[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas jednak zgadzał się co do joty.Pod tym względem mógł maszynie zaufać."Tutaj właśnie dałem mrówkom władze nad swiatem' - pomyślał."Teraz mogę im te władzę odebrać.Mogę znaleźć te królowe, które tu wypuściłem i rozdeptać je, mogę też odwieść samego siebie od zamiaru pozostawienia ich tutaj".Tknięty impulsem strachu wyskoczył z wehikułu.Szybko, niepewnie rozejrzał się dookoła.W mieście mrówek śmierć była bardzo blisko; jeszcze teraz Gordy znajdował się w stanie wywołanego szokiem psychicznego odrętwienia.Ale czy tutaj był zupełnie bezpieczny? Pamiętał słyszany poprzednio rozpaczliwy, zwierzęcy krzyk; zadrżał na myśl, że mógłby posłużyć za przekąska dla jakiegoś dinozaura, podczas gdy królowe żyłyby spokojnie i produkowały swe straszliwe potomstwo.Miedzy paprociami błysnął metal i serce zabiło mu jak młotem.Wypolerowany metal w tym miejscu mógł oznaczać tylko jedno -wehikuł! Biegiem okrążył wystrzelającą z gęstej kapy widłaków grupę paproci i ujrzał przed sobą maszynę czasu.Puścił się pędem w jej stron, lecz nagle stanął, ślizgając się na grząskim gruncie.Teraz bowiem miał przed sobą dwie maszyny czasu!Ta nieco dalej to była jego własna; zza krzaków widział stojące przy niej dwie sylwetki - swoją i de Terry'ego.Ta bliższa zaś, znacznie większa, miała dziwny kształt i wypadł z niej tłum - nie ludzi, lecz czarnych owadzich kształtów pędzących w jego stronę.Oczywiście, pomyślał Gordy, rzucając się do beznadziejnej ucieczki, oczywiście, mrówki miały masę czasu, żeby nad tym popracować.Wystarczająco dużo czasu, by zbudować maszynę na wzór jego własnej; wystarczająco dużo czasu, by zdać sobie spraw, co muszą z nim zrobić, aby zapewnić bezpieczeństwo swemu gatunkowi.Gordy potknął się i pierwszy z czarnych kształtów siedział już na jego karku.Jego przerażone płuca po raz ostatni zachłysnęły się powietrzem i Gordy wiedział już, co to za zwierzę krzyczało w gęstwinie karbońskiego lasu.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]