[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Do diabła! Naprawdę mam już ciebie dość.- Po chwili jednaksię reflektuję.- Popatrz, zaczynam się złościć.A to coś znaczy? - A jak myślisz? - Gdybym wiedział, nie pytałbym się ciebie.Czyżbym zaczynałprzyznawać się do winy? Czy złoszczę się, bo czegoś się domyślasz? - Proszę cię, nie zastanawiaj się nad tym całym procesem.Powiedz mi tylko, co czujesz? - Winę - mówię natychmiast, nie uświadamiając sobie, żewłaśnie to zamierzałem powiedzieć. - Winę za co? - Winę za.sam nie wiem.- Podnoszę rękę, by spojrzeć nazegarek.Zostało nam jeszcze dwadzieścia minut.Diabli wiedzą, co się może jeszczestać przez dwadzieścia minut i zastanawiam się, czy rzeczywiście pragnę jakiegośwstrząsu.Mam dzisiaj po południu grać w duplikata i jest duża szansa, że przejdędo finału.Jeśli nie nawalę.Jeśli będę umiał się skoncentrować. - Chyba muszę wyjść dzisiaj wcześniej - mówię. - Winę za co.Rób? - Nie bardzo już pamiętam - gładzę go po pluszowej szyi.Chichoczę.- To całkiem fajne, Sigfrid, choć trochę czasu minęło, zanim sięprzyzwyczaiłem. - Winę za co.Rób? - Za zamordowanie jej, idioto! - wrzeszczę w końcu. - We śnie? - Nie! W rzeczywistości.Dwa razy. Zdaję sobie sprawę z tego, że oddycham z trudem i wiem, żeczujniki Sigfrida to rejestrują.Usiłuję zapanować nad sobą, by mu nie przyszły dogłowy jakieś idiotyczne pomysły.Jeszcze raz, porządkując myśli, przypominam sobieto, co powiedziałem.- Tak naprawdę, to jej nie zamordowałem.Ale próbowałem!Goniłem za nią z nożem! - W opisie twego przypadku rzeczywiście powiedziane jest, że wczasie kłótni z przyjaciółką miałeś w ręku nóż - Sigfrid wciąż ma głos spokojny ipodtrzymujący na duchu.- Nie jest natomiast powiedziane, że "za niągoniłeś". - A jak myślisz, dlaczego mnie zamknęli? To istny cud, że niepoderżnąłem jej gardła. - Czy w ogóle użyłeś noża? - Skądże.Byłem zbyt wściekły.Rzuciłem go na podłogę, wstałemi zacząłem ją tłuc. - Czy nie posłużyłbyś się nim, gdybyś rzeczywiście próbował jązamordować? - Ach! - Tylko, że brzmi to bardziej jak "hm" - szkoda,że ciebie tam nie było.Może byś ich przekonał, żeby mnie nie zamykali. To całe spotkanie zaczyna mnie już złościć.Wiem, że robiębłąd opowiadając mu o swoich snach.Zawsze je przekręca.Siadam z pogardąrozglądając się po tym idiotycznym wnętrzu, które Sigfrid dla mnie urządził, ipostanawiam wygarnąć mu prosto z mostu. - Sigfrid - mówię - jak na maszynę fajny z ciebie gość i mampewną intelektualną satysfakcję z tych naszych rozmów.Teraz rozdrapujesz tylkostare, przyschnięte rany i zastanawiam się, dlaczego pozwalam ci to robić. - Twoje sny pełne są bólu.Bob. - Więc niech ból pozostanie w snach.Nie chcę wracać do tychcholernych bzdur, którymi karmili mnie w Instytucie.Może rzeczywiście chciałbymsię przespać z moją matką.Może naprawdę nienawidzę ojca, bo umarł i mnieosierocił.No i co? - Rozumiem, że to pytanie retoryczne.Rzeczy takie trzebajednak nazywać po imieniu. - Po co? Żeby bolało? - Żeby wyciągnąć drzazgę, która tkwi w środku. - Może prościej byłoby to zostawić, tak jak jest? Samtwierdzisz, że nie brak mi kompensacji.Nie mówię, że mi te spotkania nic niedają.Czasami, owszem, wychodzę stąd i mam głowę pełną nowych pomysłów, a słońceświeci jaśniej, powietrze jest czystsze i wszyscy zdają się do mnie uśmiechać.Ostatnio jednak tak nie było.Myślę, że spotkania nasze były nudne inieproduktywne, co byś powiedział na to, żeby skończyć z tym wszystkim? - Uważałbym, tak jak zawsze, że decyzja należy do ciebie. - Więc może tak zrobię.- Stary drań usiłuje mnie przetrzymać.Wie, że się nie zdecyduję, i chce mi dać czas, bym sam sobie z tego zdał sprawę. - Dlaczego powiedziałeś, że zamordowałeś ją dwukrotnie? - pytapo chwili. Spoglądam wpierw na zegarek.- To chyba było przejęzyczenie.Ale teraz już naprawdę muszę iść. Mam niewiele do roboty w pokoju rekreacyjnym, ponieważ niebyło w zasadzie po czym przychodzić do siebie.Po prostu chciałem się stamtądwydostać, uciec od niego i jego idiotycznych pytań.Tak się mądrzy i wywyższa, alecóż w końcu może wiedzieć pluszowy niedźwiadek?Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]