[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tañcz¹cy Ksiê¿yc odczeka³ chwilê, a potem otworzy³ oczy i jedyny raz wymówi³ jej imiê.- Tresso - powiedzia³ szeptem.Tylko tyle, lecz w jakiœ tajemniczy sposób imiê to nabra³o smaku wszystkiego, czym by³a, i czym Savil nie spodziewa³a siê, ¿e mo¿e byæ.Powieki Tressy zamruga³y i otworzy³y siê, a jej oczy od razu skupi³y siê na Tañcz¹cym Ksiê¿ycu.- Och.- powiedzia³a s³abym g³osem.- Ojej.- Prze³knê³a œlinê i patrzy³a nañ zdumiona, jak gdyby nie umia³a oderwaæ oczu od jego postaci, mimo ¿e tak osza³amia³ j¹ ten widok.- Czy.jaumar³am? Jesteœ.jesteœ anio³em?Uprzejmoœæ nie pozwala³a Gwiezdnemu Wichrowi wybuchn¹æ œmiechem, ale Savil rozpozna³a po jego nienaturalnie opanowanym wyrazie twarzy i malutkich zmarszczkach wokó³ jego mrugaj¹cych oczu, ¿e robi³, co tylko móg³, aby nie parskn¹æ œmiechem na myœl o Tañcz¹cym Ksiê¿ycu w roli anio³a."Tego ostatniego Tañcz¹cy Ksiê¿yc na pewno ju¿ nigdy nie us³yszy" - pomyœla³a Savil, pomimo powagi sytuacji wstrzymuj¹c uœmiech w k¹cikach warg.- Nie, moja pani - odpowiedzia³ z wahaniem Tañcz¹cy Ksiê¿yc w jêzyku Valdemaru.Jestem tylko przyjacielem twojego syna.Przybyliœmy tutaj, aby mu pomóc, i tobie naturalnie te¿.- Pomóc.- Twarz Tressy straci³a kolory.- Van.Czy jest ciê¿ko ranny? Dobrzy bogowie.Szarpnê³a siê, ¿eby usi¹œæ, lecz uzdrowiciel powstrzyma³ j¹, chwytaj¹c jedn¹ rêk¹ jej ramiê.Tañcz¹cy Ksiê¿yc po³o¿y³ d³oñ na rêce uzdrowiciela, pozbawiaj¹c oboje oddechu.- Idziemy teraz do niego, pani - powiedzia³ Tañcz¹cy Ksiê¿yc i uœmiechn¹³ siê do niej uroczo.- B¹dŸ spokojna, wszystko bêdzie dobrze.Wypowiedziawszy te s³owa, odwróci³ siê i wraz z Gwiezdnym Wichrem, który do niego do³¹czy³, wymaszerowali z pokoju tak, jak weszli, ramiê w ramiê.Savil pos³a³a Tressie najbardziej uspokajaj¹cy uœmiech, na jaki potrafi³a siê zdobyæ, i ruszy³a za nimi.- Gdzie jest m³ody Vanyel? - zapyta³ Gwiezdny Wicher, gdy tylko znaleŸli siê w kamiennym korytarzu.- Jeden ci¹g schodów w górê i jeszcze trochê - odpowiedzia³a mu Savil, ponownie przej¹wszy prowadzenie.Sz³a tak szybko, jak tylko pozwala³o jej na to bol¹ce biodro.- Powinnam was przed czymœ przestrzec.Wygl¹da na to, ¿e na nowo po³¹czy³a go z kimœ wiêŸ ¿ycia, tym razem z pewnym bardem o po³owê od niego m³odszym.Gwiezdny Wicher wymieni³ z Tañcz¹cym Ksiê¿ycem ironiczne spojrzenia.- Rzeczywiœcie? Gdzie ja ju¿ s³ysza³em tê historiê?- Nie mia³abym o tym pojêcia - odpar³a Savil tonem pe³nym ironii - gdyby nie to, ¿e ty przekroczy³eœ ju¿ trzydziestkê a Tañcz¹cy Ksiê¿yc by³ zaledwie szesnastolatkiem.Koniec koñców, ch³opiec jest przy nim.Tylko go nie przestraszcie, ma za sob¹ kilka ciê¿kich godzin i czêœciowo dziêki niemu nie szala³am z niecierpliwoœci, ¿eby was tu sprowadziæ.Tañcz¹cy Ksiê¿yc zda³ siê zbity z tropu, ale Gwiezdny Wicher skin¹³ g³ow¹ ze zrozumieniem.- Ach.Wiêc ten no¿yk dzia³a na nich obu.Dziwi³em siê, ¿e by³aœ taka spokojna.- Dopóki podjêcie decyzji nie zabra³oby wam tygodnia, nie musieliœmy siê spieszyæ.- Zatrzyma³a siê przed drzwiami Vanyela.- Pamiêtajcie, co wam powiedzia³am.Tym razem Gwiezdny Wicher otworzy³ przed ni¹ drzwi i wszed³ do œrodka bez cienia niedawnego dramatyzmu.Stefen, zupe³nie bia³y na twarzy, by³ poch³oniêty Vanyelem tak g³êboko, ¿e dopóki Gwiezdny Wicher nie po³o¿y³ mu delikatnie rêki na ramieniu, nie zauwa¿y³ nawet ich obecnoœci.Stefen podskoczy³, uniós³ wzrok na bieg³ego z Tayledras i jego oczy nagle zrobi³y siê wielkie i bardzo okr¹g³e.Usta otworzy³y siê, ale zdawa³o siê, ¿e ch³opiec nie umie wydobyæ z nich ¿adnego g³osu.- Jesteœmy tutaj, ma³y, ¿eby pomóc twojemu Vanyelowi - ¿yczliwie rzek³ Gwiezdny Wicher.- Ale byœmy mogli to zrobiæ, musisz siê od niego odsun¹æ.Stefen, przewracaj¹c krzes³o, na którym siedzia³, zerwa³ siê na równe nogi.Przed upadkiem uratowa³ go Tañcz¹cy Ksiê¿yc.Savil zmartwi³a siê, czy biedaczek nie zamierza zemdleæ na miejscu.Ale on wnet przyszed³ do siebie i przysun¹³ siê do niej.Stan¹³ nieco z ty³u, ani na sekundê nie odrywaj¹c oczu od goœci.Gwiezdny Wicher zbli¿y³ jeden palec do no¿yka, ale nie dotyka³ go.- Paskudne dzie³ko - powiedzia³ do Savil w swym w³asnym jêzyku.- Nie zrobiono tego tylko ze zwyk³ej z³oœliwoœci.- Umiesz siê tego pozbyæ? - zapyta³a zaniepokojona.- O tak.Nie bez trudu, ale w ¿adnym razie nie jest to najciê¿sze zadanie, jakiego podejmowa³em siê w swoim ¿yciu.Ashke.Tañcz¹cy Ksiê¿yc odpowiedzia³ skinieniem g³owy i natychmiast stan¹³ za nim z jedn¹ rêk¹ spoczywaj¹c¹ swobodnie na jego ramieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]