[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naraz jasność przebijająca czerwono przez powieki.Uniósł je.- Ja - rzekł mrok stając się światłem.Człowiek.Mężczyzna.Taki zwykły, taki przeciętny.Ani niski, aniwysoki; ani gruby, ani chudy.Ani się uśmiechał, ani ponurzał.Normalne ubranie ludziz „Arki” miał na sobie.Lewa jego dłoń była małym słońcem, roztaczała blaskwprost oślepiający; malowała po jego prawej wielkie, tłuste skrzydło głębokiegocienia, przemieszczające się razem z nim: podchodził.Szedł wyrównanym krokiem; anisię spieszył, ani zwlekał.Tak, tak; ale to przecież jednak nie człowiek, rzekł sobiePodążający Za Cieniem.To Zjadacz Krwi.  IACTE Światło bijące z przedmiotu w ręce Zjadacza Krwi stworzyło takżedrugi cień: ten za szamanem.Wydarło z ciemności także drugiego nieczłowieka: trupaOjaliki Otak.Tropiciel nie raczył wstać.Cóż mógł mu Zjadacz Krwi uczynić,cóż mogło dotknąć zjawę rozsnuwającą się mgliście w niebyt? Jest pora na życiei jest pora na śmierć, to są rzeczy naturalne, zwykłe jak kamień omszały i dźwiękprzelatującej pszczoły.Od dnia, w którym przestał być dzieckiem, Podążający ZaCieniem zdawał sobie sprawę, że nadejdzie taka chwila, kiedy to będzie musiałzapaść w sen, z którego się już nie obudzi; akceptował to - tak naprawdę właśnieświadomość nieodwracalności upływu czasu czyni człowieka dorosłym.Więc bał sięzaledwie ewentualnego bólu umierania.Chciałby i jego się nie bać, lecz posiadłumiejętność jedynie panowania nad tym strachem.A jasnej oczywistości nieuchronnościśmierci nigdy nie kwestionował, tak jak nie podnosił pięści na bogów, ani niesprzeciwiał się zmarszczkom na swej twarzy.Trzykroć w swym dotychczasowym życiuprzygotowywał się do odejścia; ostatnim razem czynił to poprzez odcieleśniającezapatrzenie w zachodzące nad Bagnem słońce - i długą chwilę zajęło mu wówczaswyjście z tego stanu, a potem ponowne rozbudzenie w sobie chęci życia, kiedyzorientował się w propozycji ratunku ofiarowywanej mu przez Ojalikę.To nie takieproste.Nie łatwo to zrozumieć osobie, która nie doświadczyła podobnej bliskościśmierci - a nie chodzi tu o śmierć w nagłej strzale, skrytobójczym ciosie, kłachniedźwiedzia.Nawet nie o śmierć wojowników, godzących się z przeszłością przedwyruszeniem na bitwę - bo oni jednak idą na bitwę, będą walczyć, nie ma w tymbierności i nie ma nieuchronności.Chodzi o senną, leniwą śmierć ludzi starych.Otaką śmierć, kiedy siadając zimnym rankiem w otworze tipi patrzysz na świat niczym napiękny malunek i niczego po tym dniu się nie spodziewasz, niczego nie oczekujesz zawyjątkiem śmierci właśnie; bo na nią czekasz jak na wizytę starego przyjaciela, zktórym rozstałeś się tak dawno, że nawet nie pamiętasz jakie było to rozstanie, wzgodzie czy w gniewie, i nie wiesz co przyjaciel powie, jak się zachowa ujrzawszy cię polatach - jest to jedyny rodzaj lęku jaki ma do ciebie dostęp, taki łagodny niepokój,nic poważniejszego: czasami wypatrujesz gościa z niecierpliwością, a czasami po prostuwolisz żeby przyszedł w inny dzień, jutro, pojutrze.Uśmiechasz się w myśli,uczestnicząc w dyskusjach, w których mowa o przyszłym miesiącu, roku.Lubisz ciszę,bo cisza oddala cię od teraźniejszości, pozwala na zanurzenie się we wspomnienia,bezpieczne swą niezmiennością; lubisz bezruch, lubisz ciepłą stagnację.Nie jestcię w stanie nic poruszyć, zranić - bo nie istnieje dla ciebie przyszłość, w którejrzecz takowa posiadałaby jakiekolwiek znaczenie, a poza tym nie chcesz, by przyjacielzastał cię nieprzygotowanym.Twój spokój niewiele się różni od spokoju dzieckazamkniętego w łonie matki.To nie są uczucia motywowalne rozumowo.Podążający Za Cieniem miał tę pewność: umrze.Zjadacz Krwiutracił nad nim wszelką władzę, nawet ową najpierwotniejszą władzę strachu.Nieczłowiek zatrzymał się nad krwawą miazgą zwłok swej ofiary,kula sztucznego światła w lewej dłoni płonęła bezlistosnym ogniem wrzącego lodu.- Mówię.To było tak.Lecieliśmy; leciałem: oni spali.Czas.Jegowina.Najpierw nieomal zabił mnie samego.Potem „Arkę”.Samotny, traciłem swąnieśmiertelność.Mimo niewyobrażalnej prędkości statku - to były lata i lata.Świnie to tylko zwierzęta; nie jest ważna krew, ważna jest ofiara.A czasu niepokonasz.Słuchasz mnie, słuchasz? To dobrze.Słuchaj.„Arka”.W jednej czwartejdrogi pomiędzy Słońcem a Trójcą, układem docelowym, z którego zarejestrowali owąemisję sztucznie modulowanego szumu - w jednej czwartej.tam, wtedy, było coś.czas.nierejestrowalna wcześniej czarna dziura, nagłe, niespodziewane zawirowanieczasoprzestrzeni; nie wiem.Ledwo musnęło „Arkę”.Wystarczyło.Zrykoszetowało jąw nieskończoność: w pustkę, pomiędzy gwiazdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]