[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MiaÅ‚em o czym myÅ›leć, poczÄ…wszy od Petera, który by na pewno jeszcze żyÅ‚, gdybym nie zgodziÅ‚ siÄ™ na jego udziaÅ‚ w misji, a koÅ„czÄ…c - a wÅ‚aÅ›ciwie nie koÅ„czÄ…c na Klarze w jej zastygÅ‚ej czarnej dziurze.Nie koÅ„czÄ…c dlatego, że zawsze mogÅ‚y mi przyjść do gÅ‚owy inne sprawy.Ta rozrywka dość szybko mi spowszedniaÅ‚a.ZorientowaÅ‚em siÄ™, ku swojemu zdziwieniu, że wina nie jest uczuciem przytÅ‚aczajÄ…cym, kiedy już czÅ‚owiek pozwala sobie na to, by jÄ… odczuwać.MyÅ›li te zajęły mi pierwszy dzieÅ„. Potem wziÄ…Å‚em siÄ™ za taÅ›my.PuÅ›ciÅ‚em sobie namiastkÄ™ Alberta, sztywnÄ…, na poÅ‚y ożywionÄ… karykaturÄ™ uwielbianego przeze mnie programu i pozwoliÅ‚em mu wygÅ‚aszać wykÅ‚ady na temat Zasady Macha, liczb „O" i innych przedziwnych astrofizycznych spekulacji, które by mi nigdy nie przyszÅ‚y do gÅ‚owy.WÅ‚aÅ›ciwie to go nawet nie sÅ‚uchaÅ‚em, pozwoliÅ‚em, żeby sobie gadaÅ‚, i tak minÄ…Å‚ drugi dzieÅ„. Potem z tego samego źródÅ‚a wtÅ‚oczyÅ‚em sobie do gÅ‚owy wszystkie zmagazynowane informacje na temat ZmarÅ‚ych.W wiÄ™kszoÅ›ci nie byÅ‚o to dla mnie nic nowego.Tym niemniej wysÅ‚uchaÅ‚em tego jeszcze raz.Nie miaÅ‚em nic lepszego do roboty.I tak minÄ…Å‚ trzeci dzieÅ„. NastÄ™pnie byÅ‚y różne wykÅ‚ady na temat Nieba Heechów i pochodzenia Starców oraz ewentualnych sposobów postÄ™powania z HenriettÄ…, a także niebezpieczeÅ„stw, których można siÄ™ byÅ‚o spodziewać po Najstarszym, i na tym przeszedÅ‚ mi dzieÅ„ trzeci, czwarty i piÄ…ty. ZaczÄ…Å‚em siÄ™ zastanawiać, czym wypeÅ‚nić te dwadzieÅ›cia dwa dni, wiÄ™c przesÅ‚uchaÅ‚em taÅ›my od nowa i tak minÄ…Å‚ szósty, ósmy i dziesiÄ…ty dzieÅ„, a jedenastego. Jedenastego dnia caÅ‚kowicie odÅ‚Ä…czyÅ‚em komputer, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do siebie na myÅ›l o tym, co mnie czeka. ZnajdowaÅ‚em siÄ™ w poÅ‚owie drogi.WisiaÅ‚em w pasach zabezpieczajÄ…cych i czekaÅ‚em na jedyny moment radoÅ›ci, jaki miaÅ‚ mnie spotkać w czasie tej cholernej, niewygodnej podróży - czekaÅ‚em na bÅ‚yszczÄ…cy wybuch zÅ‚otych iskierek w krystalicznej spirali, który oznaczaÅ‚by moment obrotu.Nie wiedziaÅ‚em, kiedy siÄ™ to dokÅ‚adnie zdarzy.Pewnie nie w ciÄ…gu pierwszej godziny dnia, i rzeczywiÅ›cie tak siÄ™ nie staÅ‚o.I pewnie nie w ciÄ…gu drugiej czy trzeciej - wtedy też nie.Nie nastÄ…piÅ‚o ani wtedy, ani w czwartej, ani w piÄ…tej, ani w ciÄ…gu nastÄ™pnych godzin.Nie wydarzaÅ‚o siÄ™ przez caÅ‚y jedenasty dzieÅ„. Ani w ciÄ…gu dwunastego. Czy trzynastego. Czternastego też nie.I kiedy w koÅ„cu zaczÄ…Å‚em grzebać w danych, żeby sprawdzić obliczenia, których nie chciaÅ‚em robić w gÅ‚owie, komputer obwieÅ›ciÅ‚ mi to, czego nie pragnÄ…Å‚em usÅ‚yszeć. Nawet gdyby obrót nastÄ…piÅ‚ w tej chwili - za minutÄ™ - i tak nie starczy już wody, jedzenia, ani powietrza. CzÅ‚owiek może zacząć oszczÄ™dzać.Ja też zaczÄ…Å‚em oszczÄ™dzać.ZwilżaÅ‚em wargi, żeby nie pić, spaÅ‚em tak dÅ‚ugo, jak tylko mogÅ‚em, oddychaÅ‚em jak najwolniej.A obrót w koÅ„cu nastÄ…piÅ‚ - dziewiÄ™tnastego dnia.Osiem dni za późno. Kiedy wprowadziÅ‚em te liczby do komputera, beznamiÄ™tny wynik byÅ‚ jednoznaczny. Obrót nastÄ…piÅ‚ za późno.Statek może i dotrze do Nieba Heechów za dziewiÄ™tnaÅ›cie dni, ale bez żywego pilota na pokÅ‚adzie.Do tego momentu od co najmniej szeÅ›ciu dni bÄ™dÄ™ martwy.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]