[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz, jeœli ty i Charles nie macie nic przeciwko temu, chcia³abym wróciæ do tematu Agathy Falon.– Och tak – rzek³ Jim.– Przepraszam.Mów.– Zamierza³am to zrobiæ z twoim pozwoleniem lub bez.Oto, co s¹dzê o Agacie i jej czarach.Nie by³oby w tym niczego niezwyk³ego, gdyby dziewczynka maj¹ca za sob¹ takie dzieciñstwo jak ona, a szczególnie po latach przebywania z trollem, lepiej czu³a siê w towarzystwie jemu podobnych, uwa¿aj¹c innych ludzi za wrogów.Jima zaczyna³ ju¿ trochê nu¿yæ temat Agathy Falon.Myœla³ o Robercie, a tak¿e Carolinusie, Brianie i Dafyddzie uwiêzionych pod ziemi¹, w królestwie sêkatych.G³Ã³wnie o Robercie, takim ma³ym i samotnym.– A jaki to ma zwi¹zek z porwaniem Roberta przez sêkatych? Z pods³uchanej rozmowy miêdzy Agath¹ a pos³añcem wynika, ¿e Agatha jest sk³onna zap³aciæ za niego s³on¹ cenê.Co Robert ma wspólnego z Agath¹ kopalniami i królem sêkatych?– Nawet w zapad³ych krañcach Somerset – rzek³ Barron – musia³eœ s³yszeæ, ¿e po bo¿onarodzeniowym przyjêciu u waszego earla Agatha posz³a do klasztoru w Devon.Powiadano, ¿e schroni³a siê tam tylko na kilka miesiêcy, ale w rzeczywistoœci by³a w ci¹¿y i chcia³a po cichu urodziæ tam dziecko.Je¿eli tak by³o naprawdê i dziecko umar³o, to mo¿e chcieæ je zast¹piæ.– Charles! – Jim jeszcze nie s³ysza³, by KinetetE przemawia³a takim rozkazuj¹cym tonem.Barron nie dokoñczy³ tego, co zamierza³ powiedzieæ, zamykaj¹c usta z poœpiechem ostrygi zaatakowanej przez rozgwiazdê.– W porz¹dku – mrukn¹³.– Jeœli nie jestem potrzebny.– Znik³.– Obrazi³ siê, oczywiœcie – powiedzia³a KinetetE, spogl¹daj¹c na puste miejsce, gdzie przed chwil¹ sta³ mag.– Przejdzie mu.– Po co mia³aby je zastêpowaæ? – spyta³ Jim, nagle znów zainteresowany tematem Agathy.– Nie wiem – odpar³a KinetetE.– Zazwyczaj wysoko urodzeni porzucaj¹ swoj¹ nieœlubn¹ progeniturê lub pozbywaj¹ siê jej.To czêœæ zagadki, ale teraz nie to jest najwa¿niejsze, gdy¿ przejêcie angielskich kopalni przez sêkatych zmieni³oby historiê.A to œwiadczy o tym, ¿e stoj¹ za tym Ciemne Moce.Twój mistrz magii uda³ siê do królestwa sêkatych jako ambasador Zgromadzenia Magów.– Tak – rzek³ Jim.– Ju¿ o tym mówi³aœ.– Oczywiœcie – ci¹gnê³a KinetetE – z pocz¹tku król dobrze go traktowa³, da³ mu swobodê ruchów i pozwoli³ u¿ywaæ magii.Potem jednak, wbrew wszelkim dyplomatycznym zwyczajom, uwiêzi³.– Co zrobi Zgromadzenie? Jeœli postanowi coœ zrobiæ?– Praktykanci nie musz¹.– KinetetE urwa³a.– Wygl¹da na to, ¿e nic nie mo¿emy zrobiæ, ¿eby uwolniæ Carolinusa.To zale¿y tylko od ciebie, tak samo jak uwolnienie Roberta.Nie wracaj bez nich obu.– Oczywiœcie, ¿e nie.ale on wys³a³ do mnie swój obraz! Zatem musia³ zachowaæ swoje magiczne umiejêtnoœci!– Z Carolinusem wszystko jest mo¿liwe.Mo¿e przewidzia³, co siê stanie, nawet porwanie Roberta.A choæby zdo³a³ zachowaæ trochê magicznej energii, to za ma³o, ¿eby siê uwolniæ.Ka¿dy w³adca takiego królestwa jest w stanie uniemo¿liwiæ intruzowi dostêp do zasobów magicznej energii.Z pewnoœci¹ o tym wiesz.– Tak, tak, masz racjê – rzek³ pospiesznie, aby odwieœæ KinetetE od rozwijania tego tematu.– Powinienem jak najszybciej wróciæ do jaskini sêkatego króla.Powiedzia³aœ, ¿e przeniesiesz mnie tam, zanim coœ siê zdarzy.Kiedy mnie tam odeœlesz, czy mo¿esz sprawiæ, ¿ebym zachowa³ tam choæ odrobinê mojej magii?– Nie – powiedzia³a.Unios³a rêkê, jakby chcia³a go odprawiæ, ale siê zawaha³a.– Mog³abym, rzecz jasna, odes³aæ ciê otoczonego zaklêciem obejmuj¹cym czêœæ twego najbli¿szego otoczenia tutaj.Pod jego os³on¹ móg³byœ u¿yæ twojej magii.Tyle ¿e w chwili, gdy to zrobisz, sêkaty król natychmiast zorientuje siê i zdejmie zaklêcie równie ³atwo, jakby zdmuchn¹³ p³atek œniegu.Twoja os³ona zniknie, a magiczne zdolnoœci razem z ni¹.– Mo¿e nie zgadnie, ¿e chroni mnie zaklêcie.A jeœli zd¹¿ê siê pos³u¿yæ magi¹ bêdzie ju¿ za póŸno.– Nie bêdzie – powiedzia³a KinetetE.– W chwili gdy u¿yjesz magii, Wielkie Srebro na jego szacie i tronie rozjarzy siê czerwono.Król pozbawi ciê ochronnego zaklêcia i magii, zanim ta zd¹¿y zadzia³aæ.Carolinus kaza³ ci po³kn¹æ Encyclopaedie Necromantick, prawda?– Tak – potwierdzi³ Jim, przypominaj¹c sobie, jak Carolinus zmniejszy³ grube tomiszcze do rozmiarów pigu³ki, która mimo to zaleg³a Jimowi kamieniem w ¿o³¹dku.– Zajrzyj do niej.„Pokrewne moce”, przypisek pi¹ty, strona siódma „Prawa i regu³y”.„Rezydentna magia zastosowana jednoczeœnie z nierezydentn¹ ma pierwszeñstwo nad ka¿d¹ i wszelk¹ jej postaci¹”.– Ach.tak – mrukn¹³ Jim.– Powiedzia³aœ, ¿e mo¿esz mnie odes³aæ tam otoczonego czêœci¹ tutejszej rzeczywistoœci?– Mogê.Tylko czy bêdziesz pamiêta³ o tym przypisku do „Praw i regu³”?– Carolinus chyba zaufa³ mojej pamiêci na tyle, aby mieæ nadziejê, ¿e uratujê jego i Roberta.KinetetE obrzuci³a go badawczym spojrzeniem.– Mo¿e Carolinus wie, co robi – powiedzia³a w koñcu.– Co zamierzasz, kiedy ju¿ tam bêdziesz?– Bêdê wiedzia³, kiedy tam siê znajdê.KinetetE wzruszy³a ramionami.– Wróæ! – powiedzia³a.I znalaz³ siê z powrotem w wielkiej jaskini sêkatych.Najwidoczniej nikt nie zauwa¿y³ jego powrotu ani nie zaniepokoi³ siê jego nieobecnoœci¹.Ponownie ujrza³ tê scenê, któr¹ widzia³ w lustrze wody w misce.Mo¿e zadzia³a³a na jego korzyœæ jakaœ anomalia czasowa lub zaledwie sekundy up³ynê³y od jego.albo to sprawka KinetetE.Hill i król sêkatych nadal toczyli ten sam spór, który rozpoczêli, kiedy Carolinus odes³a³ Jima.Lekki wzrost ciœnienia powietrza upewni³ go, ¿e jest otoczony ochronnym zaklêciem.Wszyscy w skupieniu przygl¹dali siê k³Ã³tni Hilla z sêkatym królem.Przez jedn¹ krótk¹ chwilê mia³ wra¿enie, ¿e choæ jest doskonale widoczny, to jednak niewidzialny.Mia³ wiêc czas, aby lepiej siê rozejrzeæ po jaskini.Kamienna œciana do wysokoœci metra by³a ciemniejsza – zas³ania³y j¹ cia³a sêkatych, którzy zape³niali ka¿dy centymetr powierzchni za Brianem, Dafyddem i koñmi.Musi tu byæ, pomyœla³ Jim, co najmniej kilka tysiêcy zwyk³ych sêkatych.Takie zgromadzenia z pewnoœci¹ nie s¹ rzadkoœci¹.Tê ciemn¹ smugê na œcianach mog³a pozostawiæ brudna odzie¿ ocieraj¹ca siê o czysty br¹zowy granit.Jim nie podejrzewa³, aby ich wyprawa przyci¹gnê³a takie t³umy.Oczywiœcie powodem by³ Hill.T³um siê nie porusza³.Sêkaci stali jak skamieniali, oœwietlani jedynie poœwiat¹ s¹cz¹c¹ siê ze œcian jaskini.Jednak¿e nad tym œwiat³em jej sklepienie ginê³o w smolistym mroku, który zdawa³ siê poch³aniaæ wszelkie padaj¹ce nañ œwiat³o.Ciemnoœæ sugerowa³a istnienie gêstych pajêczyn i ogromnych nietoperzy, lecz ¿aden ruch ani dŸwiêk nie œwiadczy³ o tym, ¿e coœ w niej ¿y³o.Prostok¹ciki srebrzystego metalu lœni³y jak szlifowane diamenty w widmowej poœwiacie, znacz¹c œcie¿kê, któr¹ przyszli Jim i jego towarzysze a¿ do krêgu o œrednicy oko³o szeœciu metrów, otaczaj¹cego podium z tronem.Te kawa³ki metalu pokrywa³y równie¿ ca³y tron i p³aszcz króla sêkatych.Ich nieustanne migotanie – granicz¹ce z kalejdoskopowymi zmianami barw – wydawa³o siê jeszcze wyraŸniejsze, gdy g³osy Hilla i króla przybiera³y na sile.–.dziecko, owszem.Ale du¿y g³upek nigdy nie bêdzie szczêœciem! – rycza³ król sêkatych.Hill i jego wuj stracili ju¿ ten pozornie naturalny dla sêkatych niewinny wygl¹d.Jim zauwa¿y³, ¿e mimo szyderczych s³Ã³w króla najwyraŸniej niepokoi powtarzane raz po raz przez Hilla s³owo „szczêœcie”.Byæ mo¿e, pomyœla³ Jim, sêkaci pojêcie szczêœcia traktuj¹ znacznie powa¿niej ni¿ ludzie.Zastanawia³o go, w jaki sposób mia³by przynosiæ szczêœcie Hillowi.Ten wyraŸnie wcale w to nie w¹tpi³, a król wygl¹da³ na równie przekonanego.Jim poczu³, ¿e ogarnia go gniew.Gdyby tylko zdo³a³ zrozumieæ ich koncepcjê szczêœcia, mo¿e w jakiœ sposób móg³by naprawiæ sytuacjê.– Nie bêdzie szczêœciem?! – prawie zawy³ Hill.– Tak myœlisz, co? Zatem stañ ze mn¹ w krêgu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]