[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przetrzymywanaw Dam Rowan dziewczyna nie jest nosicielką żadnegoekstraordynaryjnego genu.Jest zwykła do pospolitości.Ponad wszelką wątpliwość nie jest to Ciri z Cintry.Niejest to dziewczyna, której cesarz poszukiwał.A poszukiwałtej, która nosiła gen.Dysponował nawet jej włosami.Włosy te zbadałam i znalazłam coś, czego nie rozumiałam.Ale teraz już rozumiem. - Ciri nie ma więc w Nilfgaardzie - powiedziała cichoYennefer.- Nie ma jej tam. - Nie ma jej tam - potwierdziła poważnie FilippaElihart.- Emhyra oszukano, podsunięto mu sobowtóra samawiem o tym od wczoraj.Cieszy mnie jednak swymwyznanie pani Assire.Potwierdza ono, że nasza loża jużfunkcjonuje.***** Yennefer miała wielkie trudności z opanowaniem drzenia rąki warg.Tylko spokojnie, powtarzała sobie, tylkospokojnie, nie demaskować się, czekać na sposobność.I słuchać,słuchać, zbierać informacje.Sfinks.Być sfinksem. - A zatem to Vilgefortz - Sabrina wyrżnęła pięściąw stół.- Nie Emhyr, ale Vilgefortz, ten czaruś, ten przystojny łajdak! Wykiwał i Emhyra, i nas! Yennefer uspokajała się głębokimi wdechami.Assirvar Anahid, w sposób oczywisty nieswojo czująca się w obcisłejsukni czarodziejka z Nilfgaardu opowiadała o jakmśmłodym niligaardzkim szlachcicu.Yennefer wiedziała, o kogochodzi i bezwiednie zaciskała pięści.Czarny rycerz zeskrzydłami na hełmie, koszmar z majaczeń Ciri.Czułana sobie wzrok Franceski i Filippy.Triss, której spojrzenie starała się natomiast przyciągnąć, unikała jej oczu. Cholera, myślała Yennefer, z trudem przywołując natwarz obojętny wyraz, ale się wrobiłam.W jakąż cholernąmatnię wplątałam tę dziewczynę.Cholera, jak ja spojrzęwiedźminowi w oczy. - Będzie zatem świetna okazja - zawołała podnieconymgłosem Keira Metz - by odzyskać Ciri i zarazem dobraćsię do skóry Vilgefortzowi.Zapalmy łobuzowi gruntpod dupą! - Zapalanie gruntu musi poprzedzić odnalezieniekryjówki Vilgefortza - zadrwiła Sheala de Tancarville, czarodziejka zKoviru, której Yennefer nigdy nie darzyła specjalnąsympatią.- A dotychczas nikomu się to nie udało.Nawet niektórym siedzącym za tym stołem paniom, którewszakże nie skąpiły na poszukiwania ani czasu, aniswych nieprzeciętnych talentów. - Odnaleziono już dwie z licznych kryjówek Vilgefortza- odrzekła chłodno Filippa Eilhart.- Dijkstra intensywnieszuka pozostałych, a nie lekceważyłabym go.Niekiedytam, gdzie zawodzi magia, sprawdzają się szpiedzyi konfidenci.***** Jeden z towarzyszących Dijkstrze agentów zajrzał dolochu, cofnął się gwałtownie, oparł o mur i zbladł jakpłótno, wyglądał, jakby za moment miał zemdleć.Dijkstrazanotował w pamięci, by przenieść delikacika do pracypapierkowej.Ale gdy sam zajrzał do celi, natychmiastzmienił zdanie.Żołądek podjechał mu do gardła.Niemógł jednak skompromitować się przed podwładnymi.Nie spiesząc się wyjął z kieszeni perfumowaną chustkę,przyłożywszy ją do nosa i ust, pochylił się nad nagimizwłokami leżącymi na kamiennej posadzce. - Brzuch i macica rozcięte - zdiagnozował, siląc się naspokój i zimny ton.- Bardzo wprawnie, ręką chirurga.Z dziewczynki wyjęto płód.Gdy to robiono, żyła.Ale nierobiono tego tutaj.Wszystkie są w takim stanie? Lennep,mówię do ciebie. - Nie.- agent drgnął, oderwał wzrok od trupa.-Innym połamano karki zakręcaną garotą.Nie były ciężarne.Ale zrobimy sekcję. - Łącznie ile znaleziono? - Oprócz tej tutaj, cztery.Żadnej nie udało sięzidentyfikować. - Nieprawda - zaprzeczył zza chustki Dijkstra.- Jajuż zdążyłem zidentyfikować tę tutaj.To Jolie, najmłodszacórka grafa Laniera.Ta, która rok temu przepadłabez wieści.Rzucę okiem na pozostałe. - Niektóre ogień nadtrawił - powiedział Lennep.Ciężko będzie poznać.Ale, panie, prócz tego.Znaleźliśmy. - Gadaj, przestań się jąkać. - W tamtej studni - agent wskazał ziejącą w podłodzedziurę - są kości.Dużo kości.Nie zdążyliśmy wydobyći zbadać, ale głowę stawię, że wszystko to będą kości młodychdziewek.Gdyby tak poprosić magików, może dałobysię rozpoznać.I powiadomić tych rodziców, którzy wciążposzukują zaginionych córek. - Pod żadnym pozorem - Dijkstra odwrócił sięgwałtownie.- Ani słowa o tym, co tu znaleziono.Nikomu.A zwłaszcza magikom.Po tym, co tu widziałem, tracę donich zaufanie.Lennep, czy górne poziomy zostały dokładnie zbadane?Nie odnaleziono niczego, co mogłobypomóc w poszukiwaniach? - Niczego, panie - Lennep opuścił głowę.- Gdy tylkodotarło do nas doniesienie, pędziliśmy do zamku co końwyskoczy.Ale przybyliśmy za późno.Wszystko spłonęło.Ogień o straszliwej mocy.Magiczny, ani chybi.Jeno tutajw lochach, czar nie ze wszystkim podziałał.Nie wiemdlaczego. - A ja wiem.Zapłonu nie odpalał Vilgefortz,lecz Rience albo inny totumfacki czarownika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]