodziejka.I to jest podobno ska³a, o któr¹ moje ³Ã³dkê roztrzaskam.(po krótkim milczeniu) Jak do niej przyst¹piæ? Co lubi? Czym uj¹æ? (wo³a w lewe drzwi) Wiktorze! Wiktorze!.Gdzie¿ siê podzia³? - Z Jowialskim interesa id¹ jak najlepiej, szalenie we mnie zakochany.- Historyj¹ mego ¿ycia opowiedzia³em mu dok³adnie, s³ucha³ z rozczuleniem i nad spodziewanie nie znalaz³em w nim uprzedzeñ, tycz¹cych siê maj¹tku i urodzenia.Kilka dni jeszcze, a œmia³o o rêkê Heleny bêdê móg³ prosiæ.- Helena zaœ, albo ja Ÿle widzê, Ÿle czujê, Ÿle pojmujê, albo nie bêdzie od tego.Otó¿ i ona!SCENA DZIEWI¥TALudmir, Helena.HELENAna stronieOtó¿ jest! Igraszka losu! Ojciec mój swoim odkryciem okropnie uderzy³ w serce, uko³ysane najs³odsz¹ nadziej¹.Straszne przeczucia porywaj¹ mnie w nieprzejrzany zamêt!LUDMIRna stronieNie widzi mnie - w idealnym przestworzu kr¹¿y jej dusza.HELENAna stronieJe¿eli tak jest - ratowaæ go muszê; podam rêkê nieszczêsnemu, którego kochaæ nie wolno, a wiecznie kochaæ bêdê.LUDMIRna stronieJeszcze muszê byæ smêtnoromansowym - nie pomo¿e! Teraz uj¹æ j¹ trzeba, a po œlubie poprawa, (do Heleny, która wzdrygnê³a siê na jego g³os) Piêknie dla mnie dzisiaj jutrzenka zajaœnia³a - ³agodny wietrzyk szczêœcia pieszczotliwie mnie owion¹³, kiedym wstêpowa³ w te progi.Jak ró¿d¿k¹ czarnoksiêsk¹ tkniêty, innym siê sta³em, jak by³em dot¹d.HELENAoczy ku niebu wznosz¹cJak by³ dot¹d!LUDMIRPozwól, piêkna Heleno, niech w mglistym ¿yciu gwiazda nadziei dla mnie zaœwieci.HELENANi pogodna jutrzenka pogodnego wieczora, ni spokojnie b³yszcz¹ca gwiazda pogodnego ranka rêkojmi¹ byæ mo¿e.Chmury, nios¹ce burze, zawsze s¹ w odwodzie, zawsze nas trwo¿yæ powinny.LUDMIRAch, nie trwo¿yæ; bo je¿eli pogoda, równie i burza nie jest trwa³¹.HELENAAle burza czêsto niszczy.LUDMIRZniszczenie i œród pogody uderzyæ mo¿e - na to ka¿dy cz³owiek przygotowany byæ powinien.- Nikomu mo¿e tyle, ile mnie, los cierni nie narzuca³ na drogê ¿ycia, jednak postêpujê œmia³o.HELENACzy tylko nie zbyt œmia³o?LUDMIRTo wkrótce okazaæ siê musi.HELENAz trwog¹Wkrótce? wkrótce? Jest¿e jakie przedsiêwziêcie?LUDMIRWielkie przedsiêwziêcie, którego skutek stanowiæ bêdzie ca³¹ mojê przysz³oœæ, który nagrodzi zdroje goryczy poj¹cej mnie dotychczas, (z przesad¹) Albo wtr¹ci w czarn¹ otch³añ dzikiej rozpaczy, (na stronie) O, tak!HELENAniespokojnieTak-¿e wielkich doznawa³eœ pan nieszczêœæ?LUDMIRJa? czy wielkich nieszczêœæ doznawa³em? (na stronie) B¹dŸmy wiêc bohaterem nadzwyczajnych nieszczêœæ i zgryzot! (do Heleny) Na có¿ okropny obraz stawiaæ przed oczy, które nie znaj¹, jak lube farby wiosennej têczy, jak w harmonij¹ siane kolory kwiatów, co na dziewiczej piersi radosne serca licz¹ uderzenia.HELENAOkropny obraz!LUDMIRTak jest, okropny.Igrzyskiem szalonego losu wyrzucony z kolebki w odmêt œwiata, miêdzy milijonami ludzi szuka³em cz³owieka - daremnie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]