[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziałeś swoje, ateraz my zrobimy, co do nas należy. - Posłuchajcie! - krzyknął Stack.- Finch był moimprzyjacielem, jedynym, jakiego miałem! Chciałem mu pomóc, potrząsnąłem nimtrochę, żeby odzyskał rozum.A kiedy to nie pomogło, zapewne straciłem głowę,rozbiłem bar Moriarty i poturbowałem kilku chłopaków.Ale klnę się na Boga, żenie skrzywdziłem Fincha. - Skończyłeś już? - spytał szeryf. Stack otworzył usta, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć,po czym zamknął je i kiwnął potakująco głową. - W porządku, chłopaki - powiedział szeryf.- Do roboty! Mężczyźni zaczęli wysuwać spod Stacka wóz, na którym stał.A Stack, z wyrazem beznadziejnej desperacji na twarzy, spojrzał nagle naCromptona. I rozpoznał go. - Uważąj, zastanów się - ostrzegał Cromptona zdenerwowanyLoomis.- Nie rób niczego, nie wierz mu.Przypomnij sobie tylko, co on robił,jakie było jego życię.On nas zniszczy, rozbije na kawałki.On ma skłonności dodominacji, jest silny, zły.To morderca. Na ułamek sekundy Crompton przypomniał sobie, jak doktorBerrenger oceniał jego szanse na udaną reintegrację. Szaleństwo albo jeszcze gorzej. - Zupełnie zdeprawowany - mówił Loomis - zły, nic nie wart,absolutnie beznadziejny! Ale Stack był częścią niego! Stack tęsknił do reintegracji,walczył o to, by się udoskonalić, przegrywał i zaczynał walkę od nowa.Stack niebył absolutnie beznadziejny, nie był ani trochę bardziej beznadziejny niż Loomisczy on sam. Skąd jednak wiadomo, że mówił prawdę? Może ta pełna emocjiprzemowa była tylko ostatnią próbą poruszenia słuchaczy w nadziei naułaskawienie? Powinien uwierzyć w dobre chęciStacka.Powinien dać mu szansę. W czasie kiedy wysuwano mu wóz spod nóg, Stack wpatrywałsię nieruchomym wzrokiem w Cromptona, aż ten podjął w końcu decyzję i pozwoliłmu wniknąć w siebie. Tłum podniósł wrzawę, kiedy ciało Stacka, zsunąwszy się zeskraju wozu, dygotało przez chwilę w śmiertelnym tańcu, po czym zawisło wbezruchu na grubej linie.A Cromptonowi ugięły się nogi w kolanach, kiedy umysłStacka wniknął w niego.I zemdlał. Ocknął się na łóżku polowym w małym,słabo oświetlonym pokoju. - Dobrze się czujesz? - zapytał jakiś głos.Dopiero pochwili Crompton rozpoznał pochylonego nad nim szeryfa Tylera. - Tak, już dobrze - odpwiedział machinalnie. - Przypuszczam, że wieszanie musi być szokujące dlacywilizowanego człowieka, takiego jak ty.Jak myślisz, nic ci się nie stanie,jeśli zostawię cię tu samego? - Naturalnie - odparł apatycznie Crompton. - To dobrze.Mam trochę roboty.Zajrzę do ciebie za paręgodzin - powiedział Tyler i wyszedł. Crompton usiłował zorientować się w sytuacji. Integracja.Fuzja.Uzupełnienie.Czy udało mu sięosiągnąć to w trakcie kojącej nieprzytomności? Ostrożnie zaczął przeszukiwaćswój umysł. Odnalazł pojękującego, niepocieszonego Loomisa, potwornieprzestraszonego i bełkoczącego coś o Pomarańczowej Pustyni, wyjazdach nakempingi w Górach Diamentowych, przyjemnościach dostarczanych przez kobiety,luksusie, odczuciach i pięknie. Był też Stack, masywny i nieporuszony, nie dołączony. Crompton porozmawiał z nim przez chwilę, jak swój ze swoim,i zorientował się, że Stack był absolutnie szczery w swojej ostatniej mowie.Naprawdę pragnął się zmienić, zacząć kontrolować swoje postępowanie, nabraćumiaru. Ale wiedział też, że Stack nie był w stanie zmienić samsiebie, narzucić sobie samokontroli, opanowania.Nawet teraz, pomimo starań,Stacka przepełniało pragnienie zemsty.Jego umysł miotał się wściekle, stanowiącrażące przeciwieństwo bełkoczącego coś przenikliwym głosem Loomisa.Przez jegoumysł przewijały się wspaniałe marzenia o rewanżu, błyskotliwe plany podbojucałej Wenus
[ Pobierz całość w formacie PDF ]