[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— To niedba³oœæ zabi³a tych dwóchnieszczêœników kilka tygodni temu.Ktoœ na Ziemi niedbalewykona³ zbiornik paliwa, wiêc dosz³o do eksplozji w niewielkiejodleg³oœci od stacji.Ci ludzie zginêli jednak z powodu w³asnejniedba³oœci, poniewa¿ nie powinni tam byæ.to znaczy niepowinni byæ.nie powinni przede wszystkim znajdowaæ siê wtakiej pozycji.Wiesz, o co mi chodzi?— Nie, wcale — pomyœla³ Hamilton, ale na g³os powiedzia³:— Tak, wiem.— Tak! — podj¹³ po chwili Wallace, na podkreœlenie swychs³Ã³w uderzaj¹c d³oni¹ w szczebel211drabiny.— Tak! To kwestia dyscypliny! ¯eby pokonaæ jakieœprzeciwnoœci, potrzebna jest dyscyplina.Budujemy most miêdzyniebem a ziemi¹, miêdzy Ameryk¹ a gwiazdami.Jesteœmybohaterami najwiêkszej przygody, jak¹ cz³owiek zna³ do tej pory, ato dopiero pocz¹tek, Hamilton! To wymaga perfekcji! To wymagadyscypliny i niedba³oœci!G³os uwi¹z³ mu w gardle, a twarz poczerwienia³a.— Mam na myœli.— zacz¹³.W tym momencie dwie rzeczy zdarzy³y siê równoczeœnie: górnyw³az, prowadz¹cy do kociego korytarza, otworzy³ siê i para nógpojawi³a siê na drabince.— Halo! — krzykn¹³ intruz.— Jest tam kto? Jednoczeœnieprzez luk w prawej œcianie wszed³ szczup³y mê¿czyzna z w¹sami.Zatrzyma³ siê i spojrza³ na zaskoczonego Jacka.— Czeœæ — rzek³.— To ty musisz byæ nowym hydroponikiem.— Tak, s¹dzê, ¿e to w³aœnie on — stwierdzi³ Felapolous,schodz¹c z drabiny i zbli¿aj¹c siê do swego szefa.— Proszê mi wybaczyæ, ¿e przerywam rozmowê — powiedzia³uprzejmie do Wallace^a — ale spotka³em ju¿ tego d¿entelmena wœluzie i nie mia³em niestety okazji siê przedstawiæ.— wyci¹gn¹³rêkê do Hamiltona.— Edwin Felapolous, ch³opcze.Pe³niê funkcjêlekarza i jednoczeœnie psychologa.Mam nadziejê, ¿e ju¿ siêdobrze czujesz.Hamilton uœcisn¹³ mu rêkê, lecz zanim zdo³a³ cokolwiekpowiedzieæ, wtr¹ci³ siê Wallace.— Na pewno czuje siê œwietnie, Edwin — stwierdzi³ oficjalnie.— Oprowadza³em go w³aœnie po ca³ej stacji.Szczup³y mê¿czyzna, który do tej pory sta³ na boku, podszed³do nich, chc¹c siê tak¿e przedstawiæ.— Nazywam siê Sam Sloane.Pracujê obok jako212informatyk w centrum obróbki danych.S³ysza³em, ¿e przylecia³eœdzisiaj i chcia³em.— Jestem pewien, ¿e bêdziesz mia³ okazjê przedstawiæ siêpóŸniej, Sloane — rzek³ Wallace stanowczo.— Jak ju¿powiedzia³em, oprowadza³em Hamil-tona po stacji i.— O, Henry, jestem pewien, ¿e nasz goœæ ma wiêksze pojêcie otym miejscu ni¿ ty — Felapolous wskaza³ rêk¹ ustawione w rzêdyzbiorniki z algami, do których doprowadzone by³y rurkidostarczaj¹ce wszystkie potrzebne sk³adniki od¿ywcze.— Je¿elisiê nie mylê, Jack.mogê siê tak do ciebie zwracaæ?.otrzyma³doktorat w dziedzinie bioin¿ynierii kosmicznej w Yale i by³zwi¹zany z Instytutem Gaia na przyl¹dku Hattaras — pokiwa³g³ow¹ i poklepa³ Hamiltona po ramieniu.— Studiowa³eœ u VishnuSuni, prawda? Przypominam sobie artyku³, który opublikowa³eœ w„Joumal" w zesz³ym roku.— No tak.— Och, to œwietnie, ¿e znasz Instytut Gaia! — wykrzykn¹³ SamSloane.— Wiele czyta³em o tym miejscu.To tam opracowanonow¹ metodê upraw podmorskich — potrz¹sa³ z zapa³em rêk¹Hamiltona.— Bêdziesz musia³ opowiedzieæ mi wszystko, co otym wiesz.By³em kiedyœ na wyk³adzie Suni i bardzozainteresowa³y mnie rzeczy, które mówi³ na temat.— Panowie — przerwa³ Wallace, spogl¹daj¹c na nich groŸnie.— Rozmawia³em w³aœnie z Hamil-tonem o naszej stacji orbitalneji jej misji.Felapolous spojrza³ w jego kierunku.— Och, Henry, strasznie mi przykro — rzek³ pe³nymwspó³czucia tonem.— Prawie zapomnia³em, po co tuprzyszed³em.Jesteœ natychmiast potrzebny na pomoœciedowodzenia.Huntsville chce ustaliæ213z tob¹ plan robót na nastêpny tydzieñ.S¹dzê, ¿e to pilne.Oczy Wallace'a rozszerzy³y siê.Jego wzrok powêdrowa³ potwarzach trzech mê¿czyzn.Wyprostowa³ siê i pokiwa³ g³ow¹.— Dziêkujê, doktorze — rzek³ oficjalnie.— Panowie, proszê miwybaczyæ.Odwróci³ siê, przeszed³ przez pomieszczenie i szybko wspi¹³ siêpo drabince.Sloane patrzy³ na niego, dopóki nie znikn¹³, po czymrzek³ do Felapolousa, podnosz¹c brwi:— Niez³a improwizacja.Dziwi mnie tylko, ¿e nie spyta³,dlaczego nie zosta³ zawiadomiony przez interkom.— Jestem pewny, ¿e wymyœli³ ju¿ sam jakiœ powód —odpowiedzia³ Felapolous, opieraj¹c rêce na brzegu stoj¹cego z ty³uzbiornika.Spojrza³ na Hamil-tona z rozbawieniem.— Jak siêczujesz, Jack?— NieŸle — odpowiedzia³ zapytany.Czu³ siê zdezorientowanynag³ym przerwaniem wyk³adu.Spogl¹da³ kolejno na obuprzybyszów i na zamkniêty ju¿ w³az, w którym znikn¹³ szef stacji.— Czy ktoœ móg³by mi wyjaœniæ, o co tu chodzi?Sloane i Felapolous spojrzeli na siebie ze œmiechem.— Wygl¹da na to, ¿e obaj doszliœmy do tego samego wniosku— przyzna³ Sloane.— A mianowicie, ¿e rozmowa z szefemwyczerpa³a ciê trochê.— Có¿ — odezwa³ siê Jack — on jest.troszeczkê despotyczny,prawda?— Troszeczkê despotyczny — parskn¹³ Sloane, klaszcz¹c wrêce z uciechy.— To chyba mo¿liwie najdelikatniejsze okreœleniezachowania szalonego maniaka.Prawda, doktorze?16NasionaCzy dziwi³oby was stwierdzenie, ¿e przewidzia³em zmianêca³ego naszego œwiata, kiedy po raz pierwszy spotka³em JackaHamiltona? Chyba tak.Takie przewidywanie wypadków zdarzyæsiê mo¿e tylko w najprymitywniejszych powieœciach.Zwyklewygl¹da to tak: „Sam popatrzy³ na przystojnego m³odego przy-bysza, stoj¹cego przed nim, i pomyœla³: Tak! To on! To w³aœnie tencz³owiek zmieni nasze ¿ycie!" Przyznajê, ¿e kiedyœ sam wysy³a³emdo wydawców krótkie opowiadania z takimi kawa³kami, lecz wrzeczywistoœci coœ takiego nie mo¿e siê zdarzyæ.Nawet œwiêtyPiotr w¹tpi³ w boskoœæ Jezusa, zanim ujrza³ go chodz¹cego popowierzchni wody.Pozwolê sobie jednak na przyznanie siê, ¿e Jack Hamilton zrobi³na mnie du¿e wra¿enie w chwili, kiedy wszed³em do sekcjihydroponicznej.Znosi³ bowiem towarzystwo nudz¹cego Wallace'abez zmru¿enia oka.Jego twarz pozbawiona by³a jakiegokolwiekwyrazu.Nie widaæ by³o podniesionych brwi, przewracania oczami,grymasu ani uœmiechu.Od razu da³o siê jednak wyczuæ, ¿e niewierzy³ nawet w jedno s³owo szefa.Ju¿ po chwili znajomoœci znim doszed³ do takiego samego wniosku jak215dziewiêædziesi¹t piêæ procent za³ogi, a mianowicie ¿e naszkierownik jest g³upcem.G³upcem staraj¹cym siê wygl¹daæ jakWilli am Shatner.By³em pod wra¿eniem.Niewielu ludzi potrafi zachowaæca³kowity spokój w takiej sytuacji, stoj¹c oko w oko z szaleñcem, iwytrzymaæ to.Wybaczcie mi wiêc, je¿eli pokuszê siê ostwierdzenie, ¿e ten cz³owiek ju¿ od pierwszej chwili wyda³ mi siêosob¹ mog¹c¹ wywrzeæ wp³yw na nas wszystkich.Felapolous pos³a³ mi niezbyt mi³e spojrzenie.— Sam, nie s¹dzisz, ¿e przesadzasz nazywaj¹c swego szefaszalonym maniakiem? — rzek³ tonem, który oznacza³: „Uwa¿ajlepiej, komu mówisz takie rzeczy.Jestem przyjacielem Wallace^ai pragnê ci o tym przypomnieæ."Szczerze mówi¹c, nie obchodzi³o mnie to.— Doktorze, do tej pory myœla³em o nim jako o ekscentryku,ale kiedy zobaczy³em przed kilkoma minutami, jak zachowa³ siê wstosunku do Popeye'a Hookera, zmieni³em zdanie — wyjaœni³em.— Znasz przecie¿ Hookera, wiêc powiedz mi, czy zas³uguje natakie traktowanie i miano tchórza.Felapolous chrz¹kn¹³ i zwiesi³ g³owê.Hamilton przyjrza³ mu siêuwa¿niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]