[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To byli Trolledyngjanie.JeŸdŸcy pustyni, chocia¿ z pocz¹tku ruszyli w kierunku nadci¹gaj¹cej kolumny, ostatecznie wycofali siê.Nawet obecnoœæ shaghuna nie stanowi³a dostatecznego wsparcia, by wyst¹piæ przeciwko takiej liczbie.Droga ucieczki wiod³a w pobli¿u miejsca, gdzie ukrywa³ siê Ragnarson.Shaghun, w burnusie ciemnym jak noc, stanowi³ ³atwy cel.Pojedyncza strza³a, wypuszczona z ³uku, który niewielu mê¿czyzn potrafi³o naci¹gn¹æ, pomknê³a tak szybko, ¿e jej lot by³ niemal¿e niewidzialny.Przebi³a na wylot czaszkê shaghuna.Przez d³ug¹ chwilê Bragi obserwowa³, jak jeŸdŸcy galopem odje¿d¿aj¹.Nie minie godzina, a œlad po nich zaginie.Pojawiali siê i odchodzili niczym burze piaskowe na ich rodzinnej ziemi, ca³kowicie nieprzewidywalne i niszcz¹ce.— Hai! — zawo³a³ Szyderca, kiedy Bragi podbieg³ do niego.— Jak zawsze nale¿a³o wierzyæ, ¿e stary pompatyczny gruby g³upiec, ja mianowicie, przybêdê na czas, aby uratowaæ dupsko przyjaciela o wielkiej militarnej reputacji, aczkolwiek, jak to siê zwykle zdarza, który równoczeœnie jest cz³onkiem najbli¿szej kongregacji paralityków.Myœlê tako¿, ¿e ów przyjaciel winien przyznaæ przed ca³ym zgromadzonym zebraniem zastêpu.— Jeœli ju¿ o nich mowa — wtr¹ci³ Ragnarson.— Sk¹d wytrzasn¹³eœ tê zbieraninê?— Drog¹ magicznego wstawiennictwa.— Uœmiechn¹³ siê grubas.— Ja, znany jako potê¿ny czarownik, lêkiem swej s³awy przejmuj¹cy œwiat, wyszed³em po nocy do lasu, odtañczy³em w kierunku przeciwnym do ruchu s³oñca taniec wokó³ cisowego drzewa, nago, spali³em diabelskie kadzid³o, wezwa³em legiony demonów.— Nigdy siê nie zmieni, co? W jego przechwa³kach s³ychaæ mocarne uderzenia zimowego wichru — powiedzia³ mê¿czyzna potê¿niej zbudowany niŸli Ragnarson, dosiadaj¹cy gigantycznego siwka.Na ramiona sp³ywa³a mu d³uga zmierzwiona czupryna, wœród brody szczerzy³y siê poczernia³e zêbiska.— Haaken! Jak, u diab³a, siê miewasz? Co ty tu robisz? — Haaken Czarny Kie³ by³ mlecznym bratem Ragnarsona.— Szuka³em rekruta.Teraz ci¹gnê na po³udnie.— Na trzeŸwo Czarny Kie³ by³ równie milcz¹cy jak Szyderca elokwentny.— S¹dzi³em, ¿e tam w³aœnie jesteœ.Razem z Reskirdem i Rolfem.Jeœli ju¿ mowa o Rolfie, pokaza³ siê wczoraj, trzy æwierci od œmierci, a za nim przyjecha³a ta banda.— Hmm — chrz¹kn¹³ Czarny Kie³.— Niedobrze.Nie spodziewa³em siê, ¿e tak szybko zaczn¹ siê wkurzaæ.Myœla³em, ¿e dopiero w przysz³ym roku.— O czym ty gadasz?— Niech Rolf wyjaœni.— Nie mo¿e.Mo¿e nawet ju¿ nigdy niczego nie wyjaœni.Szyderca, przyprowadzi³eœ Nepanthe? Potrzebujemy pomocy medycznej.Zanim grubas zd¹¿y³ odpowiedzieæ, Czarny Kie³ wtr¹ci³:— Nie przyjecha³a.Po¿yczê ci swojego chirurga.Ragnarson zmarszczy³ brwi.— Jest dobry.M³odzik z przypadkiem ¿¹dzy wêdrówki.No dobra, gdzie mamy rozbiæ obóz? Wygl¹da na to, ¿e twoje pola pszenicy maj¹ ju¿ doœæ.— Mhm.Wschodnie pastwisko przy tartaku.Chcia³bym, ¿eby moje zwierzêta pozostawa³y blisko domu, póki to wszystko siê nie przetoczy.— Nie mia³ jednak pewnoœci, czy dla wszystkich wystarczy miejsca.Tabory Czarnego K³a wci¹¿ wytacza³y siê z lasu, wóz za wozem.Wygl¹da³o to niczym wêdrówka ludów.— Haaken, coœ ty tu przyprowadzi³? Ca³¹ armiê?— Cztery setki konia i tyle¿ pieszych.— Ale kobiety i dzieci.— Mo¿e do ciebie nie dotar³o.Mamy k³opoty w Trolledyngji.Wygl¹da na wojnê domow¹.W³adza pretendenta s³abnie.Opuszczaj¹ go fa³szywi poplecznicy.Nocne napaœci na zewnêtrznych granicach.Wielu, jak ci ludzie, niezale¿nie od tego, czy popieraj¹ jego, czy Stary Dom, nie chce siê w to mieszaæ.Podobne pragnienie, po tym jak ich rodzina zosta³a zdziesi¹tkowana podczas wojny domowej, która przynios³a pretendentowi tron Trolledyngji, ca³e lata temu kaza³o Ragnarsonowi i Czarnemu K³u pokonaæ Góry Kracznodiañskie.— Jakiœ czas temu otrzyma³em list od ministra wojny — powiedzia³ Ragnarson.— Chcia³ wiedzieæ, dlaczego tej wiosny nie by³o ¿adnych najazdów.Podejrzewa³, ¿e byæ mo¿e tworzy siê coœ w rodzaju Ringerike.Teraz ju¿ rozumiem.Wszyscy zostali w domach, ¿eby mieæ oko na s¹siadów.— Jakoœ tak.Niektórzy postanowili spróbowaæ szczêœcia z nami.— Co z gildi¹? Nie spodoba im siê, ¿e wêdrujecie w jej barwach.A Itaskia nie bêdzie mia³a najmniejszej ochoty, by Trolledyngjanie w³Ã³czyli siê po jej terytorium.— O wszystko zadba³em.Zap³aci³em.Kupi³em przejazd.Ka¿dy mê¿czyzna jest cz³onkiem gildii.Przynajmniej honorowym.Wszystko dzieje siê zgodnie z przepisami.Nie mo¿emy zostawiæ za sob¹ ¿adnych wrogów.— Mo¿e wyjaœnisz to?— PóŸniej, jeœli Rolf tego nie zrobi.Czy nie powinniœmy pos³aæ do niego doktora?— Racja.Szyderca! Zabierz go do domu.Pomogê Haakenowi rozlokowaæ tê zgrajê.Jechaliœcie ca³¹ noc?— Musieliœmy dotrzeæ na czas.Myœla³em, ¿eby wys³aæ konie przodem, ale i tak nie dotar³y na miejsce przed zmierzchem, zreszt¹ nie wydawa³o mi siê, by do ranka coœ mia³o siê wydarzyæ.— Prawda, prawda.To by³ wspania³y widok.III
[ Pobierz całość w formacie PDF ]