[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróci³ siê i nagle ujrza³ na œniegu cieñ kogoœ ukrytego za skalnym za³omem.Na cichy okrzyk Tomka jego towarzysze obejrzeli siê, musieli równie¿ dostrzec olbrzymi cieñ nieznanej istoty na g³adkim jak lustro œniegu, gdy¿ przystanêli i zdumieni spogl¹dali na siebie.- Mi-te, zwierzê chodz¹ce jak cz³owiek! - zawo³a³ Tybetañczyk pe³nym przera¿enia g³osem.Us³yszawszy to, Tomek b³yskawicznym ruchem zrzuci³ z ramion plecak, po czym podskoczy³ ku g³azowi, œciskaj¹c w d³oniach swój sztucer.Zaintrygowany zas³yszanymi uprzednio opowieœciami o dziwnym Yeti - bieg³ nie patrz¹c nawet, czy którykolwiek z towarzyszy pod¹¿a za nim.Zaledwie kilkanaœcie metrów dzieli³o go od za³omu skalnego.Naraz cieñ zacz¹³ siê kurczyæ, a w koñcu znikn¹³ zupe³nie.Tomek przyspieszy³ biegu, zrozumia³, ¿e dziwny stwór rozpocz¹³ odwrót.Tu¿ przed skaln¹ œcian¹ rozpêdzony poœlizn¹³ siê na twardej tafli œniegu.Run¹³ jak d³ugi na ziemiê, potoczy³ siê po stoku.Zgubi³ swoje okulary, lecz podniecony pogoni¹, nie zwróci³ nawet na to uwagi.Poderwa³ siê na nogi.Wbieg³ za skalny za³om.O kilkadziesi¹t metrów przed nim jakiœ brunatny stwór w³aœnie wsun¹³ siê pomiêdzy wielkie g³azy.- Jest, jest! - wrzasn¹³ Tomek w kierunku biegn¹cych za nim towarzyszy i pogna³ naprzód jak szalony.Zapomnia³ o s³aboœci nêkaj¹cej go od kilku dni, zapomnia³ o zgubionych okularach.Przeskakiwa³ stercz¹ce spod œniegu kamienie, potyka³ siê, ale nie odrywa³ wzroku od g³azów, za którymi znikn¹³ legendarny Yeti*.Szaleñczy poœcig za zrêcznie umykaj¹cym stworem trwa³ doœæ d³ugo.Pozostawia³ on za sob¹ wyciœniête w œniegu œlady bosych stóp.Tomek wysforowa³ siê o kilkadziesi¹t metrów i wci¹¿ bieg³ na czele pogoni.Czasem zdawa³o mu siê, ¿e dostrzega brunatn¹ postaæ widoczn¹ zza ska³, lecz za ka¿dym razem sprawia³a inne wra¿enie.To przypomina³a nagiego, kosmatego cz³owieka, to znów gdy opada³a na cztery ³apy wygl¹da³a jak tybetañski niedŸwiedŸ.Stwór coraz bardziej oddala³ siê, szed³ coraz wy¿ej i wy¿ej.W koñcu Tomek straci³ pewnoœæ, czy w ogóle jeszcze widzi cokolwiek na b³yszcz¹cym w s³oñcu, stromym stoku, pokrytym szkl¹cym siê lodem.Ju¿ brakowa³o mu w piersiach tchu.Serce wali³o jak m³ot.Krew pulsowa³a w skroniach, a przenikliwy blask s³oneczny prawie pora¿a³ wzrok.Tomek bieg³ coraz wolniej.Us³ysza³ nawo³ywania towarzyszy.Zatrzyma³ siê, by nabraæ tchu i odpocz¹æ.Dopiero po d³ugiej chwili otoczyli go zasapani towarzysze.- Bieg³eœ, jakbyœ mia³ skrzyd³a - z uznaniem powiedzia³ Smuga.- Nie mog³em ciê dogoniæ.Czy widzia³eœ, co to by³o?- Ju¿ sam nic nie wiem - odpar³ Tomek.- Chwilami zdawa³o mi siê, ¿e to by³ nagi cz³owiek niezbyt wysokiego wzrostu.Gdy jednak bieg³ na czterech ³apach, bardzo przypomina³ niedŸwiedzia.Nie mog³em widzieæ dok³adnie, poniewa¿ stale dzieli³o nas kilkadziesi¹t metrów, a s³oñce prawie ca³kowicie mnie oœlepia³o.Upadaj¹c zgubi³em okulary.- Do licha, ale¿ to by³aby sensacja, gdybyœmy przypadkiem schwytali legendarnego Œnie¿nego Cz³owieka - westchn¹³ Smuga.- ChodŸmy st¹d jak najprêdzej, kto ujrzy mi-go, tego spotka nieszczêœcie - szepn¹³ Tybetañczyk.- Ten wasz mi-go najprawdopodobniej oka¿e siê zwyk³ym niedŸwiedziem - powiedzia³ Wilmowski.- Ale doœæ ju¿ zmitrê¿yliœmy czasu.Musimy dotrzeæ przed noc¹ do klasztoru.Przewodnik jakoœ w koñcu odnalaz³ w³aœciwy kierunek.PóŸnym popo³udniem ujrzeli nareszcie jasne kontury klasztoru.U jego stóp rozsiad³o siê kilkanaœcie domków o p³askich dachach.By³a to drongpa, czyli wioska pañszczyŸnianych ch³opów, nale¿¹cych do lamów.Przed wejœciem do kamiennego klasztoru, pomiêdzy czortenami, sta³y po obydwóch stronach drogi dwa wielkie bêbny modlitewne.Ka¿dy lama przechodz¹c obok nich pchniêciem d³oni wprawia³ je w ruch obrotowy, by “odmawia³y” modlitwê na jego intencjê.Zewnêtrzne ozdoby i belki czworok¹tnego budynku pomalowane by³y na niebiesko, zielono i czerwono, a ka¿d¹ z tych barw oddziela³ szeroki bia³y pas.W¹skie okna pokrywa³y rysunki ludzi i zwierz¹t.Wykute w skale stopnie wiod³y do wejœcia œwi¹tyni, zas³oniêtego jedynie grub¹ we³nian¹ kotar¹.Na powitanie karawany wyszed³ ze œwi¹tyni stary lama o kilku po¿Ã³³k³ych zêbach i ogolonej do go³ej skóry g³owie.By³ odziany w czerwony habit oraz kamizelkê ze z³otego brokatu.U pasa zwisa³ mu ma³y pos¹¿ek Buddy, zapewne przywieziony z pielgrzymki do œwiêtej Lhasy i woreczek ze œwiêcon¹ wod¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]