[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koralina odetchnê³a cicho.Teraz nadesz³a najtrudniejsza czêœæ zadania.- Czeœæ, lalki! - zawo³a³a radoœnie Koralina.- Czas na podwieczorek.Podesz³a do obrusa.- Przynios³am szczêœliwy klucz - poinformowa³a lalki.- ¯eby zapewniæ nam dobr¹ zabawê.A potem, najostro¿niej jak umia³a, pochyli³a siê i delikatnie po³o¿y³a klucz na obrusie.Palcami wci¹¿ podtrzymywa³a sznurek.Wstrzyma³a oddech z nadziej¹, ¿e fili¿anki wody ustawione na krawêdziach studni utrzymaj¹ obrus wraz z dodatkowym ciê¿arem klucza.Klucz le¿a³ poœrodku papierowego piknikowego obrusa.Koralina puœci³a sznurek i cofnê³a siê o krok.Teraz wszystko zale¿a³o od rêki.Odwróci³a siê do lalek.- Kto ma ochotê na kawa³ek placka z wiœniami? - spyta³a.- Jemima? Pinky? Przylaszczka? - Poda³a ka¿dej lalce kawa³ek niewidzialnego ciasta na niewidzialnym talerzu, ca³y czas szczebiocz¹c radoœnie.K¹tem oka dostrzeg³a, jak coœ koœcianobia³ego przeskakuje od jednego pnia do drugiego, coraz bli¿ej i bli¿ej.Zmusi³a siê, by odwróciæ g³owê.- Jemima! - zawo³a³a Koralina.- Co za niegrzeczna dziewczynka.Upuœci³aœ ciasto! Teraz bêdê musia³a do ciebie podejœæ i ukroiæ nowy kawa³ek!Szybko okr¹¿y³a zaimprowizowany stó³ tak, by znaleŸæ siê naprzeciwko rêki.Uda³a, ¿e sprz¹ta resztki ciasta i nak³ada Jemimie kolejny kawa³ek.I wtedy rozleg³ siê szelest, cichy tupot i nagle pojawi³a siê ona, rêka.Unosz¹c siê wysoko na czubkach paznokci, przemknê³a szybko przez wysok¹ trawê i wdrapa³a siê na pieniek.Przez chwilê sta³a tam nieruchomo niczym krab sprawdzaj¹cy powietrze, a potem, tryumfalnie stukaj¹c paznokciami, skoczy³a na sam œrodek papierowego obrusa.Dla Koraliny czas zwolni³ gwa³townie.Bia³e palce zacisnê³y siê wokó³ czarnego klucza.I wówczas ciê¿ar i si³a rozpêdu d³oni sprawi³y, ¿e plastikowe fili¿anki dla lalek polecia³y w powietrze, a papierowy obrus, klucz i d³oñ drugiej matki runê³y w dó³ w g³¹b mrocznej studni.Koralina zaczê³a powoli liczyæ.Dotar³a do czterdziestu, nim us³ysza³a st³umiony plusk.Dobiega³ z bardzo daleka.Ktoœ kiedyœ powiedzia³ jej, ¿e jeœli popatrzy siê w górê z kopalnianego szybu, to nawet w pogodny dzieñ widaæ nocne niebo i gwiazdy.Koralina zastanawia³a siê, czy d³oñ tak¿e ujrza³a gwiazdy z dna studni.Szybko przyci¹gnê³a ciê¿kie deski z powrotem na cembrowinê, zakrywaj¹c j¹ bardzo starannie.Nie chcia³a, by coœ wpad³o do œrodka.Nie chcia³a, by cokolwiek siê stamt¹d wydosta³o.Nastêpnie zebra³a lalki i fili¿anki z powrotem do kartonowego pude³ka, w którym je przynios³a.Gdy to robi³a, coœ zwróci³o jej uwagê.Wyprostowa³a siê i ujrza³a zbli¿aj¹cego siê cicho czarnego kota.Ogon trzyma³ wysoko uniesiony, zagiêty na koñcu w znak zapytania.Nie widzia³a go od kilku dni, od czasu wspólnego powrotu z domu drugiej matki.Kot podszed³ do niej i wskoczy³ na przykrywaj¹ce studniê deski.Mrugn¹³ porozumiewawczo do Koraliny.Potem zeskoczy³ na d³ug¹ trawê u stóp Koraliny i przewróci³ siê na grzbiet, radoœnie machaj¹c ³apkami.Koralina podrapa³a i po³askota³a miêkkie futerko na brzuchu kota, który zamrucza³ z zachwytem.Gdy mia³ dosyæ, ponownie siê przekrêci³ i odszed³ w stronê kortu tenisowego - ma³a plama nocy w po³udniowym s³oñcu.Koralina wróci³a do domu.Na podjeŸdzie czeka³ na ni¹ pan Bobo.Klepn¹³ j¹ w ramiê.- Myszy mówi¹, ¿e wszystko jest ju¿ dobrze - rzek³.- Mówi¹, ¿e nas ocali³aœ, Karolino.- Nazywam siê Koralina, panie Bobo.Nie Karolina, Koralina.- Koralina - powtórzy³ z zachwytem i szacunkiem pan Bobo.- Doskonale, Koralino.Myszy kaza³y ci przekazaæ, ¿e gdy tylko bêd¹ gotowe do wystêpów publicznych, masz przyjœæ i je obejrzeæ, zostaæ ich pierwsz¹ widowni¹.Zagraj¹ ci umpa, umpa i tidu didu, zatañcz¹ i poka¿¹ tysi¹c sztuczek.To w³aœnie powiedzia³y.- Bêdzie mi bardzo mi³o - odpar³a Koralina.- Gdy tylko bêd¹ gotowe.Zastuka³a do drzwi panien Spink i Forcible.Panna Spink wpuœci³a j¹ do œrodka i Koralina wesz³a do salonu.Po³o¿y³a na pod³odze pude³ko z lalkami, wsunê³a rêkê do kieszeni i wyjê³a kamieñ z dziurk¹ poœrodku.- Proszê - powiedzia³a.- Ju¿ go nie potrzebujê.Jestem bardzo wdziêczna.Myœlê, ¿e uratowa³ mi ¿ycie, a tak¿e œmierci kilku innych osób.Uœcisnê³a mocno obie stare panny, choæ jej ramiona ledwie zdo³a³y obj¹æ pannê Spink, a panna Forcible pachnia³a ostro czosnkiem, który w³aœnie kroi³a.Potem Koralina zabra³a pude³ko i wysz³a.- Co za niezwyk³e dziecko - mruknê³a panna Spink.Nikt i nigdy jej tak nie œcisn¹³, odk¹d wycofa³a siê ze sceny.* * *Tej nocy, gdy Koralina le¿a³a w ³Ã³¿ku, wyk¹pana, z umytymi zêbami, wpatrywa³a siê szeroko otwartymi oczami w sufit.By³o ciep³o, tote¿, poniewa¿ pozby³a siê ju¿ rêki, szeroko otworzy³a okno sypialni.Zdo³a³a przekonaæ ojca, by nie zasuwa³ do koñca zas³on.Na krzeœle le¿a³ starannie z³o¿ony szkolny strój, który mia³a przywdziaæ rano.Zwykle w noc przed pierwszym dniem nowego roku szkolnego Koralina bardzo siê denerwowa³a, teraz jednak uœwiadomi³a sobie, ¿e w szkole nie ma nic, czego mia³aby siê baæ.Nagle wyda³o jej siê, ¿e w nocnym powietrzu s³yszy muzykê.Tak¹, któr¹ mo¿na zagraæ wy³¹cznie na malutkich srebrnych tr¹bkach, tubach i puzonach, na fletach i fagotach tak delikatnych i ma³ych, ¿e ich klawisze mog¹ naciskaæ jedynie maleñkie ró¿owe paluszki bia³ych myszy.Koralina wyobrazi³a sobie, ¿e znów znalaz³a siê w swoim œnie z dwiema dziewczynkami i ch³opcem pod dêbem na ³¹ce.Uœmiechnê³a siê.Gdy na niebie zalœni³y pierwsze gwiazdy, w koñcu osunê³a siê w sen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]