[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślcie sami, facet nagle zalewa się krwią, to budzi grozę.Jeszczechwila i kopnie w kalendarz.Porywacze, bandyci, prezenterzy telewizyjni,wszyscy oni mogą nagwizdać gościowi, który właśnie wyciąga kopyta.Szybciutko się wycofują.Zostawiają go w spokoju.A mnie przecież tylko o to chodzi.See you in London or Jerusalem!Państwo Bernstein żegnali się ze wszystkimi, przechodząc od stolika dostolika.Wszędzie klepano ich po plecach.Ludzi w tym wieku lepiej tak nietłuc, bo jeszcze zakończą podróż przed wyjazdem.- Urocza para - stwierdziła Hermelina, kiedy wyszli.- Poznałam ichw Saint-Paul-de-Yence w 1956.On był znanym chirurgiem, a ona byłąmodelką firmy Chanel.Jak oni się kochają.Uśmiechnąłem się uprzejmie.Od tygodnia wpadamy z Hermeliną do weneckiego Harris Bar i zacząłemjuż rozpoznawać to towarzystwo.Przyjeżdżają z Monte Carlo alboz Balearów i udają się do Vevey lub na greckie wyspy.Ptaszki podróżniczki.Jest ich około dwadzieściorga.Pary zdarzają się rzadko.Większość z nich straciła już współmałżonkai podróżuje samotnie.Przeważają mężczyźni, to zaskakujące, bo przecieżpanuje powszechne przekonanie, że kobiety żyją dłużej.I pewnie tak jest,tylko panie siedzą sobie w domu albo zajmują się wychowywaniem pociechswoich dzieci.Hermelina zapłaciła rachunek i zaproponowała, żeby przed wypiciemzwyczajowej filiżanki czekolady w Cafe Florian przejechać się do Akademii.Pomysł, naturalnie, mnie zachwycił.Dzisiejszy dzień dłużył się w nieskończoność.Wieczorem, jakże byinaczej, jedliśmy kolację na pierwszym piętrze Harris Bar.To samo menu, tesame - znaczy wyborne - wina, starzy bywalcy.- Pani Hermelino, proszę mi powiedzieć, to prawda, że znała paniStrawińskiego?- Jak to, nie opowiadałam panu o tym? To Cocteau mi go przedstawił w Closerie.Dobra.Złapała się.Mogę sobie spokojnie poobserwować innych.To dziwne, jak u staruszków wzmagają się namiętności, szczególnie u takich z forsą!Na przykład Harry, ten gruby, łysy Anglik przy stoliku w głębi sali niemoże scierpieć faceta, do którego wszyscy zwracają się Francois-Marie-Paul,ubranego jak niegdysiejszy francuski ziemianin.Powód? Historia miłosna czyłóżkowa sprzed trzydziestu lat.Poszło o Peggy, tę, która w tej chwili siedzido mnie plecami i która z upodobaniem prezentuje przepastne dekolty.Wysilasię jak może, żeby wzbudzić zainteresowanie.Mizdrzy się, głośno się śmiejei pije za dwóch.Są jeszcze inni.Starszy pan, który opowiada o ślubie syna w Jersey, utrzymując, żewłaśnie stamtąd wraca, choć wszyscy wiedzą, że był w szpitalu na operacji.Pani, która uparła się, żeby nie nosić okularów, w związku z czym tłucze sięjak ćma i wpada, na co tylko się da.Pan pogrążony w lekturze "FinancialTimes", były żeglarz objaśniający jedyny rozsądny sposób opłynięcia przylądkuHorn, strzaskany na mahoń playboy, któremu obluzowuje się sztucznaszczęka, gdy tylko próbuje się odezwać.Zjawił się ktoś nowy.Mówią do niego "Panie baronie".Pocałowałw rękę Peggy i Hermelinę, która mnie przedstawiła.- Właśnie opowiadałam Rolandowi, jak Bakst przygadał Cocteau.Baron zarechotał.- Cocteau sam się o to prosił! Hermelino, wygląda pani czarująco.Tosuknia od Patou, nie mylę się?- Tak.Przypomina mi najcudowniejsze chwile.Wróciliśmy razem do hotelu.- Bez pana czułabym się taka samotna! Jest pan moim jedynymprzyjacielem.I to tak młodym.- Ależ Hermelino, przecież ma pani mnóstwo przyjaciół.Wszyscypanią kochają.Pokręciła głową ze smutkiem.- Nieprawda, wiem, co mówię.Mam znajomych, owszem, ale nieprzyjaciół.Moi wszyscy przyjaciele poumierali.Ucałowaliśmy się przed udaniem się na spoczynek do osobnych pokoi.Raz czy dwa razy robiła mi propozycje, ale je odrzuciłem.Musiałem byćbardzo delikatny i przebiegły, gdyż urazić ją było niezwykle łatwo.Nieznajdowałem w sobie dość odwagi ani determinacji, żeby posunąć się dalej.Doprawdy, czasami brzydziłem się samym sobą.Nazajutrz przy śniadaniu pojawiła się nowa, nieznana para.On w wiekuHermeliny, ona młodsza ode mnie.- Gaston! - wykrzyknęła rozradowana Hermelina - Sądziłam, że jestpan we Florencji!- Byłem tam jeszcze dziś rano, ale kiedy usłyszałem, że jest paniw Wenecji, zapragnąłem przyjechać i uściskać panią.A poza tym moja małatak bardzo chciała panią poznać! Pani pozwoli sobie przedstawić SusanPadgett, świetny muzykolog z Cambridge.Przywitali się i zaczęli szczebiotać.Ja milczałem.Czułem się fatalnie.Muzykolog? Akurat.Z Cambridge? A to nowość.Od razu ją rozpoznałem.Nazywa się Ivane Borsky.Jest światowej sławyantykwariuszem.To konkurencja.Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, zrozumiałem, że zjawiła sięz tego samego powodu co ja.Z powodu lampki Lipszyca.Tej, którą Hermelina tak ceni, że nigdy jej nie sprzeda, ale którą - jakutrzymuje dzienikarz z "Vogue Decoration" - zamierza podarować przedśmiercią temu, kogo uzna za swojego najlepszego przyjaciela.Nie mam nic przeciwko ostatnim słowom.Tak jak każdy chciałbym miećpiękne zejście, paradne, pełne humoru i odwagi.Podziwiam zarówno "Dobranoc panienkom!" Offenbacha, jak i "Cóżza formalności bez końca!" Malraux, które uważam za jego największe dzieło.W każdej wolnej chwili myślę sobie o swoim ostatnim słowie.Cyzelujęje, sprawdzam w słowniku wyrazów kłopotliwych, czy nie strzeliłem jakiegośniewybaczalnego byka, przez którego mogłaby ucierpieć moja pośmiertnareputacja.Muszę jednak przyznać, że pełne premedytacji przygotowywaniesię do ostatniego słowa wcale mu nie służy.Trudne jest to odejście!W końcu zdecydowałem, że w ostatniej minucie zdam się na szczęśliwytraf.Tak będzie bardziej elegancko.Za to odkryłem nowy rodzaj wypowiedzi, w której spóźniony zapłonwydaje mi się w pełni usprawiedliwiony: pierwsze słowo.Co powiedziałbym, gdybym umiał mówić, przychodząc na świat? Copowiedzieliby ci sławni, genialni, te gwiazdy w chwili opuszczania matkii pojawienia się w nowym świecie?Oto przedmiot rozważań, który mnie interesuje i z którego każdywyciągnie pouczające wnioski.Wyobraźcie sobie taką scenkę: wasza matka z rozłożonymi nogami,w pocie i krwi właśnie wydaje was na świat.Lekarz położnik, akuszerkai różni sanitariusze oczekują was z niecierpliwością.Jakie są wasze pierwsze słowa?- Oczywiście, nie ma taksówki!- Widzę światełko w tunelu.- Dzień dobry panom komornikom!- Tam do czarta, ale uda!- Ja tu wrócę.- No future.- Gdy rozstajesz się z tą kobietą, masz wrażenie, że świat się przed tobą otwiera.- Dziecko maltretowane, czy to się opłaca?- Nie zapomnę tej wstrętnej dziury!- Czerwone, nieparzyste.- Uszczypnijcie mnie, ja chyba śnię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]