[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- WeŸ mnie ze sob¹.- Ryzykuj¹c, ¿e zaczniesz rodziæ w drodze? Nie, dziêkujê.Margaret westchnê³a.- Tyle w³Ã³czêgi, tak d³ugie rozstanie, i co osi¹gnêliœmy? Wojna wci¹¿ siê zbli¿a.A ty dalej nie wiesz, do czego mo¿e s³u¿yæ ten twój p³ug, czym w³aœciwie ma byæ Kryszta³owe Miasto ani jak je zbudowaæ.- Parê rzeczy jednak wiem - odpar³ Alvin.- I mo¿e g³Ã³wn¹ przyczyn¹ tych podró¿y nie by³y te cele, o których myœleliœmy.Mo¿e chodzi³o o ludzi, którzy œpi¹ teraz w s¹siednich pokojach.o Duñczyka, Gullaha Joe, o Rybê i pani¹ Duñczyka.Myœlê, ¿e w koñcu doprowadzimy ich do Kryszta³owego Miasta.Purity i Hezekiah.chyba oni te¿ do nas do³¹cz¹.- I Calvin - doda³a Margaret.- Zmieni³ siê.- Ale nie potrafi³ siê zmusiæ, by jechaæ razem z nami.- Chyba mu wstyd tego, do czego doprowadzi³a w Camelocie jego beztroska.Ale jest spokojniejszy.Jego p³omieñ serca zawiera wiele œcie¿ek, które dok¹dœ prowadz¹.I.- I.?Unios³a jego d³oñ do ust i poca³owa³a.- I mo¿e mam te¿ inne powody, by z wiêksz¹ nadziej¹ patrzeæ w przysz³oœæ.- Wydaje siê, ¿e teraz, kiedy zawdziêcza mi ¿ycie, choæby w czêœci, powinien zacz¹æ myœleæ inaczej.- Nie licz zbytnio na wdziêcznoœæ.To najbardziej ulotna ze wszystkich cnót cz³owieka.Zmiana w nim musia³a siêgn¹æ g³êbiej.Zasz³a chyba wtedy, kiedy wzniós³ falê, by nie dopuœciæ do buntu niewolników.Ocali³ tym tysi¹ce ludzkich istnieñ.Alvin zachichota³.- Z czego siê œmiejesz? - zapyta³a Margaret- Wiesz, bieg³em wtedy do was, ale patrzy³em, co siê dzieje.Zobaczy³em, ¿e próbuje rozko³ysaæ wodê, jak w zabawie z czasów dzieciñstwa.Ale by³ taki s³aby, ¿e nie móg³ sobie daæ rady.Nie umia³ siê skupiæ.- Wiêc ty to zrobi³eœ - odgad³a Margaret.- Nawet mnie nie by³o ³atwo - zapewni³ Alvin.- A by³em przecie¿ zdrowy i doœwiadczony.- W ka¿dym razie nie mów mu, ¿e to ty sprowadzi³eœ powódŸ.Alvin znów siê rozeœmia³.- Mia³bym mu odebraæ wspomnienie jedynego bohaterskiego czynu? Na pewno tego nie zrobiê.Przez d³ug¹ chwilê milczeli.Wreszcie Margaret westchnê³a i pog³aska³a siê po brzuchu.- Myœlê, jak bardzo moja matka chcia³aby byæ tutaj przy mnie.Tak bardzo kocha³a dzieci.Straci³a dwoje, zanim ja siê urodzi³am i zdo³a³am prze¿yæ niemowlêctwo.- Ale twoja matka tu jest - zapewni³ Alvin.Po³o¿y³ jej rêkê na piersi.- To ona w³o¿y³a tu ka¿de uderzenie serca, przez d³ugie miesi¹ce s³ysza³a ten puls w swoim ³onie.Jest teraz w p³omieniu twojego serca, a ty w jej.Coœ takiego nie znika z powodu takiego drobiazgu jak œmieræ.Uœmiechnê³a siê do niego.- S¹dzê, ¿e masz racjê, Al.Jak zwykle.Poca³owa³ j¹.Siedzieli na balkonie jeszcze chwilê, dopóki moskity nie zagoni³y ich do pokoju.Zasnêli i nawet we œnie tulili siê do siebie, jakby w lêku, ¿e to drugie mo¿e gdzieœ znikn¹æ.Jednak cudownym zrz¹dzeniem losu rankiem wci¹¿ byli razem, oboje, bliscy, oddychaj¹cy zgodnie, serca bij¹ce jednym rytmem, p³omienie serc jaskrawe, splecione ze sob¹ ¿ywoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]