[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uciek³am z progu i dzwoniê od s¹siadów trzy piêtra wy¿ej.Do tego stopnia bezczelni, ¿e gonili mnie po schodach i teraz siê kot³uj¹ tutaj pod drzwiami.Trzech widzia³am wyraŸnie, ale mam wra¿enie, ¿e jest ich tam wiêcej, co najmniej czterech.Proszê coœ zrobiæ mo¿liwie szybko, bo mi rozwal¹ ca³y dom.— Pani nazwisko i adres poproszê.I numer telefonu, z którego pani dzwoni.Zaspokoi³am jego wymagania i od³o¿y³am s³uchawkê.Mariola nie musia³a o nic pytaæ, sta³a obok i wszystko s³ysza³a.Tamci za drzwiami chyba zrezygnowali i odeszli, bo zapanowa³a cisza.— Za skarby œwiata nie otworzê teraz i nie wyjrzê — zarzek³a siê — ale chyba muszê uprzedziæ Mundzia, lada chwila powinien wróciæ i jeszcze siê na nich nadzieje.— UprzedŸ — zgodzi³am siê.— Niech mo¿e pojedzie na siódme i z góry popatrzy, co siê tu dzieje.Ma komórkê?— Ma.— To czekaj, zadzwoñ z mojej, bo gliny mog¹ sprawdzaæ, czy to nie wyg³up, i zadzwoniæ do ciebie.Wygrzeba³am komórkê z dna torebki.No jasne, trudno siê dziwiæ, ¿e siê ni¹ nie pos³u¿y³am, skoro znajdowa³a siê pod ca³ym normalnym torebkowym œmietnikiem.Mogli mnie piêæ razy udusiæ, zanim bym siê jej domaca³a.Mariola dzwoni³a, a mnie przychodzi³y na myœl rozmaite g³upoty.Œmieszna rzecz, z ni¹ by³am na”ty”, a z jej mê¿em na”panie Rajmundzie”.Jakoœ mi to lepiej pasowa³o, coœ w nim by³o takiego, ¿e wola³am utrzymywaæ lekki dystans.Znaliœmy siê wszyscy, z moim mê¿em w³¹cznie, prawie dziesiêæ lat, przez przypadek wprowadzaliœmy siê do tego domu równoczeœnie, dwie rodziny razem w windzie i na schodach z ca³ym mieszkaniowym majdanem.Na tych schodach siê chyba zaprzyjaŸniliœmy, kiedy w którymœ momencie by³am zmuszona prze³aziæ gór¹ przez ich kredens, który nie mieœci³ siê nigdzie, winda zaœ by³a zapchana naszymi materacami.Potem, przez kilka trudnych dni, zapraszaliœmy siê wzajemnie na posi³ki, ¿eby uproœciæ robotê ¿ywieniow¹, na zmianê, raz ona, raz ja, bo po co traciæ czas niepotrzebnie.Jedn¹ noc, z racji robót wykoñczeniowych, oni spêdzili u nas, a jedn¹ my u nich i bliska znajomoœæ zosta³a zawarta.Ja wtedy gotowa³am g³Ã³wnie makaron i ry¿ oraz przyrz¹dza³am jajka w postaci jajecznic i omletów, a Mariola obiera³a kartofle, co uszczêœliwia³o mojego mê¿a.Uwielbia³ kartofle.Zaraz, chyba uwielbia nadal, ¿yje przecie¿.? Jak ona na to obieranie znajdowa³a czas.?Ju¿ te¿ nie mia³am kiedy wdaæ siê w te wspominki, tylko akurat teraz, w chwili rabunku mojego mienia! Upad³am na g³owê, to zapewne obrona organizmu przed zbyt silnym szokiem.Telefon nie dzwoni³, Mundzio zapowiedzia³ swój powrót dopiero za trzy kwadranse, w cichoœci ducha podejrzewa³am, ¿e woli przeczekaæ wizytê bandziorów w niejakim oddaleniu i przyjœæ na gotowe, kiedy ju¿ policja zrobi z tym porz¹dek.Mariola powiedzia³a to g³oœno, bez ¿adnego rozgoryczenia, raczej aprobuj¹c jego ostro¿noœæ, po czym wyci¹gnê³a z lodówki bia³e wino.— To lekki trunek — rzek³a zachêcaj¹co.— W tak katastroficznych okolicznoœciach pozwolimy sobie na ma³y aperitif.***Policyjny œlusarz nie zawiód³ oczekiwañ.Zajrzawszy wreszcie do upragnionego mieszkania, stwierdzili, i¿ ofiara zajmowa³a lokal trzypokojowy z kuchni¹ i ³azienk¹, porz¹dek w nim panowa³ przeciêtny, ¿adnych brudnych naczyñ w kuchni, ¿adnych œladów uczt i libacji, w ³azience stertka ³achów osobistych, przygotowanych do prania, w jednym pokoju biurko, zawalone mnóstwem papierów, komputer, drukarka, ogromna iloœæ ksi¹¿ek wszêdzie, nieco zaniedbane kwiatki na parapetach, odzie¿ i bielizna w szafach raczej skot³owana, w lodówce nader nik³a iloœæ alkoholu, wiekowa, ale bardzo ³adna dekoracja z suchych roœlin i, co osobliwe, w tym wszystkim jakiœ wdziêk.Urok.Smak.Talent plastyczny chyba, bo nawet bluzka, rzucona byle jak na krzes³o przy tapczanie, pasowa³a kolorem do otoczenia, nawet œmietnik na biurku tworzy³ mi³¹ dla oka kompozycje.Dziwne.Równie dziwna wyda³a im siê nik³a warstewka kurzu na wszystkim.Nie sam kurz, jako taki, bo na i pedantkê ofiara nie wygl¹da³a, ale w³aœnie jego równomiernoœæ.By³o go tak niewiele, ¿e nie zwróciliby mo¿e uwagi, gdyby nie s³oñce, które pad³o akurat na lœni¹ce kawa³ki biurka i papierowy œmietnik, ujawniaj¹c jednolitoœæ powierzchni.Mog³a kurzu wcale nie œcieraæ, ale wówczas le¿a³by ró¿nie, tu wiêcej, tam mniej.— Coœ mi tu nie pasuje — powiedzia³ w zamyœleniu Bie¿an, wstrzymuj¹c na razie dzia³alnoœæ przyby³ej z nim razem ekipy.— ¯ywego ducha w tym pomieszczeniu nie by³o co najmniej od tygodnia.W ogóle nie wraca³a do domu czy jak.?— A równoczeœnie wygl¹da, jakby wysz³a przed chwil¹ — skrzywi³ siê Górski z niezadowoleniem.— W ³azience kosmetyki, rêcznik, szlafrok.Wysz³a zwyczajnie i coœ jej przeszkodzi³o wróciæ?— No, raczej przeszkodzi³o radykalnie.— Przecie¿ nie ¿yje dopiero od przedwczoraj!— Tote¿ dlatego trzeba siê temu przyjrzeæ.Przy okazji odpada przypuszczenie, ¿e odda³a klucze sprz¹taczce.— Sprz¹taczki tu nie by³o — zaopiniowa³ stanowczo Robert.— Widzimy na w³asne oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]