[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócił tego wieczoru podchmielony,wsiadł do windy i, pomimo oparów alkoholowych, zakończył próbę przed czasem.Położył się, drżąc z radości jak ktoś, kto wreszcie znalazł cel czy nadałwłaściwy sens swemu życiu. Jeśli powrócimy tu do notesu Baudru i przeskoczymy parę stron,zorientujemy się w jego postępach: w czasie jazdy w dół umiał rozebrać się i ubraćz powrotem między trzecim a pierwszym piętrem, w czasie jazdy w górę - międzyszóstym i ósmym. Przyspieszył i przekroczył właśnie to, co można spokojnie uznaćza rekord: trzeba mu było jednego tylko piętra do wykonania obydwu operacji. Którejś nocy obudził się nagle: pewna myśl uderzyła go taksilnie, że usiadł na posłaniu.To, o czym nie śmiał pomyśleć od paru tygodni,ukazało mu się w oślepiającej jasności: na osiem pięter zajęty był tylko najednym, a przecież pozostałe siedem po prostu się nudził.Zmarszczył brwi w wysiłkumyślowym: była tylko jedna możliwość.Mógł rozebrać się i ubrać osiem razy -możliwość wykonalna z matematycznego punktu widzenia - ale wyczuł, że będzie tomonotonne.Zastanowił się jeszcze, a ponieważ wcale nie był głupi /mogliśmy to jużzresztą zauważyć/, rozwiązanie problemu przyszło samo. Nazajutrz rano, gdy wychodził z mieszkania, miał w kieszeni termos,papierowy kubek, plastykową łyżeczkę i cukier w torebce.Nie licząc paru plam nakrawacie i na podłodze windy, udało mu się nalać kawę do kubka, zamieszać cukierłyżeczką, wypić i włożyć wszystko do kieszeni.Był na pierwszym piętrze i prawiemechanicznie rozebrał się, ubrał i wyszedł dość zadowolony z siebie. Cztery dni później nalewał kawę, słodził, mieszał, moczył wniej rogalika, zjadał, pił, rozbierał się i ubierał. Siedem dni później nalewał kawę, słodził, mieszał, moczył trzyrogaliki, zjadał i tak dalej. Osiem dni później, cztery rogaliki. Dwa tygodnie później smarował cztery rogaliki masłem. Dwadzieścia siedem dni później dodawał mleka i robił sobiegrzanki. Nie trzeba dodawać, że teczkę zastąpił walizeczką doskonaledostosowaną do potrzeb, w której układał cały sprzęt, a zwłaszcza kuchenkęgazową, na której grzał sobie kawę z mlekiem między czwartym i piątym piętrem. Przeskoczymy parę miesięcy i zatrzymamy się na 14 lutego, który wżyciu Baudru zapisał się jako bardzo ważna data. Tego ranka, oprócz walizeczki, niósł pod pachą paczkę.Drzwi windyotwarły się, wszedł, nacisnął guzik.W czterech setnych sekundy rozpakował paczkę:był to przenośny, rozkładany prysznic.W mgnieniu oka rozebrał się, namydlił,wypłukał, przygrzał kawę, posmarował rogaliki, zjadł śniadanie i ubrał się,dojechał na parter z całym sprzętem zapakowanym.18 tego samego miesiąca starczyło muczasu na dodatkowe przeczytanie całej gazety.28, ostatniego dnia tego najkrótszegomiesiąca, mógł po wzięciu prysznicu i śniadania rozwiązać całą krzyżówkę. Doszedłszy do tego stadium, Baudru zastanowił się i doszedł dodwóch wniosków.Po pierwsze był niewątpliwie utalentowany, a po drugie tracił cennyczas /między trzecim piętrem a parterem/ na czytanie gazety.Pracowity z natury,uważał to za rzecz niegodną siebie i tak 1 marca wychodził z mieszkania niosąc,oprócz walizki i prysznicu, walizkową maszynę do pisania, na której zamierzał pisaćzaległą korespondencję i raporty. By uzyskać pełny spis jego windowych czynności, weźmy dzień 12marca: 1.Prysznic z namydleniem, płukanie, nacieranie ciała wodątoaletową, mycie zębów, czesanie, czyszczenie uszu /między ósmym a szóstym mniejwięcej/ 2.Smarowanie masłem grzanek, obfite śniadanie z marmoladąpomarańczową, jajkami smażonymi na małej patelence ze składaną rączką /międzyszóstym a czwartym/ 3.Czytanie ilustrowanych tygodników z krzyżówkami, problemamiszachowymi i zagadkami /czwarte do drugiego/ 4.Sprawdzanie zaległych list księgowych, pisanie korespondencji,przygotowywanie pracy na dzień bieżący, nagrywanie na dyktafon /drugie do pierwszego/ 5.Składanie sprzętu, papieros i korespondencja prywatna /odpierwszego do parteru/. Rzecz godna podkreślenia, że w tym właśnie okresie przeczuł swojeprzeznaczenie.Zyskując w czasie każdej kolejnej podróży większą szybkość,niedługo, w ciągu tych 48 sekund, które trwał przejazd, uda mu się skondensowaćcałość swoich całodziennych czynności.Zdecydował się wtedy spróbować osiągnąćto co niemożliwe: zmieścić 24 godziny w 48 sekundach, ponieważ był głębokoprzekonany, że dzięki osiągniętej zawrotnej szybkości czas stał się dla niegonieskończenie elastyczny. Dochodzimy do 12 listopada następnego roku.To już trzy lata, co dodnia prawie, jak z niezręczną powolnością, z której śmiał się teraz, próbował poraz pierwszy zdjąć spodnie.Dzień 12 listopada będzie ostatnim jaki zanotujemy.Czytelnik łatwo zrozumie, dlaczego nie było następnych. Tego właśnie ranka, jak zwykle, Baudru wyszedł z mieszkania - zwalizeczką, prysznicem, maszyną do pisania, gazetami, popołudniowym posiłkiem wplastykowym worku, ponieważ udawało mu się obecnie spożywać w windzie również obiad- i zamknął mieszkanie na klucz.Wezwał windę, wszedł i zaczął zjeżdżać.Kiedyznajdował się między piątym a czwartym piętrem winda stanęła.Awaria, rzecznormalna i częsta w tych delikatnych urządzeniach.Inni lokatorzy próbowali wezwaćwindę i zrezygnowani szli piechotą.Dozorca zadzwonił do konserwatora, któryprzesłał ekipę naprawczą stosunkowo szybko, ponieważ zaznaczono, że ktoś zostałuwięziony między czwartym a piątym piętrem.Znaleźli uszkodzenie układuelektrycznego i usunęli zwarcie.Winda zjechała na dół i stanęła na parterze.Odchwili zatrzymania minęły dokładnie 2 godziny i 15 minut. Dozorca otworzył drzwi.Otworzył także usta i poleciał jak szalonywezwać pogotowie ratunkowe i policję. Policjanci wynieśli z windy trupa.Nikt go nie poznał: ubraniekiedyś musiało być eleganckie, ale teraz opadało w strzępach, twarz ukryta w ogromnejpatriarchalnej brodzie nikogo nikomu nie przypominała i kiedy lekarz policyjnyprzeprowadził autopsję, stwierdził, że mężczyzna ten umarł ze starości w wieku,który można by ocenić na 150 lat.Przełożyła: Elżbieta JogałłaK O N I E C
[ Pobierz całość w formacie PDF ]