[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam - odezwa³ siê cicho.- Wiem, ¿e niepowinienem siê odzywaæ, tylko s³uchaæ.- W porz¹dku, Secohu - stwierdzi³ Jim.- Jeœli mojerozumowanie jest s³uszne, byæ mo¿e zrobimy w³aœnie tak,jak powiedzia³eœ.Rzecz jednak w tym, ¿e nie wolnoniepotrzebnie ryzykowaæ.Niewykluczone, ¿e kiedy nie œpi,jest w stanie wykrywaæ dzia³anie magii co najmniej tak ³atwojak mag niskiej klasy, taki jak ja.Tu¿ obok siebie mo¿e j¹rozpoznaæ.Ale mo¿emy mieæ jednak spore szansê, gdy weczwórkê, uzbrojeni, staniemy przed królem i Ecottim.Secoh zatar³ d³onie.- Jeœli w jakiœ sposób zdo³am, za pomoc¹ magii,obezw³adniæ Ecottiego, to bêdziemy mieæ dwóch niezwyklecennych wiêŸniów, którzy powiedz¹ nam mnóstwo cieka-wych rzeczy, a poniewa¿ uwolnimy Briana oraz Gilesa,wrogowie nic z nich nie wyci¹gn¹.- Mo¿emy nawet wzi¹æ zak³adników, którzy u³atwi¹nam wydostanie siê z miasta - wtr¹ci³ Daffyd.- Mo¿na i tak, ale zwa¿, ¿e nie chcemy zwracaæ nasiebie uwagi.Lepiej, by król i Ecotti zapomnieli, ¿e naswidzieli.Wtedy wymkniemy siê cicho i niepostrze¿enie,zabieraj¹c do Anglii dla Sir Johna Chandosa wszystko,czego siê dowiemy.Urwa³.- Oto nadchodzi s³uga - wyszepta³ nagle, zni¿aj¹c g³os.Poleci³, by towarzysze odsunêli siê do niszy, a sam, wci¹¿niewidzialny, stan¹³ na drodze zbli¿aj¹cego siê.Tak, jak siêspodziewa³, s³uga, znajduj¹c siê pod wp³ywem hipnozy,a nie tylko magii, podœwiadomie zdawa³ sobie sprawêz obecnoœci Jima, nawet jeœli nie potwierdza³y tego jegozmys³y, i stara³ siê go wymin¹æ.Smoczy Rycerz zas³oni³ d³oni¹ ga³¹zkê i nagle sta³ siêwidoczny.- Stój - poleci³ napotykaj¹c spojrzenie s³ugi i po-spiesznie pisz¹c na wewnêtrznej stronie czo³a:JESTEŒ ZAHIPNOTYZOWANYMê¿czyzna zatrzyma³ siê.- Teraz s³uchaj mnie - rzek³ Jim.- Nie widzisz mnieani nie s³yszysz, ale bêdziesz mi s³u¿y³.Król przekaza³ minowe polecenie dla ciebie, które jest wa¿niejsze od wszyst-kich innych.Masz mi pokazaæ drogê do lochów.Wiesz,gdzie one s¹? Skiñ g³ow¹, jeœli tak.S³uga pokiwa³ g³ow¹.- A wiêc dobrze - stwierdzi³ Jim, ponownie staj¹c siêniewidzialnym.- ProwadŸ.Bêdziemy szli tu¿ za tob¹.Obejrza³ siê, czy Daffyd i Secoh s¹ przy nim, i ruszy³ zas³u¿¹cym korytarzem, w tê stronê, z której przyszli.Niemaldeptali po piêtach zahipnotyzowanemu mê¿czyŸnie.Prowadzi³ ich przez szereg krêtych korytarzy, a¿ wreszciepo dosyæ d³ugiej wêdrówce zatrzymali siê na moment przedmasywnymi drzwiami.Za nimi znajdowa³y siê schodyprowadz¹ce w dó³.Stêch³y zapach œwiadczy³, i¿ szli wew³aœciwym kierunku.Jim szepn¹³ przewodnikowi do ucha:- Zanim zostaniesz zauwa¿ony przez kogoœ z do³u,zatrzymaj siê, ¿ebym to ja móg³ najpierw na niego spojrzeæ.Rozumiesz?S³uga kiwn¹³ g³ow¹.Stopnie schodów wykonane by³y z surowych, nie heb-lowanych desek z przeœwituj¹cymi szparami.- IdŸ po cichu - szepn¹³ Jim.- Na palcach.S³u¿¹cy wykona³ polecenie.Jim, Daffyd i Secoh ostro¿nie pod¹¿ali za nim.Gdybynie przyt³umione œwiat³o dochodz¹ce z korytarza na dolei przeœwiecaj¹ce miêdzy stopniami, na schodach panowa³abykompletna ciemnoœæ.Przewodnik zatrzyma³ siê na trzecim stopniu od do³u.Jim min¹³ go, przeciskaj¹c siê lew¹ stron¹.Dopiero gdydotkn¹³ œciany, zobaczy³, ¿e to zwyk³a ziemia.Te lochy, jakwiele innych w œredniowieczu, by³y po prostu dziuramiw ziemi.Tylko korytarze wzmacniano kamieniami, aby nieuleg³y zawaleniu.Przesuwaj¹c d³oni¹ po œcianie, zszed³ niemal przyklejonydo niej i ostro¿nie wyjrza³ zza rogu.Nagle przypomnia³sobie o ga³¹zce, która czyni³a go niewidzialnym, i œmia³owychyli³ siê.Œwiat³o, które pozwoli³o im bezpiecznie zejœæ, pochodzi³oz grubej œwiecy przyklejonej do sto¿ka zakrzepniêtego nastole wosku.Z przyjemnoœci¹ wci¹gn¹³ w nozdrza wy-dzielany przez ni¹ zapach, zabijaj¹cy odór stêchliznypanuj¹cy w lochu.Przy stole siedzia³ potê¿ny mê¿czyzna w œrednim wiekuz kilkudniow¹ siw¹ brod¹.Przed nim sta³o kilka butelekwina i metalowy kubek, prawdopodobnie z cyny.Jimwy³oni³ siê zza rogu, wyci¹gn¹³ przed siebie rêkê i wskazuj¹cpalcem odwróconego do niego plecami stra¿nika, wypo-wiedzia³ tylko jedno s³owo:- Bezruch.Mê¿czyzna zamar³, z rêk¹ wyci¹gniêt¹ po kubek.Jimzdj¹³ ga³¹zkê z he³mu i kiwn¹³ w stronê Daffyda i Secoha,aby zrobili to samo.- W porz¹dku - powiedzia³ Smoczy Rycerz do s³ugi,pos³uguj¹c siê ju¿ normalnym g³osem.- ZejdŸ ze schodówi czekaj tam, póki nie wydam ci innych rozkazów.przewodnik zrobi³ kilka kroków i zatrzyma³ siê.Daffydi Secoh minêli go i podeszli do wci¹¿ nieruchomegostra¿nika.Jim przemówi³ do niego:- Pos³uchaj mnie.Za chwilê powiem s³owo "stop".Kiedy to zrobiê, przestaniesz byæ pod wp³ywem czarubezruchu.Nie bêdziesz jednak w stanie mówiæ i pozo-staniesz tak, dopóki nie wydam ci innych poleceñ.Jeœlimnie rozumiesz, potwierdŸ ruchem g³owy.Stra¿nik kiwn¹³ g³ow¹.- Dobrze! - stwierdzi³ Jim.- A teraz - zwróci³ siê do pozosta³ych - rozejrzyjmysiê.- James! - rozleg³ siê nagle g³os Briana.- Jamesie,czy to ty? Jesteœmy z Gilesem w ostatnim lochu.Pobiegli w kierunku, sk¹d dochodzi³ g³os, i zatrzymalisiê przed zamkniêtymi drzwiami na koñcu korytarza.- Odezwij siê jeszcze, Brianie! To tutaj jesteœcie?- Tak! - odpowiedzieli chórem obaj wiêŸniowie.- Wydostaniemy was za chwilê - zawo³a³ Jim i zaj¹³siê drzwiami.Zamyka³a je prosta, zardzewia³a sztaba szerokoœcioko³o piêciu centymetrów, wsuwana w tak samo zni-szczony uchwyt.Jim szarpn¹³ za skobel i po chwilisztaba przesunê³a siê.Otworzy³ drzwi i ju¿ mia³ zamiarwejœæ do œrodka, jednak w porê spostrzeg³, ¿e celaby³a jeszcze bardziej zag³êbiona w ziemi, a jej pod³ogaznajdowa³a siê co najmniej o sto dwadzieœcia centymetrówponi¿ej poziomu korytarza.Brian i Giles stali przyœcianach, a ich g³owy znajdowa³y siê na poziomie jegokostek.Jeœli stêchlizna dawa³a siê we znaki w korytarzu,to w celi a¿ dusi³a.- Jak was st¹d wydostaniemy? - zapyta³ Jim, dusz¹csiê w nieœwie¿ym powietrzu.- Stra¿nik wyci¹ga³ nas pojedynczo.Oczywiœcie, po-magaliœmy mu, bo któ¿ chcia³by tu tkwiæ - odpowiedzia³z ciemnoœci g³os Briana.Jim popatrzy³ z podziwem na unieruchomionego war-townika.Mimo ¿e nie by³ on ju¿ m³ody, musia³ mieæstalowe miêœnie, aby samemu wyci¹gn¹æ doros³ego mê¿-czyznê z takiej celi.- Daffydzie, pomó¿ mi.Ja z³apiê za jedn¹ rêkê, a ty zadrug¹ i razem poci¹gniemy.Wraz z ³ucznikiem, obdarzonym wielk¹ si³¹ pomimostosunkowo szczup³ej budowy cia³a, wyci¹gnêli Brianai Gilesa.Kiedy stanêli o w³asnych si³ach w korytarzu,rozleg³ siê brzêk.Obaj mieli na kostkach okowy po³¹czonekrótkim ³añcuchem.W miejscach, w których metal dotyka³cia³a, widoczna by³a zaschniêta krew.Jim przy œwietle przyjrza³ siê przyjacio³om.Ich twarzeby³y nieco zszarza³e i cuchnêli, ale z wyj¹tkiem krwi nanogach wygl¹dali mniej wiêcej normalnie.Jimem wstrz¹sn¹³dreszcz.Pó³ godziny w tym lochu, a oszala³by.Popatrzy³ na kostki ich nóg i poczu³ przyp³yw wœciek³oœci,widz¹c kajdany i krew.Podszed³ do stra¿nika.- Hej, ty! - rzuci³, staj¹c przed nim.- Zdejmijkajdany tym dwóm wiêŸniom! Czekaj! Czy s¹ tu jeszczejacyœ inni wiêŸniowie?Kiedy nie otrzymywa³ odpowiedzi, uœwiadomi³ sobie, ¿ewartownik znajduje siê pod wp³ywem hipnozy i trzeba murozkazywaæ.- Kiwnij lub zaprzecz g³ow¹.Czy s¹ jacyœ ludziew innych celach?Zapytany zaprzeczy³.- W porz¹dku! Ruszaj siê wiêc! - poleci³ Jim.-Wstañ, odwróæ siê i zdejmij kajdany.Stra¿nik us³ucha³.Okowy opad³y, gdy otworzy³ je.Jimmia³ wielk¹ ochotê wepchn¹æ go do tej samej celi, w którejprzebywali Brian i Giles, ale zaniecha³ tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]