[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na czterech spoœród szeœciu d³oni Vanyel zauwa¿y³ pierœcienie, dok³adnie takie same jak ten na palcu Rety: zmatowia³e srebro z osobliwymi martwymi bia³ymi kamieniami.Pierœcieñ Rety wyraŸnie spe³nia³ rolê nie tylko ozdobn¹, ale teraz, gdy Vanyel ostro¿nie musn¹³ swym zmys³em myœloczucia jeden ze znalezionych pierœcieni, ten w ¿aden sposób nie zareagowa³; nie by³o w nim nic szczególnego.Lecz Vanyel widzia³ przecie¿ pierœcieñ identyczny z tymi tutaj, który dzia³a³ na jego korzyœæ.Wszystkie one mog³y byæ wprawdzie jedynie znakiem rozpoznawczym mieszkañców zamku, ale z jakiego powodu w Highjourne, mieœcie ze zgroz¹ myœl¹cym o magii, cz³onkowie gospodarstwa samego w³adcy mieliby nosiæ przy sobie jakiekolwiek przedmioty dotkniête moc¹ zaklêcia?Vanyel zdumia³ siê.Przecie¿ wszystko na pewno jakoœ siê ze sob¹ wi¹¿e.Musi odnaleŸæ klucz do tej zagadki.Ale z tego, co na razie wiedzia³, nie wy³ania³y siê ¿adne odpowiedzi; jeszcze nie.Przebywaj¹c w podziemiach, straci³ poczucie czasu, a w tego rodzaju okolicznoœciach jego ¿o³¹dek nie by³ raczej sk³onny mu o tym przypomnieæ.Znów poczu³ siê jak na pograniczu: z ka¿dym miêœniem napiêtym do granic mo¿liwoœci czeka³, a¿ lada moment coœ rzuci siê na niego od ty³u.A tutaj nie by³o Yfandes, która pilnowa³aby, co siê dzieje za jego plecami.Nigdy przedtem nie by³ tak bardzo œwiadomy swej samotnoœci.Równie dobrze mog³oby siê okazaæ, ¿e jest jedyn¹ ¿yw¹ istot¹ w ca³ym pa³acu.Na dodatek jego wybuja³a wyobraŸnia z wielk¹ ³atwoœci¹ zape³nia³a cienie przyczajone poza zasiêgiem jego magicznego œwiat³a godnymi po¿a³owania albo ¿¹dnymi zemsty duchami.Gdy zakoñczy³ wreszcie inspekcjê piwnic i ich miejscami doœæ przera¿aj¹cej zawartoœci, z wielk¹ ulg¹ wspi¹³ siê po kuchennych schodach, by stan¹æ, z przymru¿onymi oczami, w cudownie jasnym œwietle.Jasnoœæ ta by³a dla niego pierwsz¹ mi³¹ niespodziank¹, jakiej doœwiadczy³ od d³u¿szego czasu.Ktoœ zada³ sobie trud i pozbiera³ z pod³ogi pêki œwiec, i ten sam ktoœ porozstawia³ œwiece po ca³ej kuchni, a potem wszystkie je zapali³.Œwiat³o przeobrazi³o to pomieszczenie z ponurej jamy w istn¹ wysepkê swojskiego ciep³a, pogodn¹ i radosn¹ nawet oazê normalnoœci.Takie u¿ycie œwiec zas³ugiwa³o z pewnoœci¹ na miano rozrzutnoœci, ale mieli przecie¿ setki œwiec.Vanyel przekroczy³ próg kuchni z uczuciem, jak gdyby wynurza³ siê z przedsionka piek³a.Tashir i Jervis siedzieli przy palenisku, przegl¹daj¹c jakieœ tobo³ki.- Gdzie Savil? - zapyta³ Vanyel.Zmru¿y³ oczy oœlepione jasnoœci¹.- Która to godzina?Tashir podskoczy³ wystraszony, a gdy wbi³ oczy w Vanyela, po jego twarzy przemkn¹³ wyraz paniki, jak gdyby nie od razu go rozpozna³.Tymczasem Jervis nieprzerwanie kontynuowa³ sortowanie.- Próbuje siê rozeznaæ, w którym miejscu zastawiono pu³apkê - odpar³ fechmistrz.- I nadchodzi wieczór.Pomó¿ nam tutaj, dobrze? Wydobyliœmy z szaf i skrzyñ nieco doœæ znoœnych okryæ.Jeœli zrobisz z tym porz¹dek i u³o¿ysz coœ w rodzaju pos³añ, to ja zajmê siê kolacj¹.Jervis dotrzyma³ s³owa.Zanim pojawi³a siê Savil, ci¹gle nieco oszo³omiona, zd¹¿y³ skleciæ zupe³nie przyzwoity posi³ek.Ko³dry, narzuty i przeœcierad³a, z których Tashir i Vanyel u³o¿yli wcale wygodne pos³ania, wydziela³y siln¹ woñ olejku sanda³owego i lawendy, co œwiadczy³o o tym, ¿e nie by³y akurat w bie¿¹cym u¿ytku.S¹dz¹c z milczenia Tashira i jego bladych ust, Vanyel odgad³, ¿e i on, wraz z Jervisem, natrafi³ prawdopodobnie na jakieœ œlady zbrodni, choæ mo¿e niekoniecznie szcz¹tki ludzkie.Ci, którzy przeszukiwali pa³ac, zaopiekowali siê pewnie cia³ami ofiar.I bardzo dobrze.Gdyby Tashir ujrza³ to, z czym zetkn¹³ siê Vanyel w piwnicy, jego nerwy mog³yby tego nie wytrzymaæ.Vanyel by³ pe³en uznania dla wra¿liwoœci Jervisa; w stanie takiego napiêcia jedno zakrwawione przeœcierad³o zapl¹tane w poœciel pos³ania Tashira mog³oby przyprawiæ ch³opca o atak histerii.Dlatego bezpieczniej by³o przeszukaæ bieliŸniarki i zabraæ ze sob¹ poœciel od³o¿on¹ na zimê.Z drugiej strony by³o bardzo prawdopodobne, ¿e uk³ad zniszczeñ z piwnicy powtarza³ siê te¿ na wy¿szych kondygnacjach.W pokojach zamieszkanych w momencie masakry mog³o nie pozostaæ ju¿ nic nadaj¹cego siê do u¿ytku.Savil podesz³a do paleniska i wci¹¿ jakby nieobecna myœlami usiad³a na pos³aniu, przy którym le¿a³a jej torba.- Uda³o siê? - zapyta³ Vanyel.W koñcu Savil otrz¹snê³a siê ze swego tajemniczego stanu i popatrzy³a na niego, a nie przez niego, jak do tej pory.- I tak, i nie.Chyba uda³o mi siê zawêziæ obszar, gdzie znajduje siê gniazdo zaklêcia, do pierwszego piêtra, i chyba ju¿ wiem, jak je tam na³o¿ono.Ktoœ sprowadzi³ tu cz³owieka, który spe³ni³ niejako rolê katalizatora i pomóg³ dope³niæ operacji rozci¹gniêcia dzia³ania zaklêcia na d³ugi czas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]