[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - To dobrze. - Na jakiekolwiek działanie w końcu zdecydujemy się - musimy być bardzoostrożni.Jak wiesz, Lalelelang, mamy swoje własne tajemnice, których musimystrzec. Przypomniała sobie prosty, ludzki gest i kiwnęła potakująco głową. - Wiem, że nie potraficie wpływać na innych Ziemian - powiedziała zamyślonahistoryczka - ale czy nie moglibyście odpowiednio zasugerować tego Amplitura? - Rozważamy taką możliwość, ale jest z nią związane dodatkoweniebezpieczeństwo.Umysł Amplitura jest podobny do naszego, ale nieidentyczny.W przeciwieństwie do nas, nie ma wbudowanej neurologicznej obronyprzeciw sugestii, ale jest bardzo wrażliwy na wtargnięcie w mózg.Jeślispróbujemy go zasugerować, żeby przestał robić to, co robi i powrócił na swójświat i coś by się nie powiodło, oni mogą się zorientować, że istnieje Kadra.Mogą doprowadzić do tego, że ich ziemiańscy pomocnicy, jak Levaughn, zwrócąsię przeciwko nam. - Zgadzam się, że musicie postępować ostrożnie, ale miałam na myśli coświęcej, niż tylko przekonanie ich, żeby przerwali próby podporządkowywaniasobie twoich braci. Straat-ien był zdezorientowany: - Nie tego chcemy? - W zasadzie tak.Ale czemu by ich przedtem nie wykorzystać? - Nie bardzo rozumiem o czym mówisz. Przez chwilę myślał, że zapomniała ziemiańskiego języka. Zamrugała do niego rzęsami. - Oprócz zmuszenia ich, by się wycofali ze swej działalności, czemu niezasugerować, by wyjawili prawdziwe motywy kryjące się za niespodziewaną ofertąpomocy? - To może być trudne, jeśli rzeczywiście, w ich mniemaniu, mówią prawdę.Pozatym, mówiono mi, że wśród ziemiańskich popleczników Ampliturów jest sporotakich, którzy podejrzewają ich o ukryte motywy, ale jest im to obojętne. Lalelelang nie potrafiła ukryć szoku. - Studiowałam wielu przedstawicieli twojego gatunku, ale wciąż trudno miuwierzyć, że są wśród was indywidua aż tak żądne władzy. - Uwierz mi, Laielelang, są.Nie jest mi przyjemnie przyznawać się do tego,ale właśnie z nimi mamy tu do czynienia. - Trzeba ich natychmiast powstrzymć. - Zgadzam się.Myślę, że twój pomysł, aby przymusić Ampliturów dowyspowiadania się, ma sens.To nic nie zaszkodzi, a może wstrząsnąć zdrajcamize świty Levaughna. - Jak zamierzacie działać? - spytała. - Na szczęście od samego początku mamy kogoś wewnątrz spisku.Myśli, że możewprowadzić tam mnie. - Nie będą nic podejrzewać? Straat-ien wzruszył ramionami. - Jestem wysokiej rangi oficerem z dużym doświadczeniem i długim stażem nafroncie.Nie mam żadnych powiązań z wywiadem.Reprezentuję dokładnie taki typ,jaki Levaughn chce skaptować.Myślę, że to się powinno udać.Jak już będęwewnątrz, znajdę jakiś sposób, by się zbliżyć z Ampliturem.Gdy uznam, żenadszedł właściwy moment, poddam go najbardziej przekonującej sugestii, jakiejkiedykolwiek próbowano.Jeśli chodzi o twoją propozycję, to jest ona dobra.Przedstawię ją Radzie Kadry.Jeśli ją zaaprobują, będziesz wiedziała, jakiegosposobu próbujemy.- Uśmiechnął się czule.- Jeśli jeszcze o mnie usłyszysz,będziesz wiedziała, że wszystko dobrze poszło.Jeśli nie.- Znów wzruszyłramionami.- Nie możemy wszystkiego przewidzieć. - Chcę tam być. Zamrugał, odwracając się od leśnego krajobrazu, by spojrzeć na elegancką,kruchą istotę, siedzącą obok sadzawki. - Co rozumiesz przez "tam"? Levaughn jest na Dakkarze.To planeta Ziemianbardziej deprymująca dla Waisa, niż wielorasowe pole bitwy. - Nie bierzesz pod uwagę mojego doświadczenie w tych sprawach, ciągle chceszmi dyktować, co mam robić? Ćwiczenia i medykamenty, które wynalazłam, byumożliwić sobie branie udziału w walce, zostały udoskonalone.Potraktuję tępodróż, jako wyprawę naukową. - Za każdym razem, gdy cię widzę, myślę sobie, że już cię znam i za każdymrazem udaje ci się mnie zaskoczyć.- Wstał, górując nad nią, a ona przemogłanaturalny impuls, nakazujący ucieczkę od jego wyniosłej, groźnej postaci.-Gdybyś była Ziemianką. - Proszę cię, stary przyjacielu, moje wnętrzności wystarczająco trzęsą się jużod samego przypuszczenia.Nie przyczyniaj się do zwiększenia megozdenerwowania.- Stanęła obok niego, lekceważąc oferowaną pomoc.Niebieskieoczy przyglądały mu się zza gęstych rzęs, które dziś pomalowane były nazielony, opalizujący kolor.- Jeśli mielibyśmy dla zabawy pozastanawiać się,co by było, gdyby było, to wolałabym już, żebyś był Waisem. - Nie, dziękuję.- Bezskutecznie próbował stłumić uśmiech.- Pióra wywołują umnie kichanie.Jak sądzisz, dlaczego zawsze marszczę nos w twoim towarzystwie? Jej dziób miękko zaklekotał. - Przez te wszystkie lata zastanawiałam się nad tym i nigdy na to nie wpadłam.Przywoływałam całą moją znajomość ludzkich ekspresji.Myślałam, że to przejawwstrętu, który uprzejmie ignorowałam. - Nie - mruknął.- Może tak było przy naszym pierwszym spotkaniu, ale od tegoczasu odczuwam dla ciebie tylko podziw, Wielmożna Akademiczko Lalelelang, - Miło mi to słyszeć.Lepiej później niż wcale.Proszę, ruszaj w stronębudynku.Towarzystwo wody i Ziemianina razem, wprawia mnie w niepokój. Pospieszył we wskazanym kierunku, wierząc jej bez zastrzeżeń.Nie wiedział, żeto wybieg, którego użyła, by uniknąć innych myśli i innych uczuć.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]