[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzuci³ siê naprzód i chwyci³ psa pod ³opatki.Ciê¿kioddech zel¿a³, ogon poruszy³ siê lekko na ziemi.Coœ odbi³osiê od chodnika, Kincaid zobaczy³ tocz¹c¹ siê kulêrewolwerow¹.Pies wsta³, zaskomla³, poliza³ jego d³oñ, apotem odbieg³, by nape³niæ czymœ pusty ¿o³¹dek.Kincaid siedzia³ wœród szk³a i ¿wiru, patrz¹c na swojepoplamione krwi¹ d³onie.Phoenix.Feniks.Mityczne stworzenie, które odradza³o siê ze swychpopio³Ã³w, by ¿yæ na nowo.By³ takim g³upcem.Przez te wszystkie lata.Wszystkie te ¿ycia.Takim g³upcem.Spojrza³ na pe³ne gwiazd niebo.Anio³, który go tuprzyniós³, sta³ nad nim jak nauczyciel pragn¹cy siê upewniæ,¿e uczeñ zrozumia³ lekcjê.Nie móg³ prze¿yæ swojego ¿ycia nanowo, ale mo¿e, mo¿e uda mu siê spe³niæ proœbê pewnej ma³ejdziewczynki, która przemówi³a g³osem anio³Ã³w.Pomó¿ mu.- Zabierz mnie z powrotem do Los Angeles - zwróci³ siêdo anio³a.- Do tych, co zginêli wczoraj.W mgnieniu oka znalaz³ siê z powrotem w Burger Joint.Zabójca, oty³y mê¿czyzna z twarz¹ poznaczon¹ bliznami potr¹dziku i pustym wzrokiem, przywi¹zany by³ do krzes³a przyoknie, nad nim sta³a grupka niespokojnych mê¿czyzn, zaœkarabin opiera³ siê o œcianê za nimi.Wszystkie dziecip³aka³y, rodzice przyciskali ich drobne twarzyczki do swoichramion, usi³uj¹c nie dopuœciæ, by zobaczy³y ten koszmarnywidok.W powietrzu wisia³ zapach hamburgerów i œwie¿ej krwi.Ma³a, nie maj¹ca wiêcej ni¿ trzy lata dziewczynkaz³apa³a Kincaida za rêkaw i wskaza³a na jedno z cia³,m³odego, smuk³ego mê¿czyznê w podkoszulce, podartychd¿insach i adidasach, którego twarz by³a ju¿ tylko krwaw¹miazg¹.- Pomó¿ mu - wyszepta³a g³osem, który z³ama³ Kincaidowiserce.Pochyli³ siê, rêce mu dr¿a³y, rozpaczliwie marzy³ opapierosie.Chwyci³ zw³oki za ramiê.Powietrze ze œwistemwdar³o siê do p³uc, krew zagotowa³a siê na resztkach twarzy.Na oczach Kincaida twarz pojawi³a siê na swoim miejscu, krewzniknê³a.M³ody cz³owiek wpatrywa³ siê w niego wzrokiempe³nym przera¿enia.- Wszystko w porz¹dku, przyjacielu? - zapyta³ Kincaid.Mê¿czyzna skin¹³ g³ow¹, a ma³a dziewczynka rzuci³a musiê w ramiona.- Jezu - powiedzia³ ktoœ z ty³u.Kincaid potrz¹sn¹³ g³ow¹.- To zadziwiaj¹ce, jak powa¿ne mog¹ siê wydawaæ rany,kiedy ktoœ jest zalany krwi¹.Nie czeka³ na odpowiedŸ, przeszed³ do nastêpnego cia³ai jeszcze nastêpnego.¯¹dza papierosa zmniejsza³a siê zka¿dym dotkniêciem, krew znika³a bez œladu, jakby nigdy jejtu nie by³o.Kiedy dotar³ za ladê, delikatnie odsun¹³pryszczatego ch³opaka, ³kaj¹cego nad cia³em martwegowspó³pracownika i zawaha³ siê.Je¿eli tego te¿ przywróci do ¿ycia, nie bêd¹ mieli zaco zamkn¹æ zabójcy.Ch³opak wstrzyma³ oddech, wpatruj¹c siê w Kincaida.Tenodwróci³ g³owê i spojrza³ przez ramiê na zabójcê,przywi¹zanego do krzes³a przy wejœciu.W œcianie by³y dziurywielkoœci piêœci, jedna wybi³a idealnie okr¹g³y otwór wsamym œrodku tekturowego modelu cheeseburgera z podwójnymbekonem.To wystarczy.Chwyci³ ch³opaka za ramiona, czuj¹c pod palcamizat³uszczony firmowy ubiór.Duch wœlizgn¹³ siê z powrotem wcia³o, jakby nigdy go nie opuszcza³, rany zabliŸni³y siê jakna filmie ogl¹danym od koñca.Wszystkie te lata.Wszystkie te zmarnowane ¿ycia.- Jak pan to zrobi³? - dopytywa³ siê pryszczatych³opak.Jego twarz lœni³a od ³ez.- Straci³ tylko przytomnoœæ - odpar³ Kincaid.Kiedy skoñczy³, wyszed³ na zewn¹trz i spotka³ tampolicjê zbieraj¹c¹ zeznania od œwiadków oraz nadje¿d¿aj¹ce opiêæ minut za póŸno karetki.- Teren jest wasz - oznajmi³ i ruszy³ na zalane s³oñcemi zat³oczone ulice.Teraz bêdzie musia³ wci¹¿ pozostawaæ w ruchu.Koniec zrobot¹ w policji, z wygodnymi apartamentami.Musizawsze pozostawaæ o jeden krok przed szokiem ofiary, jedenkrok przed pras¹, która kiedyœ przecie¿ wpadnie na œlad jegozdolnoœci.Nie mo¿e pozwoliæ, by przyparli go do muru, bo tamoc nie podlega³a jego woli.Nadal znajdowa³ siê w pu³apce.Zatrzyma³ siê przed hotelem Roosevelt, zapali³papierosa i zerkn¹³ w szybê.Jego tenisówki by³y poplamionena czerwono, d³uga, br¹zowa smuga zasychaj¹cej krwi znaczy³ad¿insy.Papieros wypali³ siê do koñca miêdzy jegopoplamionymi nikotyn¹ palcami, zanim zd¹¿y³ siê choæ razzaci¹gn¹æ.Wyrzuci³ go, przydeptuj¹c na gwieŸdzieupamiêtniaj¹cej jak¹œ filmow¹ s³awê, której nazwisko nic munie mówi³o.Przez te wszystkie lata nigdy nie przysz³o mu to dog³owy.Poca³unek mia³ jakiœ kosmiczny sens.Nawet Szatan,przywódca upad³ych anio³Ã³w, by³ kiedyœ ukochany przez Boga.Nawet Szatan musi ¿a³owaæ ca³ego tego bólu, którego jestpowodem.On sam nigdy nie zostanie przyjêty z powrotem donieba, ale mo¿e wykorzystaæ sw¹ moc do naprawienia choæbyczêœci krzywd.Ale nie móg³ zrobiæ tego osobiœcie, gdy¿ zaka¿dym razem, gdy dotyka³ ziemi, powodowa³ kolejn¹ œmieræ.Ale móg³ daæ moc uzdrawiania dziecku, które nauczy siê izdo³a przygotowaæ do swej roli.D³onie Kincaida wci¹¿ dr¿a³y.Krew zastyg³a zapaznokciami.- Nigdy o to nie prosi³em! - wykrzykn¹³, ale ludziemijaj¹cy go ulic¹ nawet nie odwrócili g³Ã³w.Krzycz¹cywariaci byli w Hollywood czêstym zjawiskiem.- Nigdy o tonie prosi³em!Anio³y lata³y nad nim niczym or³y, unosz¹c siê,opuszczaj¹c, nurkuj¹c, ani razu nie zni¿aj¹c siê tak, byzaszkodziæ Ziemi.Z ich pozbawionych rysów twarzypromieniowa³a jakaœ radoœæ.I chocia¿ nie chcia³ siê dotego przyznaæ, on tak¿e odczuwa³ tê radoœæ.Chocia¿ nie zabije smoka, nie musi ¿yæ wœród jegoofiar.Nareszcie bêdzie móg³ coœ zmieniæ.Pozwoli³, by rêceopad³y mu wzd³u¿ cia³a i zastanawia³ siê, czy w hoteluzaprotestowaliby, gdyby spyta³, czy mo¿e obmyæ siê tam zkrwi.W³aœnie mia³ o to poprosiæ, gdy bezpañski pies otar³siê pyskiem o jego udo.- A niech to - powiedzia³, spogl¹daj¹c w dó³ irozpoznaj¹c cêtkowan¹ sierœæ i ostro¿ne, lecz ufnespojrzenie.Spojrza³ w górê i zobaczy³ nad sob¹ anio³a.Azatem prezent za to, ¿e w koñcu zrozumia³.Po³o¿y³ d³oñ nakarku psa i zaprowadzi³ go do Oldsa.Pies od razu wskoczy³do œrodka, jakby doskonale zna³ ten samochód.Kincaidsiedzia³ przez chwilê bez ruchu, trzymaj¹c dr¿¹ce d³onie nakierownicy.Prostytutka zapuka³a w okno.Wydawa³o mu siê, ¿e przezzamkniête okno czuje zapach potu i tanich perfum.Jej dekoltby³ obsypany piegami, tani elastyczny gorset zjecha³ w dó³,ods³aniaj¹c brzeg br¹zowego sutka.Potrz¹sn¹³ przecz¹co g³ow¹, przekrêci³ kluczyk wstacyjce i chwyci³ za dŸwigniê skrzyni biegów, by wyjechaæ zparkingu.Pies szczekn¹³ raz, a on uœmiechn¹³ siê do niego,zanim wyruszy³ do domu po swoje rzeczy.Tym razem nie bêdziepróbowa³ pojechaæ w góry.Tym razem pojedzie, gdziekolwiekzaprowadz¹ go duchy.Prze³o¿y³a Anna Dorota KamiñskaKRISTINE KATHRYN RUSCHRocznik 1960.Amerykañska pisarka, a zarazem redaktornaczelna (od 1991 r.) jednego z najpopularniejszychamerykañskich magazynów poœwiêconych fantastyce - "TheMagazine of Fantasy & Science Fiction".Pierwsze opowiadanie("Sing") opublikowa³a w 1984 r.Trzy lata póŸniej K.K.R.zdoby³a nagrodê Johna W.Campella w kategorii najlepszym³ody pisarz.Razem z Deanem Wesleym Smithem stworzy³a w1987 r.Pulphouse Publishing, wydaj¹c coœ pomiêdzy pismem aantologi¹ "Pulphouse: The Hordback Magazine".Na naszych ³amach drukowaliœmy jej trzy opowiadania:"Poci¹gi" (9/92), "Tancerze jak dzieci" (11/92) oraz "Obcewp³ywy" (6/93).D.M
[ Pobierz całość w formacie PDF ]