[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To w³aœnie dlatego czyœci siê klatki, w trosce o zdrowie zwierz¹t, a nie po to, by nie obra¿aæ poczucia estetyki i powonienia zwiedzaj¹cych.W tym jednak wypadku nie chodzi³o mi o podtrzymywanie dobrej reputacji Patelów i wysokich standardów, jakie stosowano w prowadzeniu ogrodu.Po kilku tygodniach Richarda Parkera zaczê³a nêkaæ obstrukcja i jego jelita uaktywnia³y siê nie czêœciej ni¿ raz w miesi¹cu, a zatem z sanitarnego punktu widzenia moje niebezpieczne prace dozorcy nie by³y warte ryzyka.Podejmowa³em je z innego powodu: zauwa¿y³em mianowicie, ¿e kiedy tygrys wypró¿ni³ siê w szalupie po raz pierwszy, próbowa³ ukryæ rezultat, Znaczenie tych starañ nie usz³o mojej uwagi.Ostentacyjne wystawianie na pokaz swoich odchodów i popisywanie siê ich woni¹ by³oby oznak¹ poczucia spo³ecznej dominacji.I odwrotnie, ich ukrywanie, czy choæby próby ich ukrycia by³y manifestacj¹ podleg³oœci - podporz¹dkowania siê mojej osobie.Widzia³em wyraŸnie, ¿e jest zdenerwowany.Czai³ siê, przekrzywia³ ³eb, k³ad³ uszy po sobie, z jego gard³a wydobywa³ siê przeci¹g³y cichy pomruk.Dzia³a³em wyj¹tkowo ostro¿nie i z rozwag¹, nie tylko z obawy o swoje ¿ycie, ale tak¿e dlatego, by daæ mu w³aœciwy sygna³.Polega³o to na tym, ¿e gdy dosiêg³em jego odchodów, turla³em je przez parê sekund, podsun¹³em je sobie pod nos i pow¹cha³em g³oœno, a potem ostentacyjnie popatrzy³em kilka razy groŸnie w jego stronê, wytrzeszczaj¹c oczy (gdyby wiedzia³, ¿e to ze strachu!) i przewiercaj¹c go spojrzeniem tak d³ugo, a¿ siê speszy³, nie na tyle jednak d³ugo, ¿eby go sprowokowaæ.Z ka¿dym moim ³ypniêciem d¹³em w gwizdek, wydobywaj¹c z niego niski, nabrzmia³y groŸb¹ ton.Czyni¹c to, drêcz¹c go wzrokiem (bo oczywiœcie dla wszystkich zwierz¹t, ³¹cznie z nami, ludŸmi, takie uporczywe spojrzenie jest aktem agresji) i nêkaj¹c rozdzieraj¹cym gwizdem, który kojarzy³ mu siê tak fatalnie, da³em Richardowi Parkerowi jasno do zrozumienia, ¿e jest moim prawem, prawem pana i w³adcy, bawiæ siê jego odchodami i obw¹chiwaæ je, jeœli tylko przyjdzie mi na to ochota.A zatem widzicie, ¿e moim zamiarem nie by³o utrzymywanie jego terytorium w czystoœci, lecz psychologiczna prowokacja.I to zadzia³a³o.Richard Parker nigdy nie odwzajemni³ mojego spojrzenia, jego wzrok zawsze zatrzymywa³ siê jak gdyby w dziel¹cej nas przestrzeni, tak ¿e tygrys nie patrzy³ w³aœciwie ani na mnie, ani obok mnie.By³o to coœ, co odczuwa³em niemal tak samo namacalnie, jak kulki jego ekskrementów w d³oni: praktyczne demonstrowanie dominacji.Po takich pe³nych napiêcia æwiczeniach by³em krañcowo wyczerpany, ale i rozbawiony.A skoro ju¿ mowa o wypró¿nianiu: mia³em zaparcie podobnie jak Richard Parker.By³ to rezultat naszej diety, niedostatku wody i nadmiaru bia³ka.To, co nazywamy ul¿eniem sobie, a co i u mnie nastêpowa³o raz w miesi¹cu, bynajmniej nie kojarzy³o siê z ulg¹.By³ to ci¹gn¹cy siê w nieskoñczonoœæ, ¿mudny i bolesny akt, podczas którego bi³y na mnie siódme poty i który obezw³adnia³ mnie bardziej ni¿ atak malarii.ROZDZIA£ 77W miarê jak ubywa³o kartonów z ¿elaznymi racjami, zacz¹³em redukowaæ iloœæ po¿ywienia, a¿ dostosowa³em siê œciœle do wskazówek podrêcznika, zalecaj¹cego spo¿ywanie dwóch sucharów co osiem godzin.By³em wci¹¿ g³odny.Obsesyjnie myœla³em o jedzeniu.Im mniej go mia³em, tym wiêksze by³y porcje w moich marzeniach.Potrawy z tych rojeñ przybiera³y rozmiary Indii.Widzia³em Ganges zupy z soczewicy.Gor¹ce czappati wielkie jak Rad¿asthan.Miseczki ry¿u rozmiarów prowincji Uttar Pradeœ.Sambary, które mog³yby zalaæ ca³e Tamilnadu.Góry lodów wysokie jak Himalaje.W swoich marzeniach sta³em siê prawdziwym kulinarnym ekspertem: wszystkie sk³adniki moich potraw by³y zawsze œwie¿e i w wielkiej obfitoœci, piec i patelnia zawsze rozgrzane do w³aœciwej temperatury, proporcje sk³adników idealne, nic siê nigdy nie przypala³o, nic nie by³o niedogotowane, zbyt gor¹ce czy zbyt zimne.Ka¿da potrawa by³a po prostu doskona³a - tyle ¿e pozostawa³a poza moim zasiêgiem.Stopniowo mój apetyt rós³.O ile wczeœniej patroszy³em ryby i odziera³em je starannie ze skóry, po pewnym czasie zacz¹³em siê ograniczaæ do pobie¿nego sp³ukania œluzu i natychmiast zatapia³em w nich zêby, rozkoszuj¹c siê tak wybornym k¹skiem.Zapamiêta³em, ¿e ryby lataj¹ce by³y bardzo smaczne, mia³y delikatne, ró¿owawe miêso.Koryfeny, nieco twardsze, mia³y ostrzejszy smak.Zacz¹³em ogryzaæ rybie ³by, zamiast rzucaæ je Richardowi Parkerowi czy u¿ywaæ ich jako przynêty.Moim wielkim odkryciem by³o to, ¿e orzeŸwiaj¹ce soki mo¿na wysysaæ nie tylko z oczu wiêkszych ryb, ale tak¿e z ich krêgos³upa.Moj¹ ulubion¹ potraw¹ sta³y siê z czasem ¿Ã³³wie, które wczeœniej, po brutalnym otwarciu no¿em, rzuca³em niczym michê z ciep³¹ zup¹ tygrysowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]