[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PróbowaÅ‚em ciÄ™ zabić, ale byÅ‚eÅ› zbyt szybki i zanim uderzyÅ‚em po raz drugi, zdążyÅ‚eÅ› siÄ™ jakoÅ› wyatutować.      - Nie mogÅ‚eÅ› siÄ™ lepiej przyjrzeć? PotrafiÅ‚eÅ› siÄ™gnąć do naszych myÅ›li, wiÄ™c mogÅ‚eÅ› zobaczyć, że nie jestem czÅ‚owiekiem, którego szukasz.      PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owiÅ‚.      - OdbieraÅ‚em tylko najbardziej powierzchowne myÅ›li i reakcje na najbliższe otoczenie.A i to nie zawsze.SÅ‚yszaÅ‚em też twojÄ… klÄ…twÄ™, Corwinie.ZaczynaÅ‚a siÄ™ speÅ‚niać.WidziaÅ‚em to wszÄ™dzie dookoÅ‚a.UznaÅ‚em, że dla bezpieczeÅ„stwa nas wszystkich naÅ‚eży usunąć ciebie i Branda.Po tym, co robiÅ‚ przed twoim powrotem, domyÅ›laÅ‚em siÄ™, do czego jest zdolny.Ale wtedy jeszcze nie mogÅ‚em go dostać z powodu Gerarda.Potem byÅ‚ coraz silniejszy.PodjÄ…Å‚em jednÄ… próbÄ™, ale bez skutku.      - Kiedy? - zdziwiÅ‚ siÄ™ Random.      - To ten zamach, o który oskarżono Corwina.ByÅ‚em w przebraniu.Gdyby zdoÅ‚aÅ‚ uciec, jak Corwin, nie chciaÅ‚em, by wiedziaÅ‚, że jeszcze żyjÄ™.PrzeszedÅ‚em Wzorzec, przeniosÅ‚em siÄ™ do jego pokoju i próbowaÅ‚em go zabić.Obaj zostaliÅ›my ranni, przelaliÅ›my sporo krwi, ale jakoÅ› siÄ™ wyatutowaÅ‚.Później skontaktowaÅ‚em siÄ™ z Julianem i wraz z nim ruszyÅ‚em na tÄ™ bitwÄ™.Brand musiaÅ‚ siÄ™ tu zjawić.WziÄ…Å‚em kilka strzaÅ‚ o srebrnych grotach, bo byÅ‚em niemal pewien, że Brand nie jest już taki jak my wszyscy.ChciaÅ‚em zabić go szybko i z daleka.TrenowaÅ‚em Å‚ucznictwo.PrzybyÅ‚em, by go odszukać, i w koÅ„cu znalazÅ‚em.Teraz wszyscy mnie przekonujÄ…, że myliÅ‚em siÄ™ co do ciebie.Czyli twoja strzaÅ‚a chyba siÄ™ zmarnuje.      - Wielkie dziÄ™ki.      - Może nawet powinienem ciÄ™ przeprosić.      - ByÅ‚oby miÅ‚o.      - Z drugiej strony, byÅ‚em przekonany, że postÄ™pujÄ™ sÅ‚usznie.RobiÅ‚em to, by ratować pozostaÅ‚ych.      Nie doczekaÅ‚em siÄ™ przeprosin Caine'a, ponieważ wÅ‚aÅ›nie w tej chwili rozlegÅ‚ siÄ™ gÅ‚os trÄ…b, który zdawaÅ‚ siÄ™ wstrzÄ…sać caÅ‚ym Å›wiatem: bezkierunkowy, gÅ‚oÅ›ny, przeciÄ…gÅ‚y.RozejrzeliÅ›my siÄ™, szukajÄ…c źródÅ‚a dźwiÄ™ku.Caine wstaÅ‚ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™.      - Tam! - zawoÅ‚aÅ‚.      PodążyÅ‚em wzrokiem za jego gestem.ZasÅ‚ona burzy rozstÄ…piÅ‚a siÄ™ na północnym zachodzie, w miejscu, gdzie przebijaÅ‚a jÄ… czarna droga.PojawiÅ‚ siÄ™ widmowy jeździec na czarnym koniu.ZadÄ…Å‚ w róg.Chwila minęła, zanim dotarÅ‚a do nas muzyka.Potem doÅ‚Ä…czyÅ‚o do niego jeszcze dwóch trÄ™baczy - też bladych, też na czarnych wierzchowcach.UnieÅ›li rogi i wÅ‚Ä…czyli siÄ™ do fanfary.      - Co to może być? - zdziwiÅ‚ siÄ™ Random.      - Chyba wiem - mruknÄ…Å‚ Bleys, a Fiona kiwnęła gÅ‚owÄ….      - WiÄ™c co? - spytaÅ‚em.      Nie odpowiedzieli.Jeźdźcy ruszyli czarnÄ… drogÄ…, a za nimi wciąż pojawiali siÄ™ nastÄ™pni.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]