[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy¿bym mia³ tyle szczêœcia,¿e zasta³em szefa przy pracy, w nocy, wewn¹trz prawiepustego budynku? Wydawa³o siê to niewiarygodne, ale pochwili namys³u doszed³em do wniosku, ¿e jest to mo¿liwe.Ostatecznie Cox zosta³ prezesem zaledwie przed kilkomadniami i musia³ siê szybko zorientowaæ w mnóstwie sprawdotycz¹cych bezpoœrednio nowej funkcji.Wyj¹³em ukryty nó¿ idelikatnie nacisn¹³em klamkê.Wiedzia³em, ¿e biurko, przyktórym zapewne siedzia³ cz³owiek, by³o oko³o dwóch metrów odœciany, lekko z lewej strony.Gwa³townie otworzy³em drzwi iskoczy³em do przodu.Nie mia³ czasu krzykn¹æ.Przystawi³emmu ostrze do szyi.- Tylko piœnij, a poder¿nê ci gard³o.- Nie pisn¹³.Podnios³em go z fotela i podprowadzi³em do drzwi.Zamkn¹³emje i przekrêci³em tkwi¹cy w zamku klucz.Kaza³em mu siêpo³o¿yæ na dywanie.Ca³y czas zachowywa³ siê spokojnie,chocia¿ po jego minie widaæ by³o, ¿e nieŸle siê wystraszy³.- Wiesz, kim jestem? - zapyta³em, patrz¹c mu w oczy.Przecz¹co potrz¹sn¹³ g³ow¹.Jednym ruchem zdar³emsztuczn¹ brodê.Okulary zdj¹³em ju¿ wczeœniej.Wyraz twarzyCoxa zmieni³ siê w maskê przera¿enia.Usta otworzy³y siê, zk¹cików pociek³a œlina.- Android-morderca - wyszepta³ bezwiednie.Skin¹³em g³ow¹.- Tak, morderca, ale ty powiesz mi, dlaczego nim zosta³em.- Potrz¹sn¹³em nim jak szmacian¹ lalk¹.- Nie wiem, jak Boga kocham, nie wiem.Wiem tylko, copisali w gazetach.Zabi³eœ Moora, potem dwóch policjantów.Uciek³eœ, szukaj¹ ciê, wszêdzie s¹ twoje portrety, nie maszszans, poddaj siê - wyrzuci³ z siebie jednym tchem,szczêkaj¹c zêbami ze strachu.- Nie pieprz - krzykn¹³em.- Gadaj, dlaczego kaza³eœ mizabiæ Moora, draniu.- Przystawi³em mu nó¿ do szyi, niecozbyt mocno.Spod ostrza wys¹czy³a siê kropla krwi.- To nie ja, Moor i tak by³ skoñczony.Po co mia³bym gozabijaæ, za kilka dni mia³a byæ kontrola finansów.Poszed³bydo wiêzienia za malwersacjê, krad³ miliony dolarów, bezopamiêtania.Ja teraz muszê ratowaæ firmê, po co mia³bym gozabijaæ.- Trz¹s³ siê ca³y i dygota³.Na spodniach wkroku pojawi³a mu siê ciemna, szybko rozszerzaj¹ca siê plama.Nie wiem, czemu zachowywa³em siê tak agresywnie.Podœwiadomie czu³em, ¿e zadajê gwa³t swojej prawdziwejnaturze.Zdj¹³em ostrze no¿a z szyi Coxa.Grdyka porusza³amu siê jak trzepocz¹cy w siatce drozd.Puœci³em ramiênieszczêœnika, mówi³ prawdê.To nie on uknu³ tê intrygê, niewiedzia³em kto, ale nie on.By³ tylko urzêdnikiem,tchórzliwym i zapracowanym.Zapewne te¿ uczciwym na miarêswoich mo¿liwoœci.Skierowa³em siê do wyjœcia.Paroksyzm bólu by³ straszliwy.A¿ skrêci³o mnie wmiejscu.Nieprzytomny upad³em na pod³ogê.Dopiero po kilkusekundach mog³em rozewrzeæ powieki.Spróbowa³em siê ruszyæ,ale miêœnie mia³em jak spiête stalowymi klamrami.Pokonuj¹cból oczu i szyi rozejrza³em siê po pokoju.Cox le¿a³ napod³odze, chyba tak samo sztywny jak ja.Natomiast wdrzwiach sekretariatu stali Jonatann Moor i porucznikPingrave.Ten ostatni trzyma³ w rêkach elektrycznyparalizator.- Czeœæ, Kowalski - zwróci³ siê Moor do mnie.- Poznajeszmnie, co? - Zaœmia³ siê cicho.Nawet nie próbowa³em mu odpowiadaæ.- Myœla³eœ, ¿e jestem trupem, co? Wszyscy tak myœl¹ ibardzo dobrze.Za chwilê trupem bêdziesz ty.Zaprogramowaliœmy ciê od samego pocz¹tku i uda³o siê.A¿ samsiê dziwiê, ¿e tak g³adko to posz³o.Szed³eœ jak prowadzonykrok po kroku œlepiec.Najpierw aresztowanie, potemucieczka, gazeta, któr¹ przyniós³ ci twój kolega android,wspania³a wspinaczka po kablu energetycznym i wreszciefina³, tu i teraz.Swoj¹ drog¹, niewiele brakowa³o, by cisiê nie powiod³o.Raz Pingrave musia³ ci pomóc, bo policjantw karetce wiêziennej za³atwi³by ciê na cacy, potem o ma³o conie zat³ukli ciê ¿ebracy.W przepaœæ te¿ prawie zlecia³eœ.No, ale w koñcu uda³o siê.Swoj¹ drog¹, nie mogê nadziwiæsiê, jak da³eœ siê oszukaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]