[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedzia³ wygodnie w miêkkim fotelu oparty o poduszki.Ogarn¹³ go spokój wywo³uj¹cy sen.gdy us³ysza³delikatny brzêczyk, który przywo³a³ go do rzeczywistoœci.Otworzy³ oczy (nie zdawa³ sobie sprawy, ¿e by³y zamkniête) l spojrza³ na ma³y monitor znajduj¹cy siê naprzeciwleg³ej œcianie.Prze³¹czy³ obraz na holowizjê.By³ to rzeczywiœcie Seymon Akorat.Natychmiast rozpozna³ jego ³ys¹ g³owê przypominaj¹c¹ pocisk karabinowy (Akorat goli³ ciemne pasemkapozosta³ych mu w³osów, zdaj¹c sobie sprawê - zreszt¹ zupe³nie s³usznie - ¿e resztka fryzury okalaj¹ca pustyniê naœrodku wygl¹da³aby œmiesznie.podczas gdy ³ysa czaszka, ca³kowicie pozbawiona ow³osienia, wygl¹da³a niemalstatecznie).Dostrzeg³ zmartwienie w jego oczach, które martwi³y siê nawet wtedy, gdy nie by³o do tego najmniej-szego powodu.Pitt nie lubi³ Akorata - co prawda nie mia³ nic do zarzucenia jego lojalnoœci, czy wydajnoœci pracy (Akorat i taknie móg³by siê poprawiæ) - i by³ to zwyk³y odruch warunkowy.Akorat zawsze oznajmia³ zamach na jegoprywatnoœæ, przerywa³ mu myœlenie,94rzywo³ywa³ koniecznoœæ zrobienia czegoœ, czego akurat wola³by ie robiæ.Jednym s³owem, Akorat by³odpowiedzialny za jego ozk³ad zajêæ i wiedzia³, kogo musi przyj¹æ, a kogo nie.Pitt by³ poirytowany.Nie przypomina³ sobie, aby umówi³ siê kimœ na spotkanie, czêsto jednak zapomina³ o swoichzobowl¹-aniach i zdawa³ siê na Akorata w tej materii.- Kto jest tym razem? - zapyta³ z rezygnacj¹ w g³osie.- Mam adziejê, ¿e nikt wa¿ny?- Nikt o jakimkolwiek znaczeniu - powiedzia³ Akorat - jednak adze, ¿e powinieneœ z ni¹ siê spotkaæ.- Czy ona nas s³yszy?- Komisarzu! - w glosie Akorata s³ychaæ by³o oburzenie, tak ik gdyby ktoœ zarzuci³ mu zaniedbanie obowi¹zków -oczywiœcie.e nie.Znajduje siê po drugiej stronie tarczy dŸwiêkoch³onnej.Akorat zawsze wyra¿a³ siê precyzyjnie, co uspokaja³o Pitta.Iowa Akorata nigdy nie dawa³y siê przeinaczyæ.- Ona? - powiedzia³ Pitt.- Podejrzewam, ¿e jest to doktor isygna.No có¿, zastosuj siê do moich instrukcji.Nigdybez rczeœniejszego umówienia siê.Mam jej dosyæ na razie, Akort.Ba³em jej dosyæ przez ostatnie dwanaœcie lat.Wymyœl jakieœ ryt³umaczenie.Powiedz jej, ¿e medytujê, albo nie.ona l tak w ) nie uwierzy, powiedz lepiej.- Komisarzu, to nie jest doktor Insygna.Nie przerywa³bym ci, dyby to by³a ona.To jest.to jest jej córka.- Jej córka? - szuka³ w pamiêci jej imienia.- Chodzi ci o Marinê Fisher?- Tak.Naturalnie powiedzia³em jej.¿e jesteœ zajêty, na co ona dpowiedzia³a, ¿e powinienem siê wstydziæ, poniewa¿k³amiê,ona widzi z mojego wyrazu twarzy, ¿e k³amiê od pocz¹tku do oñca i oprócz tego wyczuwa napiêcie w moim g³osie,'wiêc nie logê mówiæ prawdy.- Akorat recytowa³ to wszystko z du¿ym aaferowaniem.- W ka¿dym raziepowiedzia³a, ¿e nie odejdzie.Wierdzi.¿e spotkasz siê z ni¹ wiedz¹c, ¿e to ona.Czy tak.ko-lisarzu? Te jej oczy.wstrz¹snê³y mn¹, mówi¹c uczciwie.- Zdaje siê.¿e s³ysza³em ju¿ coœ na temat jej oczu.Dobrze, rzyœlij j¹, przyœlij j¹, a ja spróbujê zbadaæ te jej oczy.Poza tym êdzie musia³a coœ nam wyjaœniæ.Wesz³a.(NieŸle siê trzyma - pomyœla³ Pitt - jest stanowcza, hocia¿ nie wyzywaj¹ca).95Usiad³a, rêce luŸno na brzuchu, czeka a¿ Pitt zacznie mówiæ.Pozwoli³ jej czekaæ, sam zaœ przyjrza³ siêjej pobie¿nie.Widywa³ j¹ czasami, gdy by³a m³odsza, teraz rzadko.Nie by³a ³adnym dzieckiem l zwiekiem nie stawa³a siê ³adniejsza.Mia³a szerokie koœci policzkowe, brakowa³o jej wdziêku, jej oczyjednak rzeczywiœcie by³y godne uwagi, podobnie zreszt¹ jak brwi l d³ugie rzêsy.- No có¿, panno Fisher - zacz¹³ Pitt - powiedziano mi, ¿e chcesz siê ze mn¹ widzieæ.Czy mogê spytaædlaczego?Marlena rzuci³a na niego ch³odne spojrzenie.By³a spokojna.- Komisarzu Pitt - powiedzia³a.- S¹dzê, ¿e moja matka donios³a panu, i¿ w rozmowie z przyjacielemwyrazi³am siê, ¿e Ziemia zostanie zniszczona.Pitt zmarszczy³ brwi ponad swoimi, raczej zwyk³ymi, oczami.- Tak.wspomnia³a o tym - powiedzia³.- I mam nadziejê, ¿e zwróci³a ci uwagê, i¿ nie nale¿y mówiæ otakich sprawach w tak g³upi sposób.- Zrobi³a to, komisarzu.Jednak to.¿e nie bêdê mówiæ, nie oznacza, ¿e nie mia³am racji.Nazywanietego „g³upim" równie¿ nie pomo¿e.- Jestem komisarzem Rotora, panno Fisher, l do moich obowi¹zków nale¿y zajêcie siê t¹ spraw¹,musisz wiêc zostawiæ j¹ dla mnie, bez wzglêdu na to.czy to.co powiedzia³aœ, jest prawd¹, czy te¿ nieoraz czy jest g³upie, czy nie jest g³upie.Jak wpad³aœ na pomys³, ¿e Ziemia ma zostaæ zniszczona? Matkapowiedzia³a ci o tym?- Nie bezpoœrednio, komisarzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]