[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Random, Deirdre i Fiona, konno, w towarzystwie oÅ›miu jeźdźców, przebili siÄ™ przez linie przeciwnika.Za nimi pÄ™dziÅ‚o kilku żoÅ‚nierzy, nie wiem: przyjaciół czy wrogów.Może jednych i drugich.Rycerz w zielnym stroju byÅ‚ chyba najszybszy; doganiaÅ‚ ich.Wciąż nie mogÅ‚em go rozpoznać.albo jej, co byÅ‚o caÅ‚kiem możliwe.Nie miaÅ‚em jednak wÄ…tpliwoÅ›ci co do celu pierwszej grupy.ByÅ‚a tam Fiona; musiaÅ‚a wykryć obecność Branda i teraz prowadziÅ‚a do niego pozostaÅ‚ych.      W serce kapnęło mi kilka kropel nadziei.Może Fiona potrafi przynajmniej częściowo zneutralizować moc Branda.PochyliÅ‚em siÄ™ w siodle i popÄ™dziÅ‚em konia.Nadal skrÄ™caÅ‚em Å‚ukiem w lewo.Niebo obracaÅ‚o siÄ™, wiatr Å›wiszczaÅ‚ mi w uszach.Przeraźliwie zahuczaÅ‚ grom.      Nie oglÄ…daÅ‚em siÄ™.      ÅšcigaÅ‚em ich.Nie chciaÅ‚em, by dotarli na miejsce przede mnÄ…, ale obawiaÅ‚em siÄ™, że nie zdążę.ByÅ‚em za daleko.      Gdyby tylko spojrzeli za siebie, gdyby zobaczyli, że nadjeżdżam.Na pewno by zaczekali.Å»aÅ‚owaÅ‚em, że nie ma sposobu, by wczeÅ›niej zasygnalizować im swojÄ… obecność.PrzeklinaÅ‚em bezużyteczność Atutów.      ZaczÄ…Å‚em krzyczeć.WrzeszczaÅ‚em co siÅ‚ w pÅ‚ucach, ale wiatr porywaÅ‚ moje sÅ‚owa i przetaczaÅ‚ siÄ™ po nich grzmot.      - Zaczekajcie! Do diabÅ‚a! To ja, Corwin!      Nawet jednego spojrzenia.      MinÄ…Å‚em najbliższych walczÄ…cych i ruszyÅ‚em wzdÅ‚uż nieprzyjacielskiej flanki, poza zasiÄ™giem pocisków i strzaÅ‚.Cofali siÄ™ teraz szybciej, a nasi żoÅ‚nierze zajmowali coraz wiÄ™cej terenu.Brand musi siÄ™ już szykować do uderzenia.Część obrotowego nieba zniknęła pod ciemnÄ… chmurÄ…, której nie byÅ‚o tu jeszcze kilka minut temu.      SkrÄ™ciÅ‚em w prawo, za cofajÄ…ce siÄ™ szeregi, i pognaÅ‚em ku wzgórzom, na które tamci już siÄ™ wspinali.Mrok zakrywaÅ‚ niebo, gdy dotarÅ‚em do stóp wzniesienia.BaÅ‚em siÄ™ o swoje rodzeÅ„stwo.Byli za blisko.Brand bÄ™dzie musiaÅ‚ coÅ› zrobić.Chyba że Fiona ma dość siÅ‚, by go powstrzymać.      Przede mnÄ… coÅ› bÅ‚ysnęło oÅ›lepiajÄ…co.KoÅ„ stanÄ…Å‚ dÄ™ba, a ja wyleciaÅ‚em z siodÅ‚a.Nim spadÅ‚em na ziemiÄ™, huknÄ…Å‚ grom.      OszoÅ‚omiony, leżaÅ‚em przez chwilÄ™ nieruchomo.KoÅ„ odbiegÅ‚ na jakieÅ› pięćdziesiÄ…t metrów, zanim siÄ™ zatrzymaÅ‚ i teraz spacerowaÅ‚ niepewnie dookoÅ‚a.PrzetoczyÅ‚em siÄ™ na brzuch i spojrzaÅ‚em na zbocze.Tamci jeźdźcy także byli na ziemi.To chyba w nich trafiÅ‚ piorun.Kilku siÄ™ ruszaÅ‚o, ale wiÄ™ksza część nie.Nikt jeszcze siÄ™ nie podniósÅ‚.Powyżej dostrzegÅ‚em pod przewieszkÄ… czerwony blask Klejnotu, mocniejszy teraz i jasny, a także mglisty zarys postaci, która go nosiÅ‚a.      PoczoÅ‚gaÅ‚em siÄ™ w górÄ™ i w lewo.Zanim zaryzykujÄ™ i wstanÄ™, wolaÅ‚em zejść z pola widzenia tego czÅ‚owieka.      Zbyt wiele czasu zajęłoby czoÅ‚ganie siÄ™ aż na górÄ™.MusiaÅ‚em też ominąć pozostaÅ‚ych, ponieważ na nich skupia siÄ™ pewnie jego uwaga.      PoruszaÅ‚em siÄ™ wolno, ostrożnie, wykorzystujÄ…c każdÄ… możliwÄ… osÅ‚onÄ™.Nie wiedziaÅ‚em, czy za chwilÄ™ piorun nie uderzy w to samo miejsce.A jeÅ›li nie, to kiedy Brand zaatakuje naszych żoÅ‚nierzy.Lada chwila, uznaÅ‚em.      Rzut oka przez ramiÄ™ ukazaÅ‚ mi nasze wojska rozciÄ…gniÄ™te na przeciwlegÅ‚ym kraÅ„cu pola bitwy, i nieprzyjaciela w odwrocie, cofajÄ…cego siÄ™ ku nam.Już niedÅ‚ugo bÄ™dÄ™ siÄ™ musiaÅ‚ martwić także o armiÄ™.      TrafiÅ‚em na wÄ…ski rów i przeczoÅ‚gaÅ‚em siÄ™ nim jakieÅ› dziesięć metrów na poÅ‚udnie.WysunÄ…Å‚em siÄ™ po drugiej stronie, by wykorzystać dla osÅ‚ony pochyÅ‚ość, a dalej jakieÅ› skaÅ‚y.      Kiedy podniosÅ‚em gÅ‚owÄ™, nie dostrzegÅ‚em już blasku Klejnotu.Skalny wystÄ™p zakrywaÅ‚ od wschodu szczelinÄ™, gdzie chowaÅ‚ siÄ™ Brand.      Mimo to peÅ‚zÅ‚em dalej, aż dotarÅ‚em na samÄ… krawÄ™dź wielkiej otchÅ‚ani.Dopiero wtedy znowu skrÄ™ciÅ‚em w prawo.DotarÅ‚em do punktu, gdzie mogÅ‚em chyba bezpiecznie siÄ™ podnieść.ZrobiÅ‚em to.OczekiwaÅ‚em nastÄ™pnego trzasku gromu, w pobliżu albo dalej, na polu bitwy; nic jednak nie sÅ‚yszaÅ‚em.ZaczÄ…Å‚em siÄ™ zastanawiać.Dlaczego nie? SiÄ™gnÄ…Å‚em myÅ›lÄ…, próbujÄ…c wyczuć obecność Klejnotu; bez efektu.Pospiesznie ruszyÅ‚em w stronÄ™, gdzie ostatnio widziaÅ‚em jego blask.      SpojrzaÅ‚em jeszcze w otchÅ‚aÅ„, by siÄ™ upewnić, że nic mi stamtÄ…d nie zagraża.DobyÅ‚em miecza.SzedÅ‚em tuż przy Å›cianie urwiska.Przy krawÄ™dzi pochyliÅ‚em siÄ™ nisko i wyjrzaÅ‚em.      Nie byÅ‚o żadnego czerwonego lÅ›nienia.Ani mglistej postaci.Kamienna nisza wydawaÅ‚a siÄ™ caÅ‚kiem pusta, a w pobliżu nie zauważyÅ‚em niczego podejrzanego.Czy mógÅ‚ siÄ™ znowu teleportować? A jeÅ›li tak, to dlaczego?      WyprostowaÅ‚em siÄ™ i minÄ…Å‚em skalnÄ… pochyÅ‚ość.Nadal szedÅ‚em w stronÄ™ północy.Znowu spróbowaÅ‚em wyczuć Klejnot i tym razem nastÄ…piÅ‚ sÅ‚aby kontakt - miaÅ‚em wrażenie, że gdzieÅ› na prawo i wyżej.RuszyÅ‚em tam, cichy i czujny.Dlaczego opuÅ›ciÅ‚ kryjówkÄ™? MiaÅ‚ przecież znakomitÄ… pozycjÄ™ dla tego, co planowaÅ‚.Chyba że.      UsÅ‚yszaÅ‚em krzyk i przekleÅ„stwo.Dwa różne gÅ‚osy.      PuÅ›ciÅ‚em siÄ™ biegiem.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]