[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Istnieje jeszcze inna mo¿liwoœæ - powiedzia³ Fisher.- To, co widzimy, mo¿e byæ tylko maleñk¹ czêœci¹budowli, która rozci¹ga siê na wiele mil pod ziemi¹.- Rotorianie przybyli tu w Osiedlu - powiedzia³ Wu.- To Osiedle na pewno istnieje.Mog¹ byæ tak¿e inne.Takopu³a jest tylko przyczó³kiem.- Nie widzieliœmy ¿adnego Osiedla - powiedzia³ Jarlow.- Nie szukaliœmy - powiedzia³ Wu.- Skoncentrowaliœmy siê na tej planecie.- Wykry³am inteligencjê tylko tutaj - wtr¹ci³a Blankowitz.- A czy szuka³aœ gdzie indziej? - zapyta³ Wu.- Musielibyœmy przeszukaæ ca³¹ okoliczn¹ przestrzeñ, chc¹codnaleŸæ Osiedle.A ty, gdy wykry³aœ pleksony z tego œwiata, zarzuci³aœ badania.- Mogê je podj¹æ, jeœli uwa¿asz, ¿e jest to konieczne.Wendel podnios³a rêkê.- Jeœli jest tu gdzieœ jakieœ Osiedle, to dlaczego nas nie zauwa¿y³o? Nie w³¹czaliœmy os³on emisji energetycznej.Byliœmy przekonani, ¿e ten System jest pusty.378- Oni równie¿ mogli ¿ywiæ podobne przekonania, kapitanie -powiedzia³ Wu.- Nie szukali nas i dlatego uda³onam siê przemkn¹æ niepostrze¿enie.A jeœli nas wykryli, to mog¹ nie mieæ pewnoœci co do tego, kim lub czymjesteœmy.Wahaj¹ siê co do dalszego postêpowania, podobnie jak my.Twierdzê jednak, ¿e obecnie nie mamyw¹tpliwoœci, i¿ na planecie istnieje jedno miejsce, w którym s¹ ludzie, i w zwi¹zku z tym powinniœmy wyl¹dowaæ inawi¹zaæ z nimi kontakt.- Czy s¹dzisz, ¿e to bêdzie bezpieczne? - zapyta³a Blankowitz.- Twierdzê, ¿e tak - powiedzia³ z naciskiem Wu.- Nie mog¹ nas z miejsca zastrzeliæ.Bêd¹ chcieli siê dowiedzieæ,kim jesteœmy.Poza tym, jeœli wszystko, na co nas staæ, to pró¿ne dyskusje i pozostawanie w niepewnoœci, to nigdynie dowiemy siê niczego i wrócimy do domu z pustymi rêkami.A wtedy Ziemia wyœle tu ca³¹ flotyllê statkówsuperiuminalnych, ale nikt nie podziêkuje nam za to, co zrobiliœmy.Przejdziemy do historii jako wyprawanieudaczników - uœmiechn¹³ siê s³abo.- Widzi pani, kapitanie, nauczy³em siê czegoœ od Fishera.- Uwa¿asz, ¿e powinniœmy wyl¹dowaæ i nawi¹zaæ kontakt -powiedzia³a Wendel.- Jestem o tym przekonany - odpowiedzia³ Wu.- A ty, Blankowitz?- Kieruje mn¹ ciekawoœæ.Chcia³abym dowiedzieæ siê czegoœ nie o kopule, lecz o tym obcym ¿yciu.Zreszt¹ okopule tak¿e.- Jarlow?- ¯a³ujê, ¿e nie wyposa¿ono nas w odpowiedni¹ broñ i hiper-³¹cznoœæ.Jeœli nas zniszcz¹.Ziemia nie dowie siêniczego, absolutnie niczego - i taki bêdzie rezultat tej wyprawy.I wtedy przyleci tu ktoœ inny, nieprzygotowany takjak my i podobnie niepewny.Natomiast jeœli przetrwamy, wrócimy zaopatrzeni w bardzo wa¿n¹ wiedzê.Powinniœmy spróbowaæ.- Czy mnie równie¿ zapytasz o zdanie, kapitanie? - powiedzia³ cicho Fisher.- Zak³adam, ¿e chcesz l¹dowaæ po to, by spotkaæ Rotorian.- Rzeczywiœcie.Proponujê jednak wyl¹dowaæ bez niepotrzebnego ha³asu, niemal niepostrze¿enie.a ja pierwszyudam siê na zwiady.Jeœli coœ mi siê stanie, wystartujecie i wrócicie na Ziemiê nie zwa¿aj¹c na mnie.Musiciechroniæ statek.379- Dlaczego ty? - zapyta³a niemal natychmiast Wendel ze skurczon¹ twarz¹.- Poniewa¿ znam Rotorian - odpowiedzia³ Fisher - i poniewa¿ chcê iœæ.- Ja tak¿e - powiedzia³ Wu.- Muszê iœæ z tob¹.- Po co nara¿aæ dwie osoby? - zapyta³ Fisher.- Bo we dwóch jest bezpieczniej ni¿ w pojedynkê.Bo w przypadku jakichœ problemów jeden mo¿e uciec, a drugios³aniaæ ucieczkê.I przede wszystkim dlatego, ¿e mówisz, i¿ znasz Rotorian.Twoje s¹dy nie mog¹ byæ obiektywne.- W takim razie l¹dujemy - powiedzia³a Wendel.- Fisher i Wu wychodz¹ na zewn¹trz.W przypadku rozbie¿noœcipogl¹dów Wu podejmuje ostateczne decyzje.- Dlaczego? - zapyta³ z oburzeniem Fisher.- Tak jak powiedzia³ Wu, znasz Rotorian i twoje decyzje mog¹ byæ nieobiektywne - odpowiedzia³a Wendelpatrz¹c z naciskiem na Fishera.- I ja zgadzam siê z nim.Martena by³a szczêœliwa.Czu³a siê tak, jak gdyby ktoœ delikatnie tuli³ j¹ w ramionach, chroni³ j¹ i os³ania³.Widzia³a czerwonawe œwiat³o Nemezis, wiatr g³aska³ j¹ po policzkach.Widzia³a chmury, które przes³ania³y tarczêjej s³oñca, zmieniaj¹c wszystkie kolory w ciemn¹ szaroœæ.Wcale jej to nie przeszkadza³o - szaroœæ czy czerwieñ, obydwie barwy by³y jednakowo fascynuj¹ce, jednakowonasycone pó³tonami i odcieniami.I chocia¿ wiatr stawa³ siê ch³odniejszy, gdy Nemezis znika za chmurami, jej nigdynie by³o zimno.Czu³a siê tak, jak gdyby Erytro dba³a o radoœæ dla jej oczu, ogrzewa³a cia³o, opiekowa³a siê ni¹ podka¿dym wzglêdem.Rozmawia³a z Erytro.Ju¿ kiedyœ postanowi³a nazywaæ wszystkie komórki tworz¹ce ¿ycie na planecie - „Erytro".Tak, jak na2ywa³a siê sama planeta.Dlaczego nie? Czy by³a lepsza nazwa? Poszczególne komórki by³y tylkokomórkami, tak samo prymitywnymi - a mo¿e nawet bardziej - ni¿ komórki jej cia³a.Jednak gdy zebra³y siê razem,gdy wszystkie prokarioty po³¹czy³y siê w ca³oœæ, tworzy³y organizm obejmuj¹cy planetê miliardami trylionówpo³¹czonych ze sob¹ czêœci, wszechogarniaj¹cych l¹dy i morza, bêd¹cych sam¹ planet¹.380To dziwne - pomyœla³a Marlena - ale ta olbrzymia ¿ywa forma nigdy nie zdawa³a sobie sprawy z istnienia innychpostaci ¿ycia przed przybyciem Rotora.Pytania i wra¿enia Marleny nie ogranicza³y siê wy³¹cznie do jej w³asnego umys³u.Niekiedy Erytro unosi³a siêprzed ni¹ jak delikatna, szara mgie³ka, tworz¹ca chwiejne zarysy ludzkich postaci, faluj¹ce po bokach.Marlenazawsze czu³a, ¿e œwiat wokó³ niej p³ynie.Nie mog³a tego widzieæ, lecz wyczuwa³a, ¿e w ka¿dej sekundzie milionykomórek opuszczaj¹ j¹ i zastêpowane s¹ natychmiast przez inne.Pojedyncze prokarioty nie mog³y istnieæ d³ugo bezochronnej warstewki wody.Gdy tworzy³y ludzk¹ postaæ, zmienia³y siê jedna po drugiej, jednak sylwetkapozostawa³a taka sama, nigdy nie traci³a swej to¿samoœci.Erytro nie przybiera³a ju¿ postaci Orinela.Domyœli³a siê w sobie tylko w³aœciwy sposób, ¿e Orinel niepokoiMarlenê.Sylwetka.któr¹ widzia³a, by³a teraz neutralna, zmienia³a siê wraz z nastrojami Marleny.Erytro potrafi³adostosowaæ siê do subtelnych ró¿nic w sposobie myœlenia dziewczyny.Robi³a to znacznie lepiej wraz z up³ywemczasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]