[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obiecuję, kochany Robinie.Jako ktoś, kto pozwoli ci gadać, walczyć, krzyczeć, szlochać, aż wyjdzie z ciebie to, co naprawdę czujesz i czego pragniesz. Czułem, jak moje serce topnieje! Zdołałem tylko powiedzieć: - Och, Essie.- ale wtedy zacząłem się bać, że się rozbeczę bez najmniejszego problemu.Zamiast więc płakać, pociągnąłem kolejny łyk kawy i potrząsnąłem głową.- Nie wydaje mi się, żeby to zadziałało - powiedziałem.Odczuwałem żal i musiał on pojawić się w moim głosie, ale czułem jeszcze coś innego - jak to nazwać? Zainteresowanie? Techniczne zainteresowanie.Zainteresowanie rozwiązaniem problemu. - Dlaczego to ma nie zadziałać - nalegała bojowym
tonem.- Posłuchaj, Robinie, przemyślałam to wszystko dokładnie: najlepszą częścią twoich sesji z Sigfridem, jak mówiłeś, często tak naprawdę było to, co się działo po drodze: kiedy przepowiadałeś sobie, co chcesz powiedzieć, wyobrażałeś sobie, co Sigfrid ci powie, a co ty mu odpowiesz. - Powiedziałem coś takiego? - Zawsze mnie zadziwiało, jak dużo Essie pamiętała z niezobowiązujących pogawędek sprzed ćwierćwiecza. - Dokładnie coś takiego - odparła z przekonaniem. - Więc czemu nie ja? Tylko dlatego, że jestem osobiście w to zaangażowana? - No, na pewno byłoby to trudniejsze. - Trudne rzeczy załatwiam od ręki - rzekła radośnie.- Niemożliwe w ciągu miesiąca. - Szczęściara z ciebie - powiedziałem - ale.- zastanowiłem się przez chwilę.- Widzisz, to nie jest tylko kwestia słuchania.W dobrym programie psychoanalitycznym świetne jest to, że on wyłapuje też wszystkie rzeczy niewerbalne.Rozumiesz, co mam na myśli? To "ja", które mówi, nie zawsze wie, co chce powiedzieć.Blokuję to - czasem to "ja" to blokuje, czasem coś innego, gdyż uwolnienie tych wszystkich starych historii oznacza ból, a nikt nie lubi doznawać bólu. - Trzymałabym cię za rękę, aż przetrzymałbyś cały ból, Robinie. - Oczywiście, że byś trzymała.Ale czy zrozumiałabyś te wszystkie sygnały niewerbalne? To ukryte, milczące "ja", przemawia symbolami.Marzenia.Przejęzyczenia freudowskie.Niewyjaśnione awersje.Lęki.Pragnienia.Wzdrygnięcia i mruganie.Uczulenia - te wszystkie rzeczy, Essie i tysiące innych, jak impotencja, brak oddechu, swędzenia, bezsenność.Nie chcę powiedzieć, że na wszystkie te rzeczy się uskarżałem. - No pewnie, że nie na wszystkie! -.ale należą one do słownika, który potrafi odczytać Sigfrid.Ale nie ja.I ty też nie. Światła w pokoju pojaśniały powoli i do pokoju wkroczył Albert Einstein.Nie, żeby przeciągał się i ziewał,
ale robił wrażenie podstarzałego geniusza, który właśnie wstał z łóżka, gotowego na wszystko, co może nadejść, ale jeszcze nie całkiem przebudzonego.- Czy wyczarterowałeś ten statek na rekonesans fotograficzny? - naciskała Essie? - Jest już w drodze, pani Broadhead - odparł. Nie wydawało mi się, żeby tak do końca to ze mną uzgodniono, ale może i tak było, pomyślałem.- A wysłałeś wiadomości, zgodnie z ustaleniami? - kontynuowała. - Tak, wszystkie, pani Broadhead.- Pokiwał głową.- Zgodnie z pani poleceniem.Do wszystkich wysoko postawionych osób w amerykańskich władzach wojskowych, które są winne Robinowi przysługę, prosząc, żeby zrobiły co w ich mocy i przekonały ludzi z Pentagonu, byśmy mogli przesłuchać Dolly Walthers. - Tak.Czyli wszystko zgodnie z poleceniem - zgodziła się Essie i zwróciła się do mnie.- Jak więc widzisz, jest tylko jedna droga, którą możemy się udać.Odnaleźć tę Dolly.I Wana.Odnaleźć Klarę.Potem - rzekła, a choć jej głos brzmiał pewnie, wyraz twarzy miała znacznie mniej pewny siebie, a o wiele bardziej wrażliwy - potem zobaczymy, co zrobimy, Robinie, więc życzmy sobie wszystkim szczęścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]