[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak zwierzyli siê przed Krisem, ¿e stan ten mo¿e ju¿ d³ugo nie potrwaæ.Oboje mieli kilku synów do obdzielenia i obawiali siê, ¿e ich dzieci zaczynaj¹ siê w tym przedmiocie coraz bardziej niecierpliwiæ.Kris, rzuciwszy okiem na Taliê, oœwiadczy³, ¿e na razie nie mo¿e siê w tej kwestii wypowiedzieæ, lecz spraw¹ trzeba siê zaj¹æ niezw³ocznie, zanim rozwinie siê w waœñ.Obieca³ poœwiêciæ temu uwagê, gdy tylko uporaj¹ siê z w³asnymi obowi¹zkami.Strony musia³y byæ z tego zadowolone.Kris za¿¹da³ spisów wioskowych.Na zmianê to jedno, to drugie przekazywa³o wieœci i nowe prawa mieszkañców lub przegl¹da³o dokumenty przyniesione przez wioskowego skrybê, w poszukiwaniu œladów, które wyjaœni³yby sprawê spornej w³asnoœci.Na nieszczêœcie wskazówki okaza³y siê nik³e i sprzeczne.Zdawa³o siê, ¿e ¿¹dania wnoszone przez obie strony by³y jednakowo mocno umotywowane.Talia przejawia³a coraz mniejsz¹ ochotê zajmowania siê bie¿¹cymi sprawami.Os³ona jej myœli powoli, lecz nieub³aganie, zanika³a, by³a tego pewna.Co gorsza, ju¿ nie by³a pewna, czy potrafi poskromiæ swe uczucia, by nie mia³y wp³ywu na otoczenie, zak³Ã³caj¹c spokój innym.Tak¿e nad tym zaczyna³a traciæ instynktown¹ kontrolê.Kris próbowa³ j¹ uspokoiæ, jednak jego w¹tpliwoœci odbiera³a tak wyraŸnie, jakby krzycza³.A kiedy w noc poprzedzaj¹c¹ ich wyjazd, omawiali w zaciszu Stanicy sprawê spornego pola, z takim wysi³kiem panowa³a nad sob¹, ¿e wiedzia³a, i¿ na nastêpny dzieñ bêdzie boleæ j¹ g³owa.- K³opot w tym, i¿ ³o¿ysko strumienia, który stanowi liniê podzia³u, zmienia³o siê tyle razy, ¿e nie mam pojêcia, jak ustaliæ, którêdy bieg³o na pocz¹tku - westchn¹³ Kris.- Nie mo¿na rzuciæ Zaklêcia Prawdy na strumieñ!Bardzo d³ugo waha³a siê, rysuj¹c witk¹ niewidoczne wzory na kamieniach paleniska Stanicy.- Czy myœlisz, ¿e przystaliby na równy podzia³? Rozmawia³eœ z nimi d³u¿ej ode mnie.- Nie ma szans - bez owijania w bawe³nê odpar³ Kris.Na jego twarzy tañczy³y ruchliwe cienie od œwiat³a padaj¹cego z paleniska.- Rozmawia³em z najstarszymi synami, skorzy s¹ wdaæ siê z tego powodu w bitkê.Ojcowie zgodziliby siê z ochot¹, lecz nie ich dzieci, i to one wywo³aj¹ k³opoty, jeœli coœ pójdzie im nie w smak.- Nie mogê zrozumieæ, dlaczego ma to byæ wszystko, albo nic - westchnê³a po d³ugim milczeniu.- I ja tak¿e - zatopiony w myœlach Kris œledzi³ wzrokiem p³omienie.- W przypadku rodzin wielmo¿Ã³w mo¿na by rozwi¹zaæ tê kwestiê, ¿eni¹c dwoje najm³odszych dzieci, a potem przekazaæ im we wianie sporn¹ ziemiê.- Ta ziemia nie wy¿ywi³aby nawet jednej osoby, nie mówi¹c o rodzinie - zmuszona by³a mu przypomnieæ - nawet gdybyœmy znaleŸli dwoje, które chcia³oby siê o¿eniæ.Kris bawi³ siê z roztargnieniem strza³¹ wyjêt¹ ze swego ko³czanu.Nagle spojrza³ na ni¹ i uœmiechn¹³ siê, gdy¿ podsunê³a mu pewn¹ myœl.- A co powiesz na palec Losu?- Co przez to rozumiesz?- Przypuœæmy, ¿e zajmiemy pozycje na przeciwleg³ych krañcach pola i wystrzelimy strza³y prosto przed siebie, a potem wyznaczymy now¹ miedzê, prowadz¹c liniê przez miejsca, gdzie spadn¹ na ziemiê.Jeœliby jutro nie by³o wiatru, wszystko zale¿eæ bêdzie od kaprysu Pani.Myœlisz, ¿e to zadowoli³oby wszystkich?- To.to nie jest z³y pomys³ - powiedzia³a, myœl¹c uporczywie.- Zw³aszcza, jeœli namówimy kap³ana, by pob³ogos³awi³ strza³y i pomodli³ siê nad polami.Nie by³aby to ju¿ wtedy ludzka decyzja, lecz rêka bogów.A czy ktoœ spiera siê z bogami? Myœlê, ¿e obie rodziny bêd¹ temu wyrokowi pos³uszne.Kris, to wspania³y pomys³!- Ty spisa³aœ siê œwietnie wczeœniej - powiedzia³ z wiêkszym naciskiem, ni¿ zamierza³.- To ca³kowicie przerasta³o moje si³y.- Ha, nie podoba mi siê, gdy ktoœ zezwala wa³êsaæ siê swoim zwierzêtom samopas.Jeœli tutaj, nad Granic¹, krowa czy œwinia ucieknie do lasu, dziczeje, a wtedy mo¿e sprawiæ sporo k³opotu.- Hmm, wiedzia³em, ¿e dziczej¹ce psy mog¹ byæ niebezpieczne, ale ¿e byd³o? - Kris zapamiêta³ to sobie na przysz³oœæ.- To mo¿e byæ naprawdê du¿y problem - odpar³a z roztargnieniem.- Kiedy udomowione zwierzê dziczeje, nie boi siê ludzi tak jak dzikie zwierzêta, co wiêcej, zna ono zachowanie ludzi.Zdzicza³e byd³o zabi³o lub okaleczy³o niejedn¹ osobê z Grodu.- Hm, powtarzam: doskonale siê spisa³aœ.Nie powinnaœ obawiaæ siê wyg³aszania w³asnego zdania.Przecie¿ po to jest siê czeladnikiem.- Ja.- zaczê³a, lecz zamknê³a siê w sobie.- Co?- Nic - odpar³a, ponownie siadaj¹c w cieniu, gdzie nie móg³ dojrzeæ jej twarzy.- Jestem po prostu zmêczona, to wszystko.Powinniœmy nieco odpocz¹æ.Zaniepokoi³ siê nie na ¿arty.Wygl¹da³o jednak, ¿e nie jest w stanie nic na to poradziæ.* * *Nastêpnego dnia, jad¹c do wioski, wst¹pili po drodze po skrybê i kap³ana.Kiedy przedstawili obu rodzinom sposób rozwik³ania sporu, strony z entuzjazmem wyrazi³y zgodê.Gospodarze przystaliby na ka¿de rozwi¹zanie, mog¹ce za¿egnaæ niebezpieczeñstwo waœni pomiêdzy ich potomkami, którzy z kolei byli jednakowo pewni, ¿e kiedy strza³y wzbij¹ siê do lotu, bogowie staæ bêd¹ po ich stronie.Punkt kulminacyjny, jakim by³o rozstrzygniêcie tego tak zadawnionego sporu, sprawi³ wrêcz rozczarowanie.Kap³an pob³ogos³awi³ strza³y, ³uki, Heroldów, ziemiê i rodziny - wszystko, co mog³o mieæ zwi¹zek, i wszystkich, którzy mogli byæ zainteresowani rozwi¹zaniem problemu.- Cokolwiek jest w ruchu, b³ogos³awiê to - rzek³ do Heroldów, mrugaj¹c okiem.- A cokolwiek jest nieruchome, o to siê modlê!Talia z Krisem zajêli pozycjê dok³adnie w œrodku pomiêdzy pó³nocn¹ a po³udniow¹ granic¹ spornego p³achetka ziemi i wypuœcili swoje strza³y.Kap³an zaznaczy³ miejsce upadku jednej a skryba drugiej i usypano tam kamienne kopczyki oraz zasadzono drzewka.Nowy przebieg miedzy naniesiono na mapê i zapisano w aktach w³asnoœci.Obie strony oœwiadczy³y, ¿e s¹ zadowolone.Heroldowie wyruszyli w dalsz¹ drogê.Talia by³a tak skryta, ¿e Kris nie móg³ jej wcale przenikn¹æ.Bardziej przypomina³a pos¹g Herolda.Wydawa³o siê, ¿e zamknê³a siê w jakiejœ skorupie i ani s³owem, ani czynem nie móg³ jej z tego wyrwaæ.Kris przy³apa³ siê na tym, i¿ rozmyœla, czy aby obydwa spory nie zosta³y rozwi¹zane zbyt ³atwo.By³oby dla niej dziecinn¹ igraszk¹ delikatnie wp³yn¹æ na zwaœnionych, by stali siê nieco bardziej przyjacielscy, albo przynajmniej mniej skorzy do zwady.Jeœli tak by³o w istocie, po jej odjeŸdzie k³Ã³tnie rozgorza³yby na nowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]