[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto doœæ mia³ ju¿ tych spodni denata.— Dosyæ tego! — rykn¹³ groŸnie ni z tego, ni z owego.— Pani wy³¹czy to ¿elazko! Ju¿! To jest przes³uchanie w sprawie zbrodni! Na dó³! Jazda!Michalina na moment zamar³a, potem potulnie wy³¹czy³a ¿elazko i spe³ni³a rozkaz.Schodz¹c za ni¹ po schodach, Bie¿an smêtnie pomyœla³, ¿e chyba z ni¹ tak w³aœnie trzeba, a nie by³a to wszak jego ulubiona metoda.— Teraz porozmawiamy — oznajmi³ z³owieszczo, co nadzwyczajnie zainteresowa³o Roberta Górskiego, bo nigdy prawie jego zwierzchnik nie pos³ugiwa³ siê takim tonem.— Kto przys³a³ list?— Ona.Ta saka.— Nazwisko!— Iza Brant.— Sk¹d pani wie?— Widzia³am.— Mia³a pani w rêku ten list?— Mia³am.— Czyta³a go pani?— Nie.— To sk¹d pani wie, ¿e to by³ list od Izy Brant? By³o na nim nazwisko nadawcy?— Nie.Ale ja wiedzia³am, ¿e to od niej.Ja zna³am jej pismo.— I co siê z tym listem sta³o?Michalina znowu zamilk³a.Bie¿an siê zdenerwowa³, list, niech to piorun strzeli, mo¿e coœ wyjaœnia³, mo¿e i rzeczywiœcie ta Iza Brant, po diab³a mia³by siê grzebaæ w zgniliŸnie polityczno-finansowej, skoro zabójcê prywatnego ma jak na d³oni.Znajomoœæ ¿ycia kaza³a mu wêszyæ drugie dno, a ta okropna baba miesza³a w umyœle.— Gdzie.Jest.Ten.List.— powiedzia³ z tak potê¿nym naciskiem, ¿e ugi¹³by siê lotniskowiec.Michalina prawie siêga³a lotniskowca.Ale tylko prawie.— U mnie.— wyszepta³a ze straszliwym oporem.— Gdzie u pani? W domu?— W domu.Nagle j¹ odblokowa³o.— W domu.Nie da³am mu nigdy.Wyjê³am pocztê, od razu zobaczy³am, wiedzia³am, ¿e to od niej, wiedzia³am, jeszcze móg³ do niej wróciæ! Nie oœmieli³am siê otworzyæ, chcia³am spaliæ, ba³am siê, ale nie da³am! Nie da³am!!!Rozp³aka³a siê.Wra¿enie czyni³o to takie, jakby rozp³aka³ siê znienacka Pa³ac Kultury.Bie¿an i Górski, zaskoczeni, patrzyli na ni¹ baranim wzrokiem.D³ugo by tak patrzyli zapewne, gdyby nie to, ¿e Bie¿anowi zapika³ telefon.Odebra³.Wydzia³ komunikacji po kumotersku, w b³yskawicznym tempie, znalaz³ odpowiedŸ na pytanie, które zosta³o mu zadane natychmiast po rozmowie z Wilczyñskim i uzyskaniu numerów samochodów, widzianych w Wieczfni Koœcielnej i Za³ê¿u.Jeden z nich, Toyota Avensis, zarejestrowany by³ na nazwisko Izy Brant, Krótka trzy, mieszkania trzy, drugi, Toyota Carina, taksówka, na nazwisko £ukasz Darko, Bonifacego osiemnaœcie.Bie¿an z miejsca odzyska³ si³y, wigor i bystroœæ umys³u.— Ten list dostarczy pani jutro do komendy, mnie osobiœcie do r¹k w³asnych.Przed ósm¹ trzydzieœci rano.Ponadto sporz¹dzi pani spis interesantów, bywaj¹cych u pana Dominika w ostatnich latach.Tych, których pani zna, nazwisko, imiê, adres.Ósma trzydzieœci najpóŸniej.Do widzenia.— Dostarczy.? — spyta³ z pow¹tpiewaniem Górski, kiedy ju¿ w poœpiechu opuœcili dom ofiary, pozostawiaj¹c Michalinê w stanie jakby skamienia³ego buntu.— Zdziwi³bym siê — odpar³ Bie¿an posêpnie.— Ale jeœli nie, wedrzemy siê do niej podstêpem, bo nakazu prokurator nam nie wyda.Œwiêta krowa.Ona, zdaje siê, sama nie wie, ile wie.— A w ogóle nie zd¹¿y — zaopiniowa³ Robert, ruszaj¹c.— Teraz sobie jeszcze posiedzi.— Potem wróci do prasowania portek denata, ¿eby siê pocieszyæ, potem siê spóŸni na ostatni autobus do M³awy.— To po co by³o umawiaæ j¹ na rano?— Bo jutro j¹ ruszy.Inaczej siedzia³aby tu jeszcze ze trzy dni.A dzisiaj, zanim z³apiemy tê Brant, musimy sprawdziæ, co z niej wydusi³ Zabój i czy to na pewno ona.Potem do niej pójdziemy na grzeczn¹ rozmowê.* * *Sier¿ant Zabój nie móg³ przeboleæ swojej pora¿ki, nie wróci³ zatem od razu do komendy, tylko pojecha³ do komisariatu w poprzednim miejscu zamieszkania podejrzanej.Zna³ tam zastêpcê kierownika, zetknêli siê kiedyœ przypadkiem i nawet polubili, mia³ nadziejê czegoœ siê od niego dowiedzieæ.Jeœli ju¿ nie o poczynaniach tej upiornej Izy Brant, to przynajmniej o jej charakterze.Ewentualnie uzyskaæ rysopis, ona to z pewnoœci¹ czy nie ona.Zastêpca kierownika by³ zajêty, wiêc Zabój poczeka³.Usiedli sobie potem i pogawêdzili przyjacielsko.— Iza Brant? — zastanowi³ siê zastêpca kierownika.— Mo¿liwe, ¿e taka tu mieszka³a, ale nic o niej nie wiem.¯adnych przestêpstw, ¿adnych wykroczeñ, ¿adnych skarg.A, nie, zaraz, coœ mi chodzi po g³owie.Z wielkim wysi³kiem przypomnia³ sobie wydarzenie sprzed trzech lat, kiedy to lokatorzy tego domu, gdzie Iza Brant mieszka³a, z³o¿yli skargê na niejak¹ Marlenê Bobek, urz¹dzaj¹c¹ po nocy balangi.Parê tygodni trwa³o, zanim rozrywkow¹ Marlenê nieco uciszono, ubaw by³ du¿y, wiêc jeszcze pamiêæ nie zgas³a, no i wtedy ta Iza Brant by³a œwiadkiem.Zezna³a, ¿e owszem, ryki s³ychaæ, ale do niej s³abiej dobiega, bo drugi koniec budynku i dwa piêtra ni¿ej, a poza tym nic nie wie.Ogólnie, o ile pamiêta, robi³a sympatyczne wra¿enie.— Sympatyczne.! — prychn¹³ sier¿ant z rozgoryczeniem.— A co.? — zainteresowa³ siê zastêpca kierownika.Sier¿antowi ula³o siê trochê œwie¿ych prze¿yæ, wiêc jeszcze chwilê porozmawiali.Zrobi³o siê wpó³ do pierwszej, wyszed³ zatem z zamiarem powrotu do komendy, ale mia³ jakiœ pechowy dzieñ, bo prawie natychmiast sta³ siê œwiadkiem napadu rabunkowego na parê cudzoziemskich turystów na skraju parku Dreszera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]