[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziœ w nocy po pacierzu œni³o mi siê, ¿e przez œniegpadaj¹cy sz³o ku wam dwóch rycerzy, ale jeden doszed³ pierwej i w bieluchny p³aszcz wasobwin¹³, a drugi zaœ rzek³: „Œnieg jeno widzê, a jej nie ma” – i wróci³ siê.A Danusia, której chcia³o siê spaæ, otworzy³a zaraz oczy i spyta³a:– A co to znaczy?– To znaczy, ¿e ten was dostanie, który was najbardziej mi³uje.– To Zbyszko! – odrzek³a dziewczyna.– Nie wiem, bom mu twarzy nie widzia³a, widzia³am jeno bia³y p³aszcz, a potem obudzi³amsiê zaraz, gdy¿ Pan Jezus zsy³a mi ka¿dej nocy bóle w nogach, a rêkê ca³kiem mi odj¹³.– A ¿e to wam ten balsam nie pomóg³?– Nie pomo¿e mi, panienko, i balsam, gdy¿ to za ciê¿ki grzech mój, a chcecie wiedzieæ, zajaki, to opowiem.171Danusia skinê³a g³ow¹ na znak, ¿e chce wiedzieæ, wiêc siostra mówi³a dalej:– S¹ w Zakonie i s³u¿ki, i niewiasty, które choæ œlubów nie czyni¹, bo nawet i mê¿ate byæmog¹, wszelako powinnoœci wzglêdem Zakonu wedle rozkazania braci pe³niæ s¹ obowi¹zane.A któr¹ takowa ³aska i czeœæ ma spotkaæ, ta otrzymuje pobo¿ne poca³owanie od brata-rycerza,na znak, ¿e odt¹d uczynkami i mow¹ Zakonowi ma s³u¿yæ.Ach, panienko! – i mnie takawielka ³aska mia³a spotkaæ, ale ja w grzesznej zatwardzia³oœci, zamiast j¹ przyj¹æ wdziêcznie,pope³ni³am ciê¿ki grzech i karê na siê œci¹gnê³am.– Có¿eœcie takiego uczynili?– Brat Danveld przyszed³ do mnie i da³ mi zakonne poca³owanie, ja zasiê myœl¹c, i¿ on toprzez swawolê jakow¹œ czyni, podnios³am na niego bezbo¿n¹ rêkê.Tu zaczê³a siê biæ w piersi i powtórzy³a kilkakrotnie:– Bo¿e, b¹dŸ mi³oœciw mnie grzesznej.– I có¿ siê sta³o? – zapyta³a Danusia.– I zaraz mi rêkê odjê³o i od tej pory kalek¹ jestem.M³oda by³am i g³upia – nie wiedzia³am!a jednak kara na mnie spad³a.Bo choæby niewieœcie siê wyda³o, ¿e brat zakonny chcecoœ z³ego uczyniæ, niech Bogu s¹d ostawi, a sama siê nie sprzeciwia, gdy¿ kto siê Zakonowialbo krzy¿owemu bratu sprzeciwi, tego gniew Bo¿y dosiêgnie.Danusia s³ucha³a tych s³Ã³w z przykroœci¹ i lêkiem, siostra zaœ poczê³a wzdychaæ i dalej¿ale rozwodziæ.– Nie staram jeszcze i dziœ – mówi³a – ledwie mi trzydzieœci roków, ale Bóg razem z rêk¹odj¹³ m³odoœæ i urodê.– ¯eby nie rêka – odrzek³a Danusia – to byœcie jeszcze nie mogli narzekaæ.Po czym nasta³o milczenie.Nagle siostra, jakby sobie coœ przypomniawszy, rzek³a:– A œni³o mi siê, ¿e was jakiœ rycerz w bia³ym p³aszczu na œniegu owin¹³.Mo¿e to by³Krzy¿ak! gdy¿ oni te¿ bia³e p³aszcze nosz¹.– Nie chcê ja ni Krzy¿aków, ni ich p³aszczów – odpowiedzia³a dziewczyna.Lecz dalsz¹ rozmowê przerwa³ ksi¹dz Wyszoniek, który wszed³szy do komory kiwn¹³ naDanusiê i rzek³:– Chwal¿e Boga i chodŸ do Zbyszka! Zbudzi³ siê i jeœæ wo³a.Znacznie go popuœci³o.Jako¿ tak by³o rzeczywiœcie.Zbyszko mia³ siê lepiej i ksi¹dz Wyszoniek mia³ ju¿ prawiepewnoœæ, ¿e bêdzie zdrów, gdy nagle niespodziane zdarzenie pomiesza³o wszystkie rachuby inadzieje.Oto od Juranda przybyli wys³annicy z pismem do ksiê¿ny, zawieraj¹cym same z³e istraszne nowiny.W Spychowie spali³a siê czêœæ Jurandowego gródka, on sam zaœ zosta³ przyratunku p³on¹c¹ bel¹ przyt³uczon.Ksi¹dz Kaleb, który w imieniu jego list pisa³, donosi³wprawdzie, ¿e wyzdrowieæ jeszcze Jurand mo¿e, ale ¿e skry i wêgle tak przypali³y mu jedynepozosta³e oko, i¿ ju¿ mu niewiele œwiat³a w nim pozosta³o – i grozi mu niechybna œlepota.Z tej przyczyny wzywa Jurand córkê, by spiesznie przybywa³a do Spychowa, bo chce j¹widzieæ jeszcze, zanim ciemnoœci go ogarn¹.Mówi³ te¿, ¿e odt¹d ma ju¿ pozostaæ przy nim,bo jeœli nawet miêdzy œlepcami, którzy po proszonym chlebie miêdzy ludŸmi chadzaj¹, maka¿dy jakoweœ pacholê, które go za rêkê wiedzie i drogê mu pokazuje, czemu¿ by on tejostatniej pociechy mia³ byæ pozbawion i miêdzy obcymi umieraæ? By³y te¿ pokorne podziêkidla ksiê¿ny, która dziewczynê jakby rodzona matka hodowa³a – a w koñcu obiecywa³ Jurand,¿e choæ i œlepy, raz jeszcze do Warszawy przyjedzie, aby upaœæ pani do nóg i o ³askê i opiekêna dalsze lata dla Danusi jej prosiæ.Ksiê¿na, gdy jej ojciec Wyszoniek przeczyta³ ów list, przez jakiœ czas s³owa prawie niemog³a przemówiæ.Mia³a ona nadziejê, ¿e gdy Jurand, który piêæ lub szeœæ razy do rokuprzyje¿d¿a³ do dziecka, przyjedzie na bliskie œwiêta, wówczas go powag¹ w³asn¹ i ksiêciaJanusza przejedna dla Zbyszka i zgodê jego na bliskie wesele uzyska.Tymczasem list ów nietylko burzy³ jej zamiary, ale pozbawia³ jej zarazem i Danusi, któr¹ kocha³a na równi z w³asnymidzieæmi.Przysz³o jej do g³owy, ¿e Jurand mo¿e i wyda zaraz dziewczynê za którego z172s¹siadów, aby reszty dni pomiêdzy swoimi do¿yæ.O Zbyszku nie by³o co i myœleæ, aby móg³do Spychowa jechaæ, gdy¿ ¿ebra dopiero mu siê zaczê³y zrastaæ, i zreszt¹, któ¿ móg³ wiedzieæ,jak by by³ w Spychowie przyjêty? Wiedzia³a przecie pani, ¿e Jurand wrêcz mu swegoczasu Danusi odmówi³ – i jej samej powiedzia³, ¿e dla tajemnych przyczyn nigdy na ich po³¹czenienie zezwoli.Wiêc w ciê¿kim frasunku kaza³a wezwaæ do siebie starszego spomiêdzyprzys³anych ludzi, aby go o nieszczêœcie spychowskie rozpytaæ, a zarazem czegoœ siê o zamiarachJurandowych dowiedzieæ.I zdziwi³a siê nawet, gdy na jej wezwanie wszed³ cz³owiek zupe³nie nieznany, nie zaœ staryTolima, który tarczê za Jurandem nosi³ i zwykle z nim razem przyje¿d¿a³ – ów jednak odpowiedzia³jej, ¿e Tolima w bitce ostatniej z Niemcami okrutnie poszczerbion ze œmierci¹ wSpychowie siê zmaga, zaœ Jurand ciê¿k¹ chorob¹ z³o¿ony o prêdki powrót córki prosi, gdy¿coraz mniej widzi, a za dni parê mo¿e i ca³kiem oœlepnie.Prosi³ nawet usilnie wys³annik, byzaraz, jak tylko konie odetchn¹, wolno by³o wzi¹æ dziewczynê, ale ¿e to by³ wieczór, sprzeciwi³asiê temu stanowczo pani – zw³aszcza by i Zbyszkowi, i Danusi, i sobie do reszty sercaprzez prêdkie po¿egnanie nie rozdzieraæ.A Zbyszko ju¿ wiedzia³ o wszystkim i le¿a³ w izbie jakby uderzony obuchem w g³owê, agdy pani wesz³a i ³ami¹c rêce ozwa³a siê zaraz z proga: „Nie ma rady, boæ to przecie ojciec!”– powtórzy³ za ni¹ jak echo: „Nie ma rady” – i zamkn¹³ oczy jak cz³owiek, który siê spodziewa,¿e zaraz œmieræ do niego przyst¹pi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]