[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatecznie, zosta³am przecie¿ kiedyœ dobrze wychowana, nie potrafiê teraz wspomnieæ o jego przestêpczej dzia³alnoœci i o losie, jaki go czeka.Trefny temat, który trzeba pomijaæ milczeniem.— Dlaczego to mia³o tak¹ g³upi¹ nazwê? — spyta³am.— Szkorbut.¯eby mnie przyprawiæ o pomieszanie zmys³Ã³w?— Po prostu to by³o pierwsze s³owo, u¿yte jako sygna³ wywo³awczy, i tak ju¿ jakoœ zosta³o?.Przygl¹da³am mu siê, z wysi³kiem usi³uj¹c rozwik³aæ te skomplikowane uczucia w duszy.Dlaczego ja siê tak dobrze czujê w towarzystwie tego cz³owieka? Zdumiewaj¹ce, przecie¿ to bandyta, który mnie zaraz zamorduje.Ja chyba rzeczywiœcie jestem nienormalna.Ostatnie chwile ¿ycia.Chyba ostatnie chwile ¿ycia ma siê prawo spêdzaæ w sposób dowolny? Nawet jeœli oka¿ê teraz brak patriotyzmu, to ¿adnej szkody z tego nie bêdzie.Jaka szkoda, mój Bo¿e, jaka szkoda.Co prze¿yjemy, to nasze!.— Czy ja mogê usi¹œæ jakoœ mniej oficjalnie? — spyta³ nag³e, ci¹gle z tym swoim denerwuj¹cym uœmiechem, który go stanowczo za bardzo wyprzystojnia³.— Proszê ciê bardzo — odpar³am w roztargnieniu, bo by³am zajêta rozstrzyganiem nadzwyczaj wa¿nych rzeczy.Na to on wsta³ z fotela i usiad³ obok mnie, na tapczanie.Radio gra³o znów przeraŸliwie rzewnie i ta idiotyczna lampka tak okropnie nastrojowo œwieci³a.Niskim, aksamitnym, urzekaj¹co piêknym g³osem zacz¹³ mówiæ ró¿ne rzeczy.Ró¿ne przeœliczne rzeczy, nie maj¹ce nic wspólnego z prawd¹.„K³am dalej — myœla³am sobie.— K³am dalej tym cudownym g³osem.Niech ja mogê przed sam¹ sob¹ choæ przez chwilê udawaæ, ¿e w to wszystko wierzê.”A potem pomyœla³am sobie, ¿e cokolwiek teraz zrobi, to ja nie jestem w stanie protestowaæ.Mo¿e mnie udusiæ albo wrêcz przeciwnie.Widocznie przeczu³ to w przyp³ywie jasnowidzenia.W którejœ z nastêpnych chwil przechyli³ siê przez tapczan i wy³¹czy³ lampkê.Tym razem to on wy³¹czy³ lampkê.Otworzy³am oczy i spojrza³am.W mroku widzia³am jego uœmiech.— Teraz powinieneœ siê zerwaæ z okrzykiem przera¿enia.— Nie zerwê siê — powiedzia³ cicho.— Teraz siê mo¿e nawet œwiat zawaliæ.Znajomy zapach wody koloñskiej nie nasuwa³ mi na myœl ¿adnych zbêdnych skojarzeñ.Oj, w ogóle nie przesadzajmy z tym myœleniem!.—.Pi¹ta — powiedzia³ spojrzawszy na zegarek.— Muszê ju¿ iœæ.Nie pyta³am, dlaczego musi iœæ o takiej dziwnej porze.Nie interesowa³a mnie tak¿e ewentualnoœæ mojego œmiertelnego zejœcia.S¹ takie chwile, dla których warto siê by³o urodziæ i dla których warto umrzeæ.— Zrób to jakoœ szybko i bezboleœnie — powiedzia³am z westchnieniem w chwili, kiedy wi¹za³ krawat.— Co mam zrobiæ bezboleœnie? — spyta³ zaskoczony, odwracaj¹c siê do mnie.— Zabiæ mnie.— Ach prawda! Zupe³nie zapomnia³em ci siê przedstawiæ.Przy piêknej dziewczynie cz³owiek kompletnie traci g³owê.Wyj¹³ z kieszeni marynarki portfel, z portfelu dowód i poda³ mi go.— Masz — powiedzia³.— Poczytaj sobie, nie mam ju¿ czasu recytowaæ ci moich personaliów.Pozwolisz, ¿e przez ten czas w³o¿ê p³aszcz.Powoli otworzy³am dowód i zajrza³am do œrodka.I wtedy strzeli³ we mnie grom z jasnego nieba!Wszystko naraz sta³o siê dla mnie zrozumia³e, i to, sk¹d zna³am nazwisko tego g³Ã³wnego machera od wynalazku, i dziwny uœmiech pana, który stawia³ krzy¿yki przy nazwiskach wolnych, praworz¹dnych osobników, i to, ¿e jeszcze ¿yjê.Trzech Januszów na liœcie lokatorów.Nigdy, absolutnie nigdy w ¿yciu nie uwierzê, ¿e kiedykolwiek posiada³am zdrowe zmys³y i odrobinê inteligencji!.— Przeczyta³aœ? To daj, zaczynam siê bardzo œpieszyæ.Powoli zasunê³am za nim zasuwê i nagle runê³am na balkon.— Dlaczego, do diab³a, mówi³eœ, ¿e jesteœ handlowcem’?! — wrzasnê³am z trzeciego piêtra.Zatrzyma³ siê przy drzwiczkach szarego forda, spojrza³ w górê i odkrzykn¹³:— Bo mam wykszta³cenie handlowe! Wydzia³ ³¹cznoœci skoñczy³em dopiero potem!.By³ wieczór.Przez ca³y dzieñ usi³owa³am robiæ coœ po¿ytecznego, ale nie bardzo wiedzia³am, co, i jakoœ mi to nie wychodzi³o.W pracy zrobi³am przekrój budynku, który mia³ dwie ró¿ne skale i o jedno piêtro za ma³o.W drodze do domu dojecha³am poœpiesznym autobusem do Dworca Po³udniowego i wysiad³am tylko dlatego, ¿e to by³ koniec trasy, na co mi konduktor zwróci³ uwagê.Do w³asnego mieszkania trafi³am chyba tylko si³¹ przyzwyczajenia.Od stóp do g³Ã³w przepe³nia³o mnie mnóstwo myœli, ca³kowicie ze sob¹ nawzajem sprzecznych i gruntownie pozbawionych sensu.Wyg³upi³am siê gigantycznie, doprawdy, bardziej ju¿ nie mog³am.Okaza³am ca³kowity brak poczucia moralnoœci, ostatecznie widzia³am tego cz³owieka po raz trzeci w ¿yciu.Nie doœæ na tym, pozwoli³am sobie na to nietaktowne zapomnienie z wrogiem ojczyzny, ze szpiegiem! On przecie¿ wiedzia³, co ja myœlê! Mogê sobie wyobraziæ, jakie jest teraz jego mniemanie o mnie!Wiêcej go na oczy nie zobaczê.No to co mnie to obchodzi, w³aœnie ¿e bêdê miewaæ sporadyczne fanaberie, bo mi siê tak podoba.Nienawidzê go.Oczywiœcie, ¿e go nienawidzê, wszystkich nienawidzê! Mia³am siê na nim zemœciæ, bardzo dobrze, nie ¿yczê sobie wiêcej go widzieæ na oczy, nawet gdyby mnie o to b³aga³ na kolanach! Nie ma obawy, nie bêdzie mnie b³aga³.Kicham na to, co o mnie myœli.W³aœnie ¿e bêdê przez ca³e ¿ycie robi³a, co mi siê podoba, i koniec! I poniosê konsekwencje w³asnych czynów.Takie rzeczy traktuje siê przygodowo, lekko przysz³o, lekko posz³o.Na pewno potraktowa³ to tak samo jak ja: oryginalne zakoñczenie oryginalnie zawartej znajomoœci.O Bo¿e, jak ja go potwornie nienawidzê!.Umy³am pó³ wanny, rezygnuj¹c nagle, nie wiadomo dlaczego, z umycia drugiej po³owy.Posz³am do kuchni i st³uk³am szklankê.W³¹czy³am ¿elazko z zamiarem uprasowania wczorajszego prania i przypomnia³am sobie o nim w momencie, kiedy olejna farba szafki zaczê³a ju¿ dobrze skwierczeæ.Wy³¹czy³am je, zapomniawszy, ¿e zamierza³am prasowaæ.Zaczê³am podlewaæ kwiatki i ju¿ przy pierwszym nie zauwa¿y³am, ¿e woda dawno wyciek³a przez doniczkê, przez podstawkê i leje siê na pod³ogê.Dopiero kiedy zadzwoni³ telefon, pojê³am, z jakimi uczuciami na ten dŸwiêk czeka³am.Nie podnios³am s³uchawki od razu, musia³am jeszcze odczekaæ, a¿ mi serce przestanie tak okropnie biæ.„Kompletna idiotka — pomyœla³am niechêtnie.— To na pewno nie on”.Nabra³am oddechu i podnios³am s³uchawkê.— S³ucham.— Dobry wieczór, kochanie.— powiedzia³ niski, miêkki, urzekaj¹cy g³os.Najpiêkniejszy g³os na œwiecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]