[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróci³em.By³o oko³o jedenastej wieczorem, kiedy wjecha³em za bramê obozowiska i zaparkowa³em.Akurat przy wejœciu do Jamethonowej Kwatery G³Ã³wnej ukaza³a siê jakaœ postaæ.Plac by³ nie oœwietlony, jeœli nie liczyæ kilku reflektorów na murach, a i ich œwiat³o gubi³o siê na mokrym od deszczu trotuarze.Przez chwilê nie mog³em tej postaci rozpoznaæ - potem jednak stwierdzi³em, ¿e to Jamethon.By³by mnie min¹³ w pewnej niewielkiej odleg³oœci, lecz wysiad³em z samochodu i wyszed³em mu na spotkanie.Zatrzyma³ siê, gdy zaszed³em mu drogê.- Witam, panie Olyn - powiedzia³ g³adko.W ciemnoœciach nie mog³em dojrzeæ wyrazu jego twarzy.- Mam pytanie - rzek³em, uœmiechaj¹c siê pod os³on¹ ciemnoœci.- Za póŸno ju¿ na pytania.- To nie potrwa d³ugo.- Wytê¿y³em wzrok, by dostrzec coœ w jego twarzy, lecz pozostawa³a w zupe³nym cieniu.- Odwiedzi³em obóz Exotików.Ich dowódca to Dorsaj.S¹dzê, ¿e wiedzia³ pan o tym?- Owszem.Ledwie widzia³em, jak porusza wargami.- Nawi¹zaliœmy rozmowê.Wyp³ynê³a pewna ró¿nica zdañ i postanowi³em zadaæ panu jedno pytanie.Czy kiedykolwiek rozkaza³ pan swoim ludziom zabijaæ jeñców?Rozdzieli³a nas krótka i niesamowita chwila ciszy.Wreszcie odpowiedzia³.- Zabijanie oraz niew³aœciwe traktowanie jeñców - rzek³ beznamiêtnie - jest zabronione na mocy Artyku³u Drugiego Kodeksu Najemnika.- Lecz nie wystêpujecie tutaj jako najemnicy, prawda? Jesteœcie wojskiem swego w³asnego œwiata, pozostaj¹cym na s³u¿bie Prawdziwego Koœcio³a i jego Starszych.- Panie Olyn - odpar³, gdy ja w dalszym ci¹gu daremnie wytê¿a³em wzrok, by dojrzeæ wyraz pozostaj¹cej w cieniu twarzy i wydawa³o siê, ¿e s³owa przychodz¹ mu z trudem, mimo ¿e ton, jakim zosta³y wypowiedziane, by³ jak zawsze spokojny.- Mój Pan wyznaczy³ mnie na Swego s³ugê i naczelnika zastêpów wojennych.Nie zawiodê Go w ¿adnym z tych zadañ.Co powiedziawszy odwróci³ siê, min¹³ mnie z twarz¹ w dalszym ci¹gu ukryt¹ w cieniu i poszed³ dalej.Zostawszy sam, powróci³em do mej kwatery, rozebra³em siê i po³o¿y³em na przydzielonym mi twardym i w¹skim ³Ã³¿ku.Za oknem deszcz przesta³ wreszcie padaæ.Przez otwarty, nie oszklony otwór okienny mog³em dojrzeæ na niebie kilka gwiazd.Le¿a³em i czekaj¹c na nadejœcie snu, robi³em w myœli notatki na temat tego, co muszê wykonaæ nastêpnego dnia.Spotkanie z Padm¹ wstrz¹snê³o mn¹ do g³êbi.Dziwna rzecz, ale jakoœ niemal bez reszty uda³o mi siê zapomnieæ, ¿e jego wyliczenia prawdopodobieñstwa dzia³añ ludzkich mog¹ stosowaæ siê do mnie osobiœcie.Przypomnienie tego faktu wstrz¹snê³o mn¹ znowu.Bêdê musia³ dowiedzieæ siê czegoœ wiêcej o tym, jak wiele wiedzy zawiera w sobie jego nauka - ontogenetyka - oraz ile potrafi przewidzieæ.Jeœli zajdzie taka potrzeba - od samego Padmy.Lecz wpierw zasiêgnê informacji z ogólnie dostêpnych Ÿróde³.W normalnych okolicznoœciach, myœla³em, nikt nie bawi³by siê fantastyczn¹ sugesti¹, ¿e jeden cz³owiek taki jak ja by³by w stanie zniszczyæ ca³¹ kulturê, nie wy³¹czaj¹c populacji dwóch œwiatów.Nikt, oprócz byæ mo¿e Padmy.To, o czym ja wiedzia³em, on móg³by odkryæ za pomoc¹ swoich obliczeñ.A by³ to fakt, ¿e ZaprzyjaŸnione Œwiaty Harmonii i Zjednoczenia stanê³y u progu decyzji, która mia³a byæ spraw¹ ¿ycia i œmierci dla ich bytu.Byle drobiazg móg³ przewa¿yæ szale, na których rozstrzyga³y siê ich losy.Jeszcze raz przewertowa³em w myœlach ca³y plan.Pomiêdzy gwiazdami wia³y nowe wiatry.Czterysta lat wstecz wszyscy byliœmy ludŸmi z Ziemi - Starej Ziemi, ojczystej planety, która by³a moj¹ rodzinn¹ gleb¹.Jednym ludem.Potem, wyruszaj¹c na podbój nowych œwiatów, rasa ludzka "rozszczepi³a siê", by u¿yæ terminu Exotików.Ka¿dy malutki fragment spo³eczeñstwa i ka¿dy typ psychologiczny oderwa³ siê od swojego miejsca i po³¹czy³ z podobnymi sobie, by razem pod¹¿yæ w kierunku typów wyspecjalizowanych.A¿ w rezultacie otrzymaliœmy pó³ tuzina fragmentarycznych ludzkich typów: na Dorsaj - wojownika, na Exotikach - filozofa, na Newtonie, Wenus i Cassidzie - œcis³ego naukowca, i tak dalej.Poszczególne typy zrodzi³a izolacja.PóŸniej wzajemna ³¹cznoœæ pomiêdzy m³odszymi œwiatami i ustawicznie rosn¹ce tempo postêpu technologicznego wymusi³y specjalizacjê.Handel pomiêdzy œwiatami polega³ na wymianie wykwalifikowanych umys³Ã³w.Genera³owie z Dorsaj tyle byli warci, ilu po aktualnym kursie wymiany mo¿na by³o za nich dostaæ psychiatrów z Exotików.Za takich jak ja ziemskich specjalistów od œrodków masowego przekazu kupowa³o siê projektantów statków kosmicznych z Cassidy.I tak dzia³o siê przez ostatnich sto lat.Lecz teraz œwiaty dryfowa³y ku sobie.Ekonomika stapia³a rasê z powrotem w jedn¹ ca³oœæ.A na ka¿dym ze œwiatów toczy³a siê walka, by obróciæ fazê stapiania siê na w³asn¹ korzyœæ, zachowuj¹c przy tym mo¿liwie najwiêksz¹ iloœæ w³asnych obyczajów.Kompromis by³ koniecznoœci¹ - lecz surowa, obdarzona sztywnym karkiem religia ZaprzyjaŸnionych zabrania³a kompromisów i zyska³a sobie wielu wrogów.Na innych œwiatach opinia publiczna wyst¹pi³a ju¿ przeciw ZaprzyjaŸnionym.Zdyskredytowaæ ich, obsmarowaæ publicznie tutaj, z okazji tej kampanii, a nie bêd¹ mogli wynajmowaæ swych ¿o³nierzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]