[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odprawili mnie z namiotu doœæuczciwie, ale ledwom wyszed³, przychodzi do mnie Bohun: „My siê w Roz³ogach widzieli” – mówi.„Tak jest(rzekê), jenom siê wtedy nie spodziewa³, braciaszku, ¿e ciê w tym obozie ujrzê.” – A on na to: „Nie w³asna wola,ale nieszczêœcie zagna³o!” W rozmowie powiedzia³em mu, jakeœmy to jego za Jarmoliñcami pobili.„Jam niewiedzia³, z kim mam do czynienia (rzek³ mi na to), i w rêkê by³em zaciêty, a ludzi mia³em do niczego, bo myœleli,¿e to sam kniaŸ Jarema ich bije.” – „I myœmy nie wiedzieli (powiadam), bo ¿eby pan Skrzetuski wiedzia³, ¿e to ty,tedyby jeden z was ju¿ nie ¿y³.”– Pewnie by tak by³o, ale có¿ on na to? – pyta³ Wo³odyjowski.– Zalterowa³ siê mocno i odwróci³ rozmowê.Opowiada³ mi, jako Krzywonos wys³a³ go z listami doChmielnickiego pod Lwów, ¿eby wczasu trochê za¿y³, a Chmielnicki nie chcia³ go na powrót odes³aæ, bo gozamyœla³ do innych posy³ek u¿yæ, jako maj¹cego prezencjê.Na koniec pyta: „Gdzie pan Skrzetuski?” – a gdym mupowiedzia³, ¿e w Zamoœciu, rzek³: „To siê mo¿e spotkamy” – i z tym go po¿egna³em.– Ju¿ zgadujê, ¿e go zaraz potem Chmielnicki wys³a³ do Warszawy – mówi³ Zag³oba.– Tak jest, ale czekaj¿e waæpan.Wróci³em tedy do fortecy i zda³em sprawê panu Weyherowi z poselstwa.By³aju¿ póŸna noc.Nazajutrz dzieñ znowu szturm, jeszcze zajadlejszy ni¿ pierwszy.Nie mia³em czasu widzieæ siê zpanem Skrzetuskim, dopiero trzeciego dnia mówiê mu, ¿em Bohuna widzia³ i z nim mówi³.A by³o przy tym si³aoficerów i z nimi pan Regowski.Ten zas³yszawszy rzecze z przek¹sem: „Wiem ja, ¿e tam o pannê chodzi; jeœliwaszmoœæ taki rycerz, jak s³awa niesie, to masz Bohuna: wyzwij go na rêkê, a ju¿ b¹dŸ pewien, ¿e ci ten zabijakanie odmówi.Bêdziem mieli z murów piêkny prospectus.Ale o was, wiœniowiecczykach, wiêcej (powiada) mówi¹,ni¿ jest.” Na to pan Skrzetuski jak spojrzy na pana Regowskiego – jakby go kto z nóg œci¹³! „Tak waæpan radzisz? –(spyta) – a dobrze! Nie wiem jeno, czybyœ waszmoœæ, który naszej cnocie przymawiasz, mia³ odwagê pójœæ miêdzyczerñ wyzwaæ ode mnie Bohuna.” A Regowski: „Odwagê mam, alem waszmoœci ni swat, ni brat – nie pójdê.”Dopiero¿ inni w œmiech z pana Regowskiego.„O! (prawi¹) ma³yœ teraz, a jak o cudz¹ skórê chodzi³o, toœ by³ wielki!” Wiêc Regowski, jako to ambitna sztuka,wzi¹³ na kie³ i podj¹³ siê.Nazajutrz dzieñ poszed³ z wyzwaniem – ale ju¿ Bohuna nie znalaz³.Nie wierzyliœmy zrazurelacji, ale teraz dopiero po tym, coœcie mi waszmoœciowie powiedzieli, widzê, ¿e prawda.Bohuna musia³Chmielnicki istotnie wys³aæ i tameœcie go waszmoœciowie usiekli.– Tak to i by³o – rzecze Wo³odyjowski.– Powiedz¿e nam wasze – pyta³ Zag³oba – gdzie my teraz Skrzetuskiego znajdziemy, bo znaleŸæ go musimy, abyzaraz z nim po dziewczynê wyruszyæ.– £atwo siê o niego za Zamoœciem dopytacie, bo tam o nim g³oœno.Kalinê, pu³kownika kozackiego, obaj zRegowskim, do r¹k sobie podaj¹c, ze szczêtem znieœli.PóŸniej Skrzetuski na w³asn¹ rêkê dwa razy czambu³ytatarskie pogromi³ i Bur³aja zniós³, i kup kilka rozbi³.– A ¿e to Chmielnicki na to pozwala?– Chmielnicki ich siê wypiera i mówi, ¿e wbrew jego rozkazom ³upi¹.Inaczej by nikt w jego wiernoœæ ipos³uszeñstwo dla króla jegomoœci nie uwierzy³.– Bardzo te¿ liche piwsko w tej Koñskowoli! – zauwa¿y³ pan Zag³oba.– Za Lublinem ju¿ pójdziecie waszmoœciowie krajem spustoszonym – mówi³ dalej Litwin – bo podjazdy a¿ zaLublin dochodzi³y i Tatarowie jasyr wszêdy brali, a co ko³o Zamoœcia i Hrubieszowa zagarnêli, Bóg jeden zliczy.Kilka tysiêcy odbitych jeñców odes³a³ ju¿ Skrzetuski do fortecy.Pracuje on tam ze wszystkich si³, na w³asnezdrowie nie dbaj¹c.Tu westchn¹³ pan Longinus i spuœci³ g³owê w zamyœleniu, a po chwili tak dalej mówi³:– Ot, myœlê, ¿e Bóg w mi³osierdziu najwy¿szym niechybnie pocieszy pana Skrzetuskiego i da mu to, w czymsobie szczêœcie upatrzy³, bo wielkie s¹ zas³ugi tego kawalera.W tych czasach zepsucia i prywaty, gdy ka¿dy o sobietylko myœli, on o sobie zapomnia³.Ta¿ on, brateñki, dawno móg³ permisjê od ksiêcia pana otrzymaæ i jechaæ naszukanie kniaziówny, a zamiast tego, gdy na mi³¹ ojczyznê paroksyzm przyszed³, ani na chwilê s³u¿by nie porzuci³,z mêk¹ w sercu w ustawicznej pracy trwaj¹c.– Rzymsk¹ on ma duszê, nie ma co mówiæ – rzek³ Zag³oba.– Przyk³ad z niego braæ powinniœmy.– Szczególniej waæpan, panie Podbipiêto, który na wojnie nie po¿ytku ojczyzny, ale trzech g³Ã³w szukasz.– Bóg patrzy w duszê moj¹! – rzek³ pan Longinus wznosz¹c oczy ku niebu.– Skrzetuskiemu ju¿ Pan Bóg wynagrodzi³ œmierci¹ Bohunow¹ – rzek³ Zag³oba – i tym, ¿e da³ chwilê spokojuRzeczypospolitej, bo teraz czas dla niego nadszed³, by o odszukaniu zguby pomyœla³.– Waæpanowie z nim pojedziecie? – pyta³ Litwin.– A waszmoœæ to nie?– Rad bym ja z duszy serca, ale co z listami bêdzie? Jeden wiozê od starosty wa³eckiego do króla jegomoœci,drugi do ksiêcia, a trzeci w³aœnie od pana Skrzetuskiego, tako¿ do ksiêcia, z proœb¹ o permisjê.– Permisjê my mu wieziemy.– Ba, ale jak¿e mnie listów nie odwieŸæ?– Musisz waæpan jechaæ do Krakowa; nie mo¿e byæ inaczej.Zreszt¹ powiem szczerze: rad bym w onejwyprawie po kniaziównê mieæ takie piêœcie, jako s¹ waœcine, za plecami, ale w czym innym, toœ siê waœæ na nic niezda³.Tam trzeba bêdzie symulowaæ, a najpewniej przebraæ siê w œwity kozackie, ch³opów udawaæ – a waœæ tak woczy leziesz swoim wzrostem, ¿e ka¿dy by siê zaraz pyta³: co to za dr¹gal? sk¹d siê takowy Kozak wzi¹³? – Prócztego waæpan i mowy ich wybornie nie umiesz.Nie, nie! JedŸ waœæ do Krakowa, a my sami damy sobie jakoœ radê.– Tak i ja myœlê – rzek³ Wo³odyjowski.–.Pewno, ¿e tak musi byæ – odpowiedzia³ pan Podbipiêta.– Niech¿e wam Bóg mi³osierny b³ogos³awi i pomo¿e.A czy wiecie, gdzie ona ukryta?– Bohun nie chcia³ powiedzieæ.Wiemy jeno to, com ja pods³ucha³, gdy mnie Bohun w chlewie wiêzi³, ale todosyæ.– Jak¿e wy j¹ znajdziecie?– Moja g³owa, moja w tym g³owa! – rzek³ Zag³oba.– Bywa³em ja w trudniejszych terminach.Teraz rzecz tylkow tym, byœmy do Skrzetuskiego najprêdzej siê dostali.– Pytajcie siê w Zamoœciu.Pan Weyher musi wiedzieæ, bo on z nim koresponduje i jeñców mu pan Skrzetuskiodsy³a.Niech was Bóg b³ogos³awi!– I waæpana równie¿ – rzek³ Zag³oba.– Jak bêdziesz w Krakowie u ksiêcia, pok³oñ siê od nas panuChar³ampowi.– Któ¿ to taki?– To jeden Litwin nadzwyczajnej g³adkoœci, za którym wszystkie panny z fraucymeru ksiê¿ny g³owy potraci³y.Pan Longinus zadr¿a³.– Dobrodzieju mój, chyba kpiny?– B¹dŸ waæpan zdrów! Okrutnie tu liche piwsko w tej Koñskowoli – zakoñczy³ pan Zag³oba mrugaj¹c naWo³odyjowskiego.R O Z D Z I A £ XVOdjecha³ wiêc pan Longinus do Krakowa z sercem przeszytym strza³¹, a okrutny pan Zag³oba wraz zWo³odyjowskim do Zamoœcia, gdzie nie zabawili d³u¿ej jak jeden dzieñ, gdy¿ komendant, starosta wa³ecki,oznajmi³ im, ¿e dawno ju¿ nie mia³ wiadomoœci od Skrzetuskiego, i s¹dzi³, ¿e regimenty, które pod Skrzetuskimruszy³y, pójd¹ na prezydium do Zbara¿a, aby tamte kraje od kup swawolnych zas³aniaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]